Monthly Archives: marzec 2023

Opowieści znalezione za biurkiem, część 2 — Profesor Stoecker, smok i telefon

Dzi­siaj na blo­gu ciąg dal­szy wywia­du z naszym nauczy­cie­lem-eme­ri­tu­sem, Panem Ryszar­dem Sto­ec­ke­rem. W poprzed­nim wpi­sie była mowa o jego książ­ce pt. „Woła­nie zom­bich o kar­bid” — pora dokoń­czyć temat i dorzu­cić histo­ryj­kę o Tuwimie.

x x x

Pro­fe­sor Sto­ec­ker  —  Wypu­ść­my jesz­cze jakie­goś zom­bie­go (czy­li opo­wiast­kę o życiu).

Zanu­rza wzrok w książ­ce i szu­ka kolej­ne­go frag­men­tu do nagra­nia na dyk­ta­fo­nie. Znaj­du­je scen­kę, w któ­rej chło­pak o imie­niu Achim ma przy­go­to­wać tyłek na pla­śnię­cie rodzi­ca (tzw. szma­ry lub lej­ty). To ślą­ska histo­ria z cza­sów, gdy Pan Ryszard miał może tro­chę ponad metr wzro­stu, na świe­cie nie było jesz­cze Artu­ra Szpil­ki ani Naj­ma­na, a po domu Achi­ma niczym po rin­gu bok­ser­skim krą­ży­ła mama Rouza…

- Achim, do dom! Szy­kuj rzyć na szma­ry! — dar­ła się nie­raz mama Rouza, któ­ra dała imię pseu­do­ni­mo­wi, jaki potem lubi­łem uży­wać pisząc do gazet. — Za co te lyj­ty? — Za to, coś się doł! Achi­mek brał lanie (szma­ry albo lyj­ty) za to, że go zbi­li kole­dzy. Jeśli on komuś przy­wa­lił — było ok. Pan Grie­se też go oczy­wi­ście lał, w try­bie zwy­kłym, gdy Achi­mek prze­skro­bał coś lub się nie słu­chał mamy Rouzy.

Lepiej nagrał się inny epi­zod z książ­ki — opo­wieść o smo­ku-alko­ho­li­ku z miej­sco­wo­ści Rzy­ki-Jagód­ki. Publi­ku­je­my, nie takie rze­czy są w szkol­nych lek­tu­rach. „Dyk­ta” ozna­cza w nagra­niu dena­tu­rat, a Soła to oczy­wi­ście rze­ka. Trzy, dwa, jeden, spo­tka­nie z procentozaurem:

Prze­glą­dam książ­kę. Przed ocza­mi prze­la­tu­ją mi roz­dzia­ły o intry­gu­ją­cych tytu­łach: „Cemen­tem w krza­ki”, „Dwie­ście sple­śnia­łych bułek”, „Gulasz z serc” i „Inwa­zja szczu­rów na Biel­sko”. Szu­kam cze­goś o Zespo­le Szkół.

Gulasz z serc

Ja  —  Czy w książ­ce jest coś o naszej szkole?

Pan Rysiek  —  Tak, oczy­wi­ście. Na okład­ce pisze: „Do przej­ścia na eme­ry­tu­rę w 2017 roku pra­co­wał w biel­skim „Tuwi­mie” — jed­nej z pol­skich szkół przo­du­ją­cych w reali­za­cji pro­gra­mów współ­pra­cy mło­dzie­ży europejskiej”…

Trze­ba drą­żyć temat.

Ja  —  To może przy­to­czy Pro­fe­sor z pamię­ci jakąś histo­ryj­kę o Tuwi­mie? Wycią­gnij­my coś na świa­tło dzienne.

Zombi co zwisał z bloku

Pan Rysiek zamy­śla się, chy­ba „lepi” w umy­śle jakie­goś Frankensteina…

Pan Ryszard — W latach dzie­więć­dzie­sią­tych, gdy miesz­ka­łem w blo­ku obok Tuwi­ma, mia­łem wspól­ny tele­fon ze szko­łą. Sta­ło się tak, bo mój teść, tele­fo­niarz, pod­piął linię tele­fo­nicz­ną do szko­ły przez moje miesz­ka­nie. Jak potem ludzie dzwo­ni­li do Tuwi­ma, to tak napraw­dę dzwo­ni­li do mnie, a ja ich prze­łą­cza­łem do szko­ły. No chy­ba, że sam w danej chwi­li dzwo­ni­łem i tym samym blo­ko­wa­łem linię do Hote­la­rza. W ten spo­sób (nie chwa­ląc się) zablo­ko­wa­łem roz­mo­wę same­go Kura­to­rium Oświa­ty z naszą ówcze­sną Panią Dyrektor…

Wisiało to tak i wisiało

Połą­cze­nie miesz­ka­nia Pro­fe­so­ra Sto­ec­ke­ra ze szko­łą. Pan Rysiek roz­da­wał karty.

Robi się późno…

Pro­fe­sor mógł­by opo­wie­dzieć duuużo wię­cej takich nie­zwy­kłych histo­rii, ale na razie nie chcę go męczyć. Dopi­jam her­ba­tę, zamy­kam książ­kę, żeby nie wydo­sta­ły się z niej kolej­ne zom­bia­ki i z żalem żegnam się z moim nie­zwy­kłym gospo­da­rzem. Liczę na kolej­ny wywiad, i to zanim dwie­ście bułek sple­śnie­je w mojej kuch­ni. Do zoba­cze­nia Panie Ryszar­dzie, do zoba­cze­nia czytelnicy-słuchacze-oglądacze! 😉😉😉

Loading