Szkolne zaułki

Opowieści „z krypty”, czyli pokój, który był, ale zniknął..

Witaj­cie. Boha­te­rem dzi­siej­sze­go wpi­su nie będzie oso­ba ani szkol­ne wyda­rze­nie, lecz pokój. Kon­kret­nie pokój nauczy­ciel­ski w budyn­ku na ul. Asny­ka, któ­ry tej jesie­ni zakoń­czył swój żywot. Nie­daw­no mie­li­śmy Hal­lo­we­en, więc będę kon­ty­nu­ował ten temat w kli­ma­cie łagod­nej makabreski.

Na począt­ku pod­kre­ślę, że na inny pokój nie­ste­ty nie pozwa­la­ły nam warun­ki loka­lo­we. To, że pokój był, już samo w sobie zali­cza się do pozy­ty­wów. Nauczy­cie­le mogli tam szu­kać odro­bi­ny odosob­nie­nia i ciszy, zebrać myśli. Nie da się jed­nak ukryć, że owo pomiesz­czon­ko było dość… nie­ty­po­we. Wyglą­da­ło tak:

Pierwszy pokój nauczycielski na Asnyka

Było ciem­no i bra­ko­wa­ło miej­sca na cokol­wiek poza sto­łem. Jeśli chce­cie wie­dzieć, z czym mi się koja­rzy ten widok dwa tygo­dnie po Hal­lo­we­en, to już piszę: ze słyn­nym obra­zem Rem­brand­ta pt. „Lek­cja ana­to­mii dok­to­ra Tulpa”…

Doktor Tulp

Tyl­ko świa­tło i kolo­ry na obra­zie z nie­bosz­czy­kiem tak jak­by bar­dziej żywe.

Na usta ciśnie się suchar: „zapra­sza­my do środ­ka, spo­czy­waj w poko­ju” (z mru­gnię­ciem oka). Tyle, że cia­ło peda­go­gicz­ne osią­ga­ło w środ­ku masę spo­czyn­ko­wą, ale nie­ko­niecz­nie się wyci­sza­ło. Cza­sa­mi w poko­iku docho­dzi­ło do oży­wio­nych dys­ku­sji. Zwłasz­cza wte­dy, gdy spo­ty­ka­ła się duża gru­pa nauczy­cie­li — w pory­wach chy­ba ośmiu, ostat­ni z jed­ną nogą na korytarzu.

Sepul­kral­ny kli­mat pomiesz­cze­nia uda­ło się osta­tecz­nie zła­go­dzić. Na ścia­nę tra­fi­ły trzy obrazy:

Obrazy na Asnyka

Przy­bi­łem, zoba­czy­łem, zwy­cię­ży­łem”  😉 (cały czas piszę z sympatią!)

Dwa pierw­sze moż­na wie­szać na każ­dym boku. Trze­ci obraz powi­nien wisieć tak, jak to zro­bio­no. Spo­czął koło eks­pre­su do kawy, ale rów­nie bli­sko sto­łu do badań ana­to­micz­nych jak wszyst­ko inne — to mar­twa natu­ra pt. „Nie­bie­ski ter­mos”. Inne moż­li­we tytu­ły to „Memen­to mori” i „Uczeń roz­my­śla­ją­cy przed tabli­cą nad zagad­ką egzy­sten­cji”. Zbliżenie:

Zemsta Picassa

Kto nie zmie­ścił się w poko­ju, musiał prze­by­wać na kory­ta­rzu. Przy oka­zji mała zagwozd­ka — na kory­ta­rzu znaj­du­je się tajem­ni­cza wnę­ka, a nad nią ostrze­gaw­czy trój­kąt:  czyż­by sto­isko dla nauczy­cie­la na dyżu­rze? Wnę­ka jest niska, więc zmu­sza­ła­by do gar­bie­nia się — obec­nie tkwi tam kosz.

