Monthly Archives: maj 2017
Amerykanie w Tuwimie czyli Born in the USA
Będąc jeszcze uczniem podstawówki nałogowo oglądałem westerny. Bardzo je lubiłem, chociaż wiele z nich było do siebie podobnych i powielało rozmaite schematy oraz stereotypy. Połowa westernów kończyła się na ulicy koło saloonu w niewielkim drewnianym miasteczku — dobry szeryf stawał twarzą w twarz ze złoczyńcą, mierzyli się pokerowym spojrzeniem przez dziesięć minut, a potem błyskawicznie sięgali do kabur i oddawali do siebie strzał z wysokości biodra. Następnie następowała cisza i po chwili na ziemię padał opryszek. Szeryf zwykle szedł potem do swojej kobiety i krótko wygłaszał takie mniej więcej wyznanie: „wszystko już będzie dobrze; może i nie mam łatwego charakteru, ale zmienię się dla ciebie, odepnę gwiazdę szeryfa, będziemy razem uprawiać kukurydzę i wychowywać porządne amerykańskie dzieci…” Kiedy już mieli się całować, na ekranie wyskakiwał THE END. Mowa głównie o starszych westernach, z epoki zanim Clint Eastwood został reżyserem…
Pierwszych Amerykanów poznałem bezpośrednio w 2012 roku. Majowie zapowiadali wtedy koniec światowej cywilizacji, ale zamiast tego w naszej szkole nastąpił od razu początek nowego świata: całkiem dosłownie — przybyli do nas goście z Nowego Świata, na dodatek dyplomaci . Reprezentowali Konsulat USA w Krakowie. Mówiąc inaczej, pojawił się Szeryf oraz jego Zastępca. Aby godnie przyjąć gości, zamierzaliśmy zgłębiać tajniki protokołu dyplomatycznego, ale Konsul, wówczas był to Pan Brian George, wcale tego sobie nie życzył — na filmach jest podobnie, szeryf mówi zwyczajnie, a jak tylko siada przy stole, to od razu kładzie na nim nogi. Oczywiście w pracy dyplomaty nie ma miejsca na taką bezceremