Tuwimowcy
Milicjanci, demonstranci i zwykli spryciarze. Happening jak rzeczywistość…
Czwartek, ósmy listopada. Szkolnym korytarzem tupie rozkrzyczana grupa dziewcząt. Żądają jednego: „Kobiety na traktory!!! Kobiety na traktory!!!” Zaraz sobie przypominam, że dzisiaj w szkole odbywa się happening zorganizowany z okazji Obchodów Święta Niepodległości. Jak się jeszcze okaże, wydarzenie przeniesie szkołę w okolice końca Pierwszej Wojny Światowej oraz do epoki PRL, pokaże też, jak nasz kraj odzyskiwał niepodległość w 1918 oraz 1989 roku.
Całość wyreżyserowała Pani Gosia. Będzie gorąco. Pamiętam szkolne spektakle Pani Profesor, na których zawsze działo się coś spektakularnego 🙂
Dzisiaj jest podobnie. Oto jedna ze scen — czasy komuny, lud pozuje z papierem klozetowym, który był wtedy trudno dostępny — na Polaka ponoć przypadało rocznie siedem rolek (zabawne szczegóły tutaj). Ładniej byłoby powiedzieć „papier toaletowy”, ale lud pracujący PRL odwiedzał klozety, „toaleta” kojarzyła się ze schludnością i „burżujstwem” (trochę przesadzam) 🙂
Grupka robotników, po prawej z przodu rozpoznaję brygadzistę Mateusza. Na mój gust kombinatorzy, których zna każdy człowiek w potrzebie — papier klozetowy to cenny towar w biednym PRL, a spryciarze zapewne wynoszą go po cichu z pracy i „opylają” potrzebującym. Willi z tego nie będzie, ale może nasi spryciarze dorobią się kolekcji winyli?
Zwolennicy Partii i głowy państwa, Władysława Gomułki. Zadowoleni posiadacze papieru toaletowego oraz ci, którzy szczerze wierzą w system socjalistyczny. A na środku u góry szczęśliwy milicjant. Chwila, czy to nie Mateusz, handlarz papierem klozetowym? Ten to się umie życiowo ustawić… 🙂
Zakład pracy Twoim drugim domem! Napis niczym żółta wywieszka w pobliżu przewodów wysokiego napięcia, „DOTKNIĘCIE GROZI PORAŻENIEM I ZGONEM!”. Sympatyczne dziewczęta oczywiście w strojach z epoki.
Zła wiadomość dla miłośników bimbru: dziewuszce po lewej u góry wyrasta z głowy kijek z dramatycznym napisem: Bimber przyczyną ślepoty! Tak propaganda PRL załatwia edukację.
Politycznie kraj jest uzależniony od Związku Radzieckiego. Obywatele są kontrolowani przez państwo. Dosyć…
Władza nie lubi demonstrantów. Kogo by tu… zahaczyć…? Kogo by tu…
Zahaczone…
Jedno z kluczowych wydarzeń, które przyczyniły się do powrotu niepodległej Polski w 1989 roku — Okrągły Stół. Władza zasiada do rozmów z opozycją. Kluczowy moment happeningu.
Oto historia pół żartem, pół serio. Moim zdaniem, strzał w dziesiątkę 🙂
Jak powiedziała mi Pani Gosia, do udziału w happeningu zgłosiło się około czterdziestu uczniów z różnych klas. To świetny wynik, dobrze, że ludek chce się angażować w podobne eventy. Niepodległość też nam wywalczyli ludzie, którym — mówiąc potocznie — „się chciało”. Chociaż, oczywiście, kosztowało Ich to znacznie więcej. Pamiętajmy o Nich i przełomowych chwilach w naszej historii.
Pozdrawiam Panią Gosię i uczestników happeningu, oraz wszystkich czytelników!
626 total views, 1 views today
Destynacje i nie tylko — odpytuję Profesora z Geografii…
Na przełomie lutego i marca przyszłego roku kolejna grupka Tuwimowców uda się na praktyki zagraniczne w ramach programu Erazmus +. Będzie tych włóczykijów siedemnastu, a polecą — ni mniej, ni więcej — do Anglii i Hiszpanii. Postanowiłem nieco zgłębić ten temat w rozmowie z naszym Profesorem od Geografii. No cóż…, z rozmowy wyszedł wywiad-mutant, w którym ostatecznie spotkały się bardzo różne wątki: praktyki zagraniczne, wyciąganie ryb z wody i poszukiwanie drogi życiowej przez Profesora — znaczy się, Pana Jarosława. Oto fragmenty rozmowy:
Ja — Panie Jarku, jaka jest Pańska ulubiona destynacja turystyczna?
Pan Jarosław — Bieszczady. Jeszcze za czasów studenckich bardzo często jeździłem w Bieszczady. Był to początek lat dwutysięcznych. Bieszczady były wtedy takie kameralne i wyjątkowe. A że jeszcze dodatkowo jestem wędkarzem, toteż na Solinie zawsze tam trochę rybek się nałapało. W roku 2016 odwiedziłem Bieszczady ponownie, ale to już niestety nie jest to samo. Mnóstwo ludzi, szlaki są zadeptane, a na Solinie ryba nie bierze… Jeżeli chodzi o destynację zagraniczną, to przyznam, że lubię jakoś jeździć do Grantham. Lubię angielski, małomiasteczkowy styl tej miejscowości, etniczną różnorodność jej restauracji. Lubię tam jeździć z dzieckami.
Ja — Jaką destynację wybrałby Pan dla naszych uczniów, gdyby można było zrobić praktyki w dowolnym miejscu na świecie?
Pan Jarosław — Kiedyś powiedziałem uczniom: „a… puśćmy se Erasmusa na Malediwy”, i to się uczniom spodobało. Niestety, Malediwy leżą poza Unią Europejską (na Oceanie Indyjskim). Islandia byłaby ciekawa, ale trzeba znaleźć tam hotel, problemem jest też pięć godzin lotu i ceny na miejscu.
Tutaj króciutkie audio 🙂
Ja — Czy wiadomo, ilu uczniów szkoła wysłała do tej pory na praktyki zagraniczne?
P. J. — Biorąc pod uwagę wszystkie projekty, lata i ludzi, którzy te wyjazdy organizowali, wyjdzie ponad pięciuset uczniów.
Niech lecą dzieciska w świat szeroki… Dokąd Tuwim jeszcze je pośle?
Ja — Zapytam o destynację zawodową: jak to się stało, że wybrał Pan pracę szkolnego geografa? Albo — mówiąc ogólniej — nauczyciela?
P. J. — Skąd geografia?… Po ukończeniu technikum elektronicznego w bielskim Mechaniku zacząłem się rozglądać za kolejną szkołą. I za dziewczynami. Spodobała się uczennica z Liceum nr 7 w Wapienicy (a więc z ówczesnego Tuwima!). Spotykaliśmy się tam. A gdy wybrała się do Krakowa studiować geografię, musiałem wybrać ten sam przedmiot i miasto. W technikum było bardzo mało geografii, więc samodzielnie douczałem się do egzaminu wstępnego na wspomniane studia. Co zaskakujące — zdałem egzamin, a dziewczyna nie 🙁 Takie coś się porobiło… W Krakowie już zostałem, polubiłem geografię… i poznałem moją obecną żonę. A skąd w moim życiu nauczanie? Też jakoś tak dziwnie wyszło. Miałem pomysł na życie: geografia przestrzenna, praca urzędnika w jakiejś gminie, zajmowanie się planami zagospodarowania przestrzennego… Ale znajomi wyciągnęli mnie na studia pedagogiczne. No chodź, posiedzimy tam… I trafiłem na te studia. Po studiach dostałem wymarzoną pracę w urzędzie, ale po trzech miesiącach wiedziałem, że to nie dla mnie. NIC tam się nie działo, siedziało się tylko, nuda STRASZNA. Idąc za radą znajomej zmieniłem pracę, poszedłem do liceum uczyć geografii oraz… podstaw przedsiębiorczości. W 2004 r. przyszedłem do Tuwima.
Ja — Jakaś recepta na odpoczynek po długim dniu? Ryby i siedzenie z wędką jeszcze są?
P. J. — Teraz już rzadziej. Zresztą wprawdzie lubię wędkowanie na siedząco, ale specjalizuję się w łowieniu pstrągów potokowych. Biegam lub spaceruję wzdłuż górskich rzek i próbuję „wyhaczać” ryby z różnych miejsc. Mój rekordowy pstrąg miał 57 centymetrów. Obecnie zazwyczaj łapię NO KILL, tak więc po złowieniu rybka wraca do wody… Lubię też sport, uwielbiam oglądać sport… Ale czy to wypoczynek? Zasiadam przed telewizorem, oglądam i tak się stresuję, że jestem szczęśliwy, jak już się skończy.
Ja — Wielu uczniów zauważyło, że chodzi Pan do szkoły „w kratkę”. Skąd ten „nałóg”?
P. J. — Kratka to kolor. Życie musi być kolorowe! Nie powinno być monotonne.
Pozostańmy z ostatnim zdaniem Profesora w głowach. Pozdrawiam wszystkich, w tym oczywiście Pana Jarka i pozostałych nauczycieli, którzy właśnie mają swoje święto — życzę Im wszystkiego najlepszego w pracy zawodowej i w życiu osobistym 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Podkład muzyczny do materiału audio pochodzi z utworu Tribal Island, strona www.OurMusicBox.com, jego autorem jest Jay Man.
1,227 total views
Tuwimowcy w rozjazdach, czyli wschodnie klimaty
Słyszałem, że już pakują manatki — w przyszłym tygodniu ekipa nauczycieli z Tuwima wybiera się na trzydniową wycieczkę po Roztoczu. Oby tylko dopisało słońce. Profesor z informatyki już sprawdzał pogodę, odkrył przy okazji, że serwis internetowy pokazuje Roztocze gdzieś w województwie zachodniopomorskim, a Zamość na Mazurach. Może jest kilka Roztoczy, ale Zamość — ten zabytkowy rodzynek — może być chyba tylko jeden? To niezwykle ciekawe, że sprawdzając mapy w sieci Profesor zwykle dostaje inne wyniki niż reszta grona. Jakaś klątwa?
Nauczycielskie wyprawy to już tuwimowska tradycja, przywoływana co roku w ostatnich tygodniach lub miesiącach roku szkolnego. Teraz padło na wschodnią Polskę. Stamtąd jeszcze kilkadziesiąt kilometrów i jesteśmy na Ukrainie — tam Tuwimowcy już byli, i to dość dawno temu. Do dziś uznają tamtą eskapadę za niezwykle fajną przygodę, więc chyba pozwolicie, że napiszę na ten temat kilka akapitów. Tym bardziej, że z Ukrainą wiążą nas nie tylko miłe wspomnienia grupki obieżyświatów.
Zacznę od wycieczki. Jeżeli wiemy, że w wycieczce brali udział nasi geografowie, to możemy być pewni, że wyjazd nie był zbyt „geograficzny”. Była to raczej beczka śmiechu. Chociaż na trasie Lwów — Kijów pojawiały się też oczywiście okazje do zadumy. Na przykład, na cmentarzu Łyczakowskim.
Wyszperałem kilka fotosów. Zdjęcie 1. Pani Basia, poniżej kozacki bard, po prawej Bohdan Chmielnicki. Chmielu nie widzę, jest za to klimatyczny instrument szarpany i piękna pogoda w pięknym kraju. W takich warunkach żadne powstanie kozackie nie ma szansy. Rok pański 1648 musiał być wybitnie deszczowy.
Zdjęcie 2. Babki z Kijowa. Po prawej Pani Ania, zamaskowana chustką i okularami, obok Panie Gabrysia i Jasia z dawnej administracji Tuwima. Tri matrioszki 🙂
Zdjęcie 3. Aniołowie i Cherubinki w kraju ikon i prawosławnych klasztorów.
Jak wspomniałem, Ukraina to dla Tuwima nie tylko ładne zdjęcia w albumie. Po pierwsze, to osoba Pani Nataszy, która przez szereg lat uczyła młodszych Tuwimowców języka angielskiego. Nasi dawni absolwenci na pewno doskonale pamiętają Panią Nataszę, która była nauczycielem wymagającym, ale przy tym życzliwym, wnoszącym w szkolne życie dużo spokoju, rozwagi i opanowania. Takie cechy charakteru muszą być dzisiaj wybitnie w cenie w Jej ojczystym kraju. Tym bardziej tam, gdzie był dom Pani Nataszy — na wschodzie Ukrainy, gdzie obecnie rządzą antagonizmy narodowe i kałasznikow (albo podobny kawałek metalu). W zakątku świata, gdzie imię Władimir wywołuje niezwykle skrajne reakcje. Dopiero co czytałem, że konflikt zbrojny przybiera tam na sile…
Zdjęcie 4. Pani Natasza jedzie z grupą na Ukrainę. Oto spokój i pogoda ducha. Niestety nie wiem, co obecnie u Niej słychać…
Z Ukrainą wiązały nas też kontakty „uczelniane”. Dokopałem się tutaj do kilku informacji, podam pierwszą z brzegu. „Wrzesień (1995) — pięciodniowa wizyta Dyrektora Zespołu w Bierdiańsku na Ukrainie, zorganizowana przez władze miasta oraz Filii Politechniki Łódzkiej w Bielsku-Białej — podpisanie porozumienia o współpracy i wymianie młodzieży pomiędzy Tuwimem, a Azowskim Regionalnym Instytutem Zarządzania APUY”. Na podpisie sprawa się nie zakończyła. Młodzież faktycznie kursowała na linii Bierdiańsk — Bielsko-Biała…
Pozdrawiam wszystkich, a szczególnie Panią Nataszę, gdziekolwiek obecnie przebywa!
414 total views
Łubu-dubu retro!
Łubu-dubu! Szast prast! Minął tydzień, mamy weekend, czas na odpoczynek i małe łubu-dubu. Tym bardziej, że pogoda nie wypędza na dwór. Zapraszam na wirtualną imprezę, a właściwie od razu na dwie (chwila, proszę jeszcze nie wchodzić na parkiet! Dopiero umyli i wypolerowali, można zaliczyć gwałtowne łub-dub ze zmianą pozycji z prostopadłej na równoległą do podłogi, jeszcze chwilę posiedźmy).
Kilkanaście dni temu nasi maturzyści odebrali od fotografa swoje zdjęcia ze studniówki. Jak można było oczekiwać, fotki wzbudziły wśród uczniów gwałtowne ożywienie i wesołość — ostatecznie, studniówka jest tylko raz, a parkiet przyciąga jak magnes, nawet jeżeli pojawia się tylko na zdjęciu. Pomyślałem wtedy, że poszukam fotek z imprez, na których Tuwimowcy pojawiali się w przeszłości. Znalazło się kilka… z udziałem naszych nauczycieli… Przy czym fotosy zrobiono na „tajnych” imprezach grona pedagogicznego.
Pstryk! i igła na krążek. DJ rozkręca winyl.
Impreza w klimacie lat sześćdziesiątych, przetańczona pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku…
Elvis wiecznie żywy? Bokobrody by się zgadzały, ale opaska na czole i wzory na koszulach wskazują na subkulturę hipisów. (Panie Dyrektorze, nikt Pana tutaj nie rozpozna, proszę być spokojnym…)
A teraz kolejna scena. Słychać gwizd bacy. Karczma w Beskidach, początki XXI wieku, ciało pedagogiczne (kto wymyśla takie wyrazy?) odkrywa swoje drugie „ja”. Inspiracja nadchodzi z podłogi.
Kolejna scena z karczmy. Profesor jeszcze bez muszki, za to z czupryną. Tańczy z naszą byłą Panią Wicedyrektor.
I jeszcze jeden klimatyczny duet. Czupurny Pazur wabi swoją sympatyczną towarzyszkę. Chyba skutecznie.
Ostatnie ujęcie z zabawy. Szkoda, że nie słychać, o czym Panowie rozmawiają, w każdym razie z pewnością grozi im nadciśnienie 🙂 Pani Jola znajduje się bliżej, i chyba też nie słyszy.
Już późno. Membrany głośników dziurawe, baca każe się zabierać. Może jeszcze kiedyś wrócimy na parkiet? Zbiory blogoteki stopniowo się powiększają, może pojawią się kolejne ciekawe materiały. Ostatecznie, wciąż jeszcze nie wypłynęły zdjęcia ukazujące efektowną choreografię Profesora Stoeckera, włącznie ze słynnym wkręcaniem pięty w parkiet a la „gaszenie papierosa”. Mam nadzieję, że ktoś takie trzyma w swoim albumie. Może się podzieli?
Pozdrawiam wielbicieli rock’n rolla i góralskich kapel. Łubu-dubu!
925 total views, 1 views today
Pani Marysia na bis
Witam wszystkich, którzy zdecydowali się trochę popsuć swój wzrok przed ekranem. Dzisiejszy wpis będzie dość krótki, ale wymowny — wszystko za sprawą materiałów, które niedawno otrzymałem od dziewcząt z klasy 3 et. To zdjęcia i filmik z pożegnania, jakie uczniowie Tuwima zgotowali Pani Marysi tuż przed Jej przejściem na emeryturę. Materiał sam ciśnie się do cyberprzestrzeni, nie będę mu w tym przeszkadzał. Tym bardziej, że do tej pory wizerunek Pani Marysi pojawił się na tym blogu tylko raz, i to w postaci kreskówki.
Pożegnanie zaplanowano potajemnie. Spiskowcy ustalili datę, godzinę i rodzaj pożegnalnych upominków (kwiaty i „Czekoladowe tajemnice”). Nikt się nie wygadał. „Byłam zaskoczona”, powiedziała później Pani Marysia, „nie miałam żadnych przecieków, że uczniowie coś szykują”. Chyba myślała, że po cichu przejdzie na emeryturę. Tymczasem w piątek 26 stycznia wydarzenia potoczyły się zupełnie inaczej. O wyznaczonej godzinie na korytarz przy portierni wylała się fala uczniów z różnych klas. Odśpiewano „Sto lat niech nam żyje! A kto? Pani Marysia”, rozległy się brawa. Gdyby na portierni leżała gitara, pewnie spontanicznie zagrałaby jakiś nastrojowy kawałek… Nawiasem mówiąc, parę dni wcześniej widziałem uczniów żegnających się indywidualnie. Na tzw. misia — kto przytulał się kiedyś do tej zabawki, ten wie o czym mowa. Sam też miśkowałem.