Korytarz na Asnyka

Nowy pokój nauczy­ciel­ski powsta­je pię­tro wyżej w pomiesz­cze­niu, któ­re szko­ła pozy­ska­ła w tym roku. Nie­mal „wychu­cha­ny”, więk­szy i jaśniej­szy od poprzed­nie­go, w cie­płym, wani­lio­wym odcie­niu. Na ścia­nach ma się poja­wić foto­ta­pe­ta, więc podej­rze­wam, że obra­zów już nie będzie.

Nowy pokój na Asnyka

Patrząc na te kolo­ry przy­cho­dzi mi do gło­wy kawa i jej zapach. Do takie­go wnę­trza dok­tor Tulp ze swo­imi nożycz­ka­mi chy­ba nie zawi­ta… A daw­ny pokój? Mimo swo­ich roz­mia­rów praw­do­po­dob­nie będzie wspo­mi­na­ny z sym­pa­tią… bez syn­dro­mu sztokholmskiego 😉

Tyle na dzi­siaj — do zoba­cze­nia w kolej­nym wpisie.

 

Loading

Dzień Otwarty, czyli powrót na imprezę

Gdy­bym zatrud­nił sztucz­ną inte­li­gen­cję, to dzi­siej­szy wpis był­by już zeszło­ty­go­dnio­wym. Cóż, jak się rzeź­bi cha­łup­ni­czo wła­sny­mi siła­mi, to trze­ba się uzbro­ić w cier­pli­wość… Trud­no. Przejdź­my do rze­czy. Dzi­siaj wpro­si­my się na szkol­ny Dzień Otwar­ty w wer­sji cyfro­wej — poka­żę kil­ka fotek, któ­re umknę­ły social mediom i dorzu­cę do nich swo­je trzy gro­si­ki. Wra­ca­my na imprezę.

28.04, pią­tek przed połu­dniem. Jeste­śmy w środ­ku mły­na. Goście z pod­sta­wó­wek dopi­su­ją, momen­ta­mi na scho­dach przy por­tier­ni jest ścisk jak w Black Friday.

Dzień Otwarty 2023

Nie będzie oglą­da­nia mebli jak w salo­nie Ikei. Na szczę­ście! W Dzień Otwar­ty ludzie z Tuwi­ma mają lep­szy towar dla gości — swój vibe i kre­atyw­ność. W kla­sach i na kory­ta­rzach widać deko­ra­cje nawią­zu­ją­ce do kra­jów i kul­tur z całe­go świa­ta. Na pierw­szym pię­trze widzę Wło­chy, Mek­syk i Chi­ny, do któ­rych wcho­dzi się  z gar­bem i poko­rą przez cegla­ny tunel. Mło­dzi z pod­sta­wó­wek mają szan­sę wejść w wypro­sto­wa­nej pozycji.

Smok z Azji

Wej­ście Smo­ka i tunel do Chin. Wej­dziesz tyl­ko z pokło­nem i wido­kiem na swo­je trampki.

Poręcz, wskok po scho­dach i zakręt. Dru­gie pię­tro. Odwie­dza­ją­cy oglą­da­ją bar­mań­ski show, któ­ry zna­ko­mi­cie roz­krę­cił Pan Patryk ze swo­ją fan­ta­stycz­ną eki­pą. Oraz sale, a w salach ludek, któ­ry w poprzed­nich latach przy­szedł do szko­ły, aby zoba­czyć Dzień Otwar­ty. W drzwiach niczym wodo­ro­sty snu­ją się kolo­ro­we kota­ry z papie­ru. No to nur­ku­je­my przez taką kota­rę do jed­nej z sal…

Ramzes podwójny

Egipt odsła­nia swo­je tajem­ni­ce… 💪💪💪 Tra­fia­my na zaba­wę u fara­ona, z Egip­cjan­ka­mi, dzi­da­mi i bosą tan­cer­ką na czer­wo­nym dywa­nie. Ram­ze­si z 1 bt mil­czą jak mumie, ale poka­zu­ją pal­ca­mi hie­ro­gli­fy, któ­re dają się łatwo odszyfrować… 😉😉😉

Egipcajnie

Ucznio­wie z pod­sta­wó­wek krą­żą po salach. Niby tro­chę nie­śmia­li, ale roz­glą­da­ją się, tu coś zaga­da­ją, tam porwą ciast­ko lub nabio­rą coś cie­ka­we­go z miski… Wzro­stem wyróż­nia­ją się łow­cy-zbie­ra­cze, któ­rzy prze­cze­su­ją sale w środ­ku dnia — Pano­wie Infor­ma­ty­cy oraz Pani Wie­sia. To juro­rzy kon­kur­su „Z Tuwi­mem przez świat”, oce­nia­ją wystrój sal, kostiu­my uczniów i ser­wo­wa­ne potra­wy. Egipt zdo­bę­dzie u nich pierw­sze miej­sce. Gratulacje! 😉

Licznik

Na kory­ta­rzu luz jak w Rio. Do Pana Andrze­ja, któ­ry dyżu­ru­je koło fila­ra pod­cho­dzi Michał z kla­sy turystycznej.

—  Ma pan taki sam kubra­czek jak Szrek.

—  Ty łobuzie!!

Pan Andrzej pio­ru­nu­je Micha­ła wzro­kiem, ale naj­wy­raź­niej ma ubaw z tej sytuacji.

Taniec

Hisz­pan­ki i sym­pa­tycz­na zaba­wa przy gorą­cych rytmach 😉

Chwi­lę póź­niej Pan Andrzej sta­je się eks­po­na­tem. Chło­pak z Tuwi­ma pod­pro­wa­dza do nie­go gru­pę uczniów z pod­sta­wów­ki i wska­zu­je brodą:

 —  O, tutaj widzi­cie faj­ne­go nauczy­cie­la. Zwie­dził pół świata!

Mło­dzi oglą­da­ją okaz z zacie­ka­wie­niem i odcho­dzą. Sytu­acja powta­rza się jesz­cze dwa razy, a póź­niej Pan Andrzej uda­je się — jak praw­dzi­wy eks­po­nat — na kon­ser­wa­cję her­ba­tą w poko­ju nauczycielskim.

Licznik 2

Na miej­scu daw­ne­go skle­pi­ku znaj­du­je się sto­isko z wło­ski­mi sma­ko­ły­ka­mi. Cie­szy się zain­te­re­so­wa­niem gości, raz po raz czy­jaś ręka pory­wa deli­cje z bla­tu. W koń­cu ze sto­łów zni­ka cały poczę­stu­nek.  —  Wszyst­ko mi zje­dli…  —  tak jak­by z nutą smut­ku zauwa­ża kie­row­nicz­ka sto­iska, Pani Aneta.

Bonjour Madame

x x x x x

Trzy­dzie­ści minut po pierw­szej impre­za się koń­czy i płyn­nie prze­cho­dzi w sprzą­ta­nie szko­ły. We śro­dę zaczy­na­ją się matu­ry i wszyst­ko musi lśnić. Tak­że tabli­ce, z któ­rych trze­ba poście­rać rysun­ki. Cięż­ko to przy­cho­dzi, gdy widać, że tabli­cę dotknę­ła ręka szkol­ne­go Leonar­da. Żegnaj, Mona Liso z Meksyku…

Leonardo

Licz­by to tyl­ko licz­by, ale mimo to zer­kam na licz­nik gości. Wyglą­da cał­kiem nieźle…

Licznik 3

I tyle na dzi­siaj. Trzy­maj­cie się!

 

Loading

Pod ścianą

Podej­rze­wam, że temat szkol­nych gaze­tek i graf­fi­ti nie jest w sta­nie zerwać niko­go z łóż­ka ani ode­rwać od zna­jo­mych i Net­fli­xa, ale jeśli już ktoś dotarł do tego wpi­su, to może jed­nak chwi­lę zosta­nie? Opo­wieść zacznie się nie­win­nie, ale stop­nio­wo poja­wi się w niej psy­chia­tria i intry­gu­ją­cy wątek z depilatorem.

W zeszły czwar­tek nasze szkol­ne gazet­ki prze­szły dużą ope­ra­cję pla­stycz­ną. Chi­rur­dzy z Tuwi­ma to i owo pocię­li, ode­ssa­li, przy­pię­li i pospi­na­li, zna­czy się: zro­bi­li szko­le mały lifting. Gazet­ki to dro­biazg, ale jaka w sumie była­by szko­ła, gdy­by zabrać z niej deko­ra­cje, a pozo­sta­wić puste ścia­ny? (Puk puk) Dzień dobry, panie psychiatro.

Trze­ba przy­znać, że szkol­ny ludek potra­fi two­rzyć ład­ne, este­tycz­ne rze­czy. Oto gazet­ka przy­go­to­wa­na we czwar­tek przez kla­sę Pani Basi:

Gazetka z Asnyka (1)

Albo ta poni­żej. Nie ma miej­sca na nija­ki, bez­oso­bo­wy beton — two­rzy­ła kla­sa Pani Marzeny:

Gazetka z Asnyka (2)

Gazetka z Asnyka (3)

Czytaj dalej

Loading

Powrót do Epoki Lodowcowej

Począ­tek paź­dzier­ni­ka. Parę dni temu było dość zim­no, nie­któ­rzy bywal­cy Tuwi­ma sie­dzie­li w kla­sach ubra­ni w blu­zy, a nawet kurt­ki. Strój szkol­ny sta­no­wił dodat­ko­we ocie­ple­nie drżą­cych ciał, cho­ciaż zda­rza­ły się też oso­by w samych T‑shirtach z nadru­ko­wa­ny­mi pal­ma­mi — tym było chy­ba jak w tro­pi­kach. Pal­my, „wacia­ki” z bluz i kur­tek oraz kla­sycz­ne mun­dur­ki patrzy­ły zgod­nie jak odcho­dzi lato.

Na zimę jeste­śmy przy­go­to­wa­ni. Budy­nek szko­ły jest ocie­plo­ny. Nie to, co w począt­kach roku szkol­ne­go 2009–2010, gdy z sypią­ce­go się budyn­ku przy uli­cy Jaskro­wej Tuwi­mow­cy prze­nie­śli się do sypią­ce­go się gma­chu przy Fila­ro­wej. Tro­chę prze­sa­dzam, budy­nek przy Jaskro­wej raczej nie miał przed sobą przy­szło­ści — ścia­na zewnętrz­na w sali 32 rusza­ła się weso­ło, przez szcze­li­ny pew­nie dało­by się gryp­so­wać, stan cało­ści był zde­cy­do­wa­nie zły. Gmach przy Fila­ro­wej był nie tyl­ko w lep­szej loka­li­za­cji, ale i w lep­szym sta­nie — raz tyl­ko wypa­dło okno, ale resz­ta pozo­sta­ła nie­wzru­szo­na. Gorzej, że bra­ko­wa­ło sal, a sam budy­nek nie był ocieplony 🙁

W zim­niej­sze dni ucznio­wie Epo­ki Lodow­co­wej chy­ba też cho­wa­li się w „wacia­kach”.

Na szczę­ście przy­je­chał styropian.

