Tuwimowcy
Artyści, zakręceni i wariaci na naszych korytarzach
Na początku kilka uwag w temacie mojego poprzedniego wpisu. Kto czytał blog w zeszłą środę lub później, to zna sprawę — opublikowałem tam zbiór szkolnych uwag z lat 2012 — 2017, niezbyt chwalebny lecz wysoce rozweselający dorobek paru pokoleń Tuwimowców. Szybko okazało się, że jest zapotrzebowanie na taką kronikę kryminalną. Na szkolnym facebooku uaktywnili się absolwenci-delikwenci, w tym nawet tacy, którzy broili i wkręcali nauczycielom śrubę dziesięć lat temu. Zaczęło się publiczne wyznawanie grzeszków, kilka osób publicznie się zdekonspirowało. „To ja” — odezwała się Monika. „Zawsze taki byłem” — zawtórował jej Robert Piotr Szczepan. Kamil uzupełnił listę uwag o swoje własne, z których jednoznacznie wynikało, że był wielokrotnie notowany. Na przykład za to, że w wolnym czasie wieszał z towarzystwem co popadnie na drzewach i sufitach: krzesła, stoły i rowery… Parę osób zgłosiło reklamację w rodzaju: „przepraszam, a gdzie moja uwaga?” No cóż, widocznie przegapiłem, ale to było nieuniknione — wór z uwagami, do którego wskoczyłem był znacznie większy ode mnie. Na pocieszenie mam dobrą wiadomość — za jakiś czas (ale chyba nieprędko) opublikuję uwagi z papierowych dzienników, wlepione uczniom przed rokiem 2012. Pewnie wtedy poznamy całą, nieco już zapomnianą twórczość wspomnianego Kamila…
Popyt na szkolne wariactwa 🙂 jest zrozumiały. Uczelniana codzienność zwyczajnie prosi się o odrobinę koloru, stąd też pojawiają się rozmaici artyści. Niektórzy z nich odczuwają egzystencjalną trwogę wobec pracy w ciszy, wobec książek i zegara, który decyduje o tym, ile czasu spędzą w ławce 🙂
Czy ten człowiek na zdjęciu to przypadkiem nie przywoływany już dzisiaj Kamil? Scenka sprzed dziesięciu lat. Dzisiaj mamy w szkole szersze, kwadratowe filary…
„Nadchodzą nauczyciele z książkami. Ucieknę im przez dziurę w dachu” (?)
Koło piętnastej wesoła twórczość przydarza się już nie tylko jednostkom. Pojawia się pytanie znane z reportażu telewizyjnego: „panie, jak żyć?” Spójrzcie na następne zdjęcie. Nasi dawni licealiści, jakby trochę niewyraźni…
„Bo lekcja była za długa” (?)
A obecnie? Są, mają się dobrze. W zeszłym roku podstawowym wybiegiem szaleńców był chyba korytarz na drugim piętrze. Można tam było zobaczyć dziewczęta śmigające na barkach kolegów w pozycji „na barana”, a raz pojawili się nawet dwaj panowie w piżamach. Twarz jednego z nich mi umknęła, drugą rozpoznałem. Wojtas z obecnej 4 ct. Ten sam, który podczas lekcji udaje wieszak na kurtki. Posiniaczony, nieraz atakowany przez ściany i schody.
Ktoś musi z nim porozmawiać. Ale najpierw trzeba go złapać.
Co z takimi robić? Łapać i rozmawiać, a przy okazji się pośmiać (niekiedy z konieczności tylko mentalnie). Ostatecznie, szkoła nie musi być miejscem, w którym stale słychać ciche, monotonne tykanie zegara i nieustanny szelest kartkowanych podręczników… Kończąc zwracam się do Was z prośbą: jeśli zrobiliście w szkole ciekawe zdjęcie, przyślijcie je z krótkim komentarzem na adres blogtuwima@gmail.com. Może warto zachować taki fotos od zapomnienia?