26 stycznia Tuwimowcy wystawili piątkę nie tylko Pani Marysi, ale też sobie samym. I chyba na tym wniosku zakończę opis całego wydarzenia. Zamiast przydługiego, landrynkowego opisu proponuję filmik poniżej:
Aby odpowiednio zakończyć dzisiejszy wpis, będę potrzebował małego wtrętu historycznego o Spartanach… Jak wiadomo, starożytni Spartanie lubili dzidy, guzy, siniaki i słabe jadło, sztukę traktowali po macoszemu („dobra, namaluj mi coś na ścianie jak już musisz, ale masz 15 minut”). Oprócz tego słynęli ze zdolności do krótkiego i trafnego wypowiadania się. W dwóch słowach zamykali myśl, którą Ateńczyk Platon rozpisywał na cały traktat filozoficzny. Po co tym piszę? Po prostu — jeżeli kiedyś ktoś, kto nie chodził do naszej szkoły zapyta was, jaka była mityczna Pani Marysia, wskażcie mu palcem powyższy filmik i odpowiedzcie krótko, po spartańsku: zobacz, jak Ją pożegnali.
Pozdrowienia 🙂 dla wszystkich czytających.
1,200 total views
Ostatni teledysk Pani Marysi
Ten news łupnie Was w głowę jak piłka lekarska zrzucona z samego czubka Wieży Eiffela. Nie spodoba się Wam. Otóż spełnia się jedna z przepowiedni Nostradamusa dla naszej szkoły, które opublikowałem w poprzednim wpisie: Pani Marysia przechodzi na emeryturę z końcem bieżącego miesiąca! Nie zobaczymy Jej po feriach… Nie muszę wyjaśniać, jaka to fatalna wiadomość dla wszystkich stałych bywalców Tuwima. I, tak po ludzku, bardzo smutna. Bo nie tylko tracimy niezawodnego pracownika szkoły, ale także bardzo życzliwą osobę.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że Pani Marysia to Kolumb naszej portierni — pracuje w Tuwimie od początków szkoły w 1991 roku. Kolejne generacje uczniów pożyczały u Niej szkolne kalkulatory, pinezki i nożyczki, dostawały mundurek spod lady, kserowały książki, kupowały podręczniki z drugiej ręki. Wszyscy znamy przepis na Panią Marysię: (energia2 + gotowość do pomocy3 + fachowość * ∞ (nieskończoność)) — L‑4(≈3 dni/26 lat). A co po 31 stycznia? No cóż, Pani Marysia będzie odpoczywać w domu. Czasem wypadnie na dwór, może na grzybki — jest specjalistką od zbierania grzybków, wie po którym jegomościu grożą halucynacje lub drewniany język.
Kilka dni temu nasza Xero Hero nakręciła swój ostatni teledysk, jak zwykle odważny i niestandardowy (pamiętacie jeszcze Jej poprzedni soundtrack?). Popatrzcie i posłuchajcie, nie zapomnijcie przy tym podkręcić głośności. Najlepiej oglądać na komórce, gdyż rozdzielczość wideo nie powala na kolana. Tytuł utworu to „Ksero nie działa”.
Najstarszy film świata nosi tytuł „Wyjście robotników z fabryki”. Powstał jeszcze w XIX wieku i oczywiście daleki jest od technicznej doskonałości. To samo można powiedzieć o powyższym animowanym teledysku. Animacja jest krótka i toporna, ruchy niezbyt dopracowane. Na szczęście sytuację ratuje wokal Kserokopistki. Słyszymy śpiewną recytację z epizodycznym drugim głosem w chórze (też należy do Pani Marysi, ale został sztucznie obniżony). Przytoczę początek piosenki, gdyż w paru miejscach dźwięk jest lekko niewyraźny:
Przyciskam, naciskam, naciskam, przyciskam.
Ksero nie działa,
przyciskam, naciskam, naciskam, przyciskam,
poszedł korbowód. Korbowód!
Dziś nie ma ksera.
Korbowód!
Ksero nie działa. Ale lipa, ale lipa, ale, ale, ale…
Samo życie… Pozdrawiam wszystkich. Szczególnie Panią Marysię, której życzę porządnego odpoczynku po wielu latach naciskania i przyciskania, pożyczania, rozliczania, prasowania i sprzedawania 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
1,452 total views