Ocieplamy szkołę

Wła­ści­wie przy­je­cha­ło kil­ka cię­ża­ró­wek ze sty­ro­pia­nem, a oprócz tego kopar­ka, któ­ra zaczę­ła kopać szkol­ną fosę. Tuwi­mow­cy nie­wąt­pli­wie poczu­li „jesień śre­dnio­wie­cza” i pozna­li, czym jest prze­by­wa­nie w oblę­żo­nej twier­dzy. Patrząc w okno czło­wiek dostrze­gał po dru­giej stro­nie dys­kret­ny cień cią­gną­cy za sobą po rusz­to­wa­niu płach­tę sty­ro­pia­nu. „Dzień dobry!” „A… dzień dobry…”

Ponad­to bra­ko­wa­ło sal. Kla­sy 217 i 218 dopie­ro powsta­wa­ły kosz­tem szkol­ne­go kory­ta­rza. W nie­któ­rych salach dwóch nauczy­cie­li pro­wa­dzi­ło jed­no­cze­śnie dwie lek­cje. Jeden miał biur­ko, a dru­gi krze­sło w kącie. Tabli­cę dzie­li­ło się na poło­wę, a gąb­ką ludzie Epo­ki Lodow­co­wej dzie­li­li się jak mię­sem mamu­ta. Lewym uchem uczeń pozna­wał nie­miec­ki, a pra­wym angiel­ski. Mógł sobie prze­łą­czać kana­ły. Zanim sale 217 i 218 zosta­ły ukoń­czo­ne, zda­rza­ły się nawet lek­cje na sto­łów­ce sza­cow­nej Samo­cho­dów­ki. Ucznio­wie wspo­mnia­nej szko­ły spo­ży­wa­li zupę lub kotlet, dzwo­ni­li sztuć­ca­mi o tale­rze i oma­wia­li pro­ble­my egzy­sten­cjal­ne, a Tuwi­mow­cy sie­dzie­li z boku, wdy­cha­li zapach obia­du i robi­li sobie liste­ning z angiel­skie­go. Tak angiel­ski tra­fiał przez pusty żołą­dek do serca.

Dzi­siaj mamy w szkół­ce cał­kiem cie­pło, ale cywi­li­za­cja „skór i futer” nie wymar­ła. Fakt, nie­któ­rzy rze­czy­wi­ście źle zno­szą niż­szą tem­pe­ra­tu­rę, trud­no. Tyl­ko co powie­dzieć, gdy opa­tu­lo­ny ludek sie­dzi przy otwar­tym oknie? Jaki jest jego sekret — czy ma coś do ukrycia?… 🙂

Pozdra­wiam wszyst­kich marznących!

Loading

Pani Marysia na bis

Witam wszyst­kich, któ­rzy zde­cy­do­wa­li się tro­chę popsuć swój wzrok przed ekra­nem. Dzi­siej­szy wpis będzie dość krót­ki, ale wymow­ny — wszyst­ko za spra­wą mate­ria­łów, któ­re nie­daw­no otrzy­ma­łem od dziew­cząt z kla­sy 3 et. To zdję­cia i fil­mik z poże­gna­nia, jakie ucznio­wie Tuwi­ma zgo­to­wa­li Pani Mary­si tuż przed Jej przej­ściem na eme­ry­tu­rę. Mate­riał sam ciśnie się do cyber­prze­strze­ni, nie będę mu w tym prze­szka­dzał. Tym bar­dziej, że do tej pory wize­ru­nek Pani Mary­si poja­wił się na tym blo­gu tyl­ko raz, i to w posta­ci kreskówki.