Pozdrawiam i wracam do lektury „Psychoanalizy” Karla Gustava Junga 🙂
Rajdowcy z Tuwima
Na środę Tuwim zaplanował rajd. Będzie żużel. Kamolce. Chaszcze i doły, prawdopodobnie trochę błota, a na końcu wspólne imprezowanie na zielonym pod chmurką. Albo — obawiam się — będzie tylko błoto i zwyczajne zajęcia w klasach. W historii szkoły pogoda już kilka razy odwołała rajd. Ale co tam… Może do środy wróci lepsza aura i wycieczka na Kozią Górkę stanie się faktem. 683 metry n.p.m., wturlam się bez jęku. OK, może odrobinę ponarzekam w myślach na stromym podejściu, ale widoki i świeże powietrze mi to wynagrodzą. Dawajcie Kozią Górkę. Znamy się dobrze, już kiedyś na nią wchodziłem z Tuwimem, podobnie zresztą jak na Dębowiec czy Błatnią. Wpakować się w ortalion i do dzieła.
Wrzesień. My rano do szkoły, Profesor może wstawać kiedy chce
Witam wszystkich po wakacjach! Lipiec i sierpień za nami, znowu trzeba będzie wstawać o poranku, czesać się i przyzwyczajać rękę do długopisu. Trzeba będzie zużywać energię, którą nałapaliśmy w ostatnich miesiącach. Chciałoby się powiedzieć: niby nowy rok, a wszystko po staremu, ale jak wiadomo stuprocentowe powtórki historii nie istnieją. Zawsze coś się zmienia. Tym wnioskiem przechodzę do sedna dzisiejszego wpisu, chociaż zrobi się trochę smutno: Profesor Stoecker przeszedł ostatnio na emeryturę. Do licha, On naprawdę to zrobił!
Co teraz porabia? Może siedzi w fotelu i słucha opery Wagnera? Zawsze lubił twórczość tego kompozytora, co dawniej — jak sam przyznaje — oznaczało epizodyczne podkręcanie głośników na sto decybeli. Taki zabieg bywał edukacyjny w skutkach, gdyż udostępniał muzykę pozostałym mieszkańcom bloku z betonowej płyty, za darmo i z najcichszymi niuansami brzmienia 🙂 (= opcja „share” — „udostępnij” znana z telefonów komórkowych i komputerów). A jeśli nie słucha teraz muzyki, to może czyta? Z wykształcenia polonista, ma swoich ulubionych autorów — jak mi się zdaje zaliczają się do nich min. Beckett, Kafka i Haszek. Albo, jako tłumacz przysięgły, przekłada właśnie polski tekst na angielski, przecież przysięgał …? Czytaj dalej
Tuwim, Bruce Willis i Szkolna Pułapka 1
W szkole matury, za oknem chmury, a na niniejszym blogu bardzo stary film. Konkretnie najstarszy film nakręcony w naszej szkole — reżyserowany, montowany i obsadzony aktorsko przez uczniów klasy 3 a naszego dawnego liceum. Akcja dzieje się w 2002 roku w budynku na ulicy Jaskrowej; równie dobrze można powiedzieć, że wszystko rozgrywa się w psychice należącej do głównego i w zasadzie jedynego bohatera produkcji, Kujona (w sekundowych epizodach pojawiają się także: Ręka i Wc Nogi). O co chodzi z tą psychiką? Otóż film nosi tytuł „Sen”, co chyba od razu wszystko wyjaśnia. Swoją drogą, czy nasi uczniowie też miewają takie sny? Może maturzyści ? 🙂
Po obejrzeniu filmiku spontanicznie nadałem mu dodatkowy, hollywoodzki tytuł „Szkolna Pułapka 1″. Myślę, że mam do tego prawo. Główny bohater to drugi Bruce Willis, zamknięty w szklanych ścianach wrogiego świata, gdzie szyby się nie tłuką, po kilometrowych korytarzach snują się Obcy, a Pani Marysia właśnie zasypia w domu z kluczem do szkoły pod poduszką (pozdrawiam Panią Marysię!). Nasz Bruce Willis desperacko szuka wyjścia z uczelni: zagląda w kąty, cztery razy upada, raz wyskakuje przez okno, wspina się po linie, wbiega gdzieś i wybiega. Tym, co odróżnia go od Willisa nr 1 jest brak siniaków, podbitych oczu i krwawiących bosych stóp, oraz biała koszula zamiast spoconego podkoszulka. No cóż, jako uczeń liceum nie musiał nosić mundurka…
Dzięki filmowi zwiedzamy nasze dawne sale na ulicy Jaskrowej: fizyczno-chemiczną, biologiczną, gimnastyczną. Fajną mieliśmy salę gimnastyczną — nowoczesną, z balkonem dla widowni i sufitem niemalże drapiącym chmury. Obecnie korzystają z niej jakieś kluby sportowe, ale nie tak często jak my kiedyś. Innym wspomnieniem jest sala biologiczna. Od północy szafki porastał tam mech i paprocie, na południu rosły jakieś filodendrony i palmokształty. Uczniowie pukali w szybki akwarium. Za metalowymi barierami obok rybek czaił się Mesocricetus Auratus, który po wybudzeniu i wyciągnięciu z klatki okazywał się zdezorientowanym chomikiem syryjskim. Salą rządziła Pani Zosia, którą serdecznie pozdrawiam… 🙂
„Sen” jest efektem pracy czterech Tuwimowców: Łukasza, Barta, Jacka i Sławka. Mieli pomysł, poczucie humoru, chęci i niezbędne umiejętności techniczne. Oraz — niestety — archaiczną kamerę (zapewne piętnaście lat temu tak by jej nie nazwano). Jakość obrazu w filmie nie powala: oglądamy świat wzrokiem krótkowidza-astygmatyka, któremu podprowadzono okulary i ewentualnie wkroplono do oczu nieco atropiny (niewtajemniczonych odsyłam do Wikipedii). Mimo to zdecydowanie zachęcam do obejrzenia filmu. A przy okazji — może znajdzie się ktoś, kto nakręci Szkolną Pułapkę 2? No, nie dajcie się prosić!