Poże­gna­nie zapla­no­wa­no pota­jem­nie. Spi­skow­cy usta­li­li datę, godzi­nę i rodzaj poże­gnal­nych upo­min­ków (kwia­ty i „Cze­ko­la­do­we tajem­ni­ce”). Nikt się nie wyga­dał. „Byłam zasko­czo­na”, powie­dzia­ła póź­niej Pani Mary­sia, „nie mia­łam żad­nych prze­cie­ków, że ucznio­wie coś szy­ku­ją”. Chy­ba myśla­ła, że po cichu przej­dzie na eme­ry­tu­rę. Tym­cza­sem w pią­tek 26 stycz­nia wyda­rze­nia poto­czy­ły się zupeł­nie ina­czej. O wyzna­czo­nej godzi­nie na kory­tarz przy por­tier­ni wyla­ła się fala uczniów z róż­nych klas. Odśpie­wa­no „Sto lat niech nam żyje! A kto? Pani Mary­sia”, roz­le­gły się bra­wa. Gdy­by na por­tier­ni leża­ła gita­ra, pew­nie spon­ta­nicz­nie zagra­ła­by jakiś nastro­jo­wy kawa­łek… Nawia­sem mówiąc, parę dni wcze­śniej widzia­łem uczniów żegna­ją­cych się indy­wi­du­al­nie. Na tzw. misia — kto przy­tu­lał się kie­dyś do tej zabaw­ki, ten wie o czym mowa. Sam też miśkowałem.

To naprawdę dla mnie?

26 stycz­nia Tuwi­mow­cy wysta­wi­li piąt­kę nie tyl­ko Pani Mary­si, ale też sobie samym. I chy­ba na tym wnio­sku zakoń­czę opis całe­go wyda­rze­nia. Zamiast przy­dłu­gie­go, lan­dryn­ko­we­go opi­su pro­po­nu­ję fil­mik poniżej:

Aby odpo­wied­nio zakoń­czyć dzi­siej­szy wpis, będę potrze­bo­wał małe­go wtrę­tu histo­rycz­ne­go o Spar­ta­nach… Jak wia­do­mo, sta­ro­żyt­ni Spar­ta­nie lubi­li dzi­dy, guzy, sinia­ki i sła­be jadło, sztu­kę trak­to­wa­li po maco­sze­mu („dobra, nama­luj mi coś na ścia­nie jak już musisz, ale masz 15 minut”). Oprócz tego sły­nę­li ze zdol­no­ści do krót­kie­go i traf­ne­go wypo­wia­da­nia się. W dwóch sło­wach zamy­ka­li myśl, któ­rą Ateń­czyk Pla­ton roz­pi­sy­wał na cały trak­tat filo­zo­ficz­ny. Po co tym piszę? Po pro­stu — jeże­li kie­dyś ktoś, kto nie cho­dził do naszej szko­ły zapy­ta was, jaka była mitycz­na Pani Mary­sia, wskaż­cie mu pal­cem powyż­szy fil­mik i odpo­wiedz­cie krót­ko, po spar­tań­sku: zobacz, jak Ją pożegnali.

Pozdro­wie­nia 🙂 dla wszyst­kich czytających.

Loading

Tuwim, Bruce Willis i Szkolna Pułapka 1

W szko­le matu­ry, za oknem chmu­ry, a na niniej­szym blo­gu bar­dzo sta­ry film. Kon­kret­nie naj­star­szy film nakrę­co­ny w naszej szko­le — reży­se­ro­wa­ny, mon­to­wa­ny i obsa­dzo­ny aktor­sko przez uczniów kla­sy 3 a nasze­go daw­ne­go liceum. Akcja dzie­je się w 2002 roku w budyn­ku na uli­cy Jaskro­wej; rów­nie dobrze moż­na powie­dzieć, że wszyst­ko roz­gry­wa się w psy­chi­ce nale­żą­cej do głów­ne­go i w zasa­dzie jedy­ne­go boha­te­ra pro­duk­cji, Kujo­na (w sekun­do­wych epi­zo­dach poja­wia­ją się tak­że: Ręka i Wc Nogi). O co cho­dzi z tą psy­chi­ką? Otóż film nosi tytuł „Sen”, co chy­ba od razu wszyst­ko wyja­śnia. Swo­ją dro­gą, czy nasi ucznio­wie też mie­wa­ją takie sny? Może maturzyści ? 🙂

Po obej­rze­niu fil­mi­ku spon­ta­nicz­nie nada­łem mu dodat­ko­wy, hol­ly­wo­odz­ki tytuł „Szkol­na Pułap­ka 1″. Myślę, że mam do tego pra­wo. Głów­ny boha­ter to dru­gi Bru­ce Wil­lis, zamknię­ty w szkla­nych ścia­nach wro­gie­go świa­ta, gdzie szy­by się nie tłu­ką, po kilo­me­tro­wych kory­ta­rzach snu­ją się Obcy, a Pani Mary­sia wła­śnie zasy­pia w domu z klu­czem do szko­ły pod podusz­ką (pozdra­wiam Panią Mary­się!). Nasz Bru­ce Wil­lis despe­rac­ko szu­ka wyj­ścia z uczel­ni: zaglą­da w kąty, czte­ry razy upa­da, raz wyska­ku­je przez okno, wspi­na się po linie, wbie­ga gdzieś i wybie­ga. Tym, co odróż­nia go od Wil­li­sa nr 1 jest brak sinia­ków, pod­bi­tych oczu i krwa­wią­cych bosych stóp, oraz bia­ła koszu­la zamiast spo­co­ne­go pod­ko­szul­ka. No cóż, jako uczeń liceum nie musiał nosić mundurka…

Dzię­ki fil­mo­wi zwie­dza­my nasze daw­ne sale na uli­cy Jaskro­wej: fizycz­no-che­micz­ną, bio­lo­gicz­ną, gim­na­stycz­ną. Faj­ną mie­li­śmy salę gim­na­stycz­ną — nowo­cze­sną, z bal­ko­nem dla widow­ni i sufi­tem nie­mal­że dra­pią­cym chmu­ry. Obec­nie korzy­sta­ją z niej jakieś klu­by spor­to­we, ale nie tak czę­sto jak my kie­dyś. Innym wspo­mnie­niem jest sala bio­lo­gicz­na. Od pół­no­cy szaf­ki pora­stał tam mech i papro­cie, na połu­dniu rosły jakieś filo­den­dro­ny i pal­mo­kształ­ty. Ucznio­wie puka­li w szyb­ki akwa­rium. Za meta­lo­wy­mi barie­ra­mi obok rybek cza­ił się Meso­cri­ce­tus Aura­tus, któ­ry po wybu­dze­niu i wycią­gnię­ciu z klat­ki oka­zy­wał się zdez­o­rien­to­wa­nym cho­mi­kiem syryj­skim. Salą rzą­dzi­ła Pani Zosia, któ­rą ser­decz­nie pozdrawiam… 🙂

Sen” jest efek­tem pra­cy czte­rech Tuwi­mow­ców: Łuka­sza, Bar­ta, Jac­ka i Sław­ka. Mie­li pomysł, poczu­cie humo­ru, chę­ci i nie­zbęd­ne umie­jęt­no­ści tech­nicz­ne. Oraz — nie­ste­ty — archa­icz­ną kame­rę (zapew­ne pięt­na­ście lat temu tak by jej nie nazwa­no). Jakość obra­zu w fil­mie nie powa­la: oglą­da­my świat wzro­kiem krót­ko­wi­dza-astyg­ma­ty­ka, któ­re­mu pod­pro­wa­dzo­no oku­la­ry i ewen­tu­al­nie wkro­plo­no do oczu nie­co atro­pi­ny (nie­wta­jem­ni­czo­nych odsy­łam do Wiki­pe­dii). Mimo to zde­cy­do­wa­nie zachę­cam do obej­rze­nia fil­mu. A przy oka­zji — może znaj­dzie się ktoś, kto nakrę­ci Szkol­ną Pułap­kę 2? No, nie daj­cie się prosić!

Pozdra­wiam Łuka­sza, Bar­ta, Jac­ka i Sław­ka z daw­nej 3 a, Panią Zosię, oraz czy­tel­ni­ków bloga!

Loading