Pozdrawiam Łukasza, Barta, Jacka i Sławka z dawnej 3 a, Panią Zosię, oraz czytelników bloga!
Rapujący hotelarz, czyli Mikey i jego trzy wcielenia
Poniedziałek — niby po leniwym weekendzie, ale zawiązywanie butów okazuje się jakby męczące. Dotarcie do sznurówek trwa dłużej niż w piątek, chyba faktycznie wszechświat (a więc czasoprzestrzeń) się rozszerza. Może to ta szarawa pogoda napierająca na umysł i ciało jak deska z gwoździami? Wysyłam kilka cieplejszych myśli w stronę ludzi, którzy przez weekend pracowali, robili kursy, aktywnie wypoczywali. Wiem, że w tym gronie znajdują się uczniowie naszej szkoły. Aktywni, oddani różnym pasjom i zainteresowaniom, zarobkujący.
Na przykład nasz szkolny raper, Mikey. Przez tydzień chodzi do szkoły jako Konrad, natomiast w weekendy się rozdwaja: daje koncerty jako Mikey z zespołu Gorzko słodki smak oraz pracuje w hostelu na klimatycznym krakowskim Kazimierzu, w pobliżu placu, na którym kiedyś znajdowała się rzeźnia… W hostelu zaczynał jak wielu od podstaw — różnych drobnych zajęć i obowiązków, a obecnie sprawuje tymczasowo funkcję kierownika recepcji, ma regularne kontakty z klientami, w tym licznymi cudzoziemcami. Na scenie obrabia publikę wokalem, tyle że energetycznych decybeli jest znacznie więcej. Odbudowa wokalu zajmuje mu potem pierwsze dni kolejnego tygodnia 🙂
Oto wywiad, jakiego Mikey mi udzielił (częściowo po odbudowie wokalu, a częściowo pocztą elektroniczną):
Ja - Może na początek powiesz kilka słów o swoim zespole…
Mikey - W jego skład wchodzą obecnie cztery osoby. Oprócz mnie (wokal) są to: Zelo (drugi wokal), DJ Śpioch (czyli naturalnie DJ) oraz Kozi (zarząd zespołem). Grupa wystartowała w 2012 roku ale po paru miesiącach zawiesiła swoją działalność. Reaktywacja zespołu nastąpiła w 2014 roku, gdy do niego dołączyłem (do rapowania wciągnął mnie Zelo, śpiewanie zaczęło się wcześniej, w trzeciej klasie podstawówki). W grudniu 2015 roku wydaliśmy naszą pierwszą płytę. To były ogromne emocje… Parę dni temu wyszła druga płyta.
Ja — O czym rapujecie?
Mikey - Myślę, że tutaj ważniejsze jest po co rapujemy, a nie o czym… Rapujemy dla ludzi, aby dostarczyć im jak najwięcej energii i nakręcić do działania. Poza tym, nasza muzyka nie zawęża się do kilku tematów, ale „wypływa na wiele horyzontów”, tych odkrytych i takich, których nasi słuchacze jeszcze nie doświadczyli. Na pewno nie interesują nas tematy polityczne.
Ja - Wiemy, że rapujesz. Czy masz w zespole jeszcze jakąś funkcję? Grasz na czymś?
Mikey - Tworzę teksty do swoich zwrotek, zarządzam naszym facebookiem i Instagramem. W wyjątkowych sytuacjach zajmuję się e‑mailami. Jeśli chodzi o instrumenty, to nie gram na żadnym — jedynym instrumentalistą w zespole jest DJ Śpioch, który gra na gramofonach.
Ja - Jak godzisz naukę z pracą w hostelu i grą w zespole?
Mikey - Radzę sobie z planowaniem swojego czasu. Zresztą pracuję i koncertuję tylko w weekendy, a na studio nasz zespół poświęca jeden dzień w tygodniu. Natomiast praca w hostelu nie jest bardzo męcząca. Bywają jakieś trudności, ale rzadko (wspomina tutaj sytuację z grupą kłopotliwych gości).
Ja - Wiążesz swoją przyszłość z hotelarstwem albo rapowaniem?
Mikey - Jedno nie wyklucza drugiego. Całkiem możliwe, że na co dzień będę pracował w hotelu a śpiewanie będzie moim dodatkowym zajęciem.
Ja - Ponieważ jesteśmy na szkolnym blogu, zadam następujące, ostatnie pytanie: jakie jest twoje pierwsze skojarzenie z nazwą Zespół Szkół im. Juliana Tuwima?
Mikey - Najlepsza szkoła w Bielsku-Białej dla uczniów, którzy marzą o dobrej przyszłości w perspektywicznym zawodzie.
Hm… Trafił się nienajgorszy werset na koniec tego wpisu… Pozdrawiam wszystkich, zwłaszcza tych, którzy aktywnie spędzają weekendy!
Remik Distel — wicedyrektor, człowiek z energią i pasją
Remik Distel. Wychowawca, nauczyciel informatyki, wicedyrektor. Odszedł na wakacjach. Kierował obozem zorganizowanym dla uczniów Tuwima we Włoszech w Gargano. Było gorące lato 2000 roku. Lipiec. Adriatyk kusił lazurowymi wodami. Miał 38 lat.
Wiedział dlaczego warto być nauczycielem. Rozumiał uczniów jak mało który belfer. Zawsze po właściwej stronie. Wspierał podopiecznych i żartował.
Poznaliśmy się jako nauczyciele w SP 32 w Wapienicy. Remik, jak każdy niespokojny duch, poszukiwał nowych wyzwań i możliwości rozwijania umiejętności wychowawczo-dydaktycznych. Dostał propozycję pracy w Tuwimie. VII LO. Na początku jako nauczyciel informatyki i wychowawca klasy, bardzo szybko awansował i zaczął pełnić funkcję wicedyrektora szkoły. Dobrze znał pułapki zawodu nauczyciela. Dużo mnie nauczył. Najbardziej ceniłem w nim bezkompromisowość i otwartość. To od Remika usłyszałem, jakie popełniam błędy jako nauczyciel. Wszyscy je popełniamy, kiedy zaczynamy pracę. Za ostro. Zbyt autorytarnie, za bardzo z wysokości katedry, za którą chcemy się schować. Albo za bardzo chcemy zaprzyjaźnić się z uczniami. Skracamy dystans. Czasami działa, czasami pozbawiamy się możliwości manewru i oddziaływania wychowawczego. Remik nie uciekał od trudnych rozmów. Był mądrym dyrektorem, kolegą, przyjacielem. Niejeden raz usłyszałem gorzkie słowa. Pomagały w każdym przepracowanym nauczycielskim dniu. Poszukiwał nowych rozwiązań, nowych metod i środków dydaktycznych. Tworzył szkolne pracownie informatyczne. Nowoczesne, oparte na rodzących się możliwościach sieci informatycznych. Kończyły się lata ’90. Kelly Family zapełniali stadiony 250 tyś. fanów — Remik był jednym z nich. Ot, taka mała słabostka. Na wakacjach zawsze w bandamce. Tylko brodę było widać i roześmiane oczy. Oboźny, komendant obozów wypoczynkowych w Pogorzelicy. Dużo śpiewał, choć nie bardzo potrafił, tańczył, jak już to na stole. Mistrz harcerskich zabaw — porywał 9 latka i 18-letniego wyrostka, jak już wdrapał się na stół, to bawili się wszyscy.
Klaudiusz Knyps
Dyrektor Tuwima od 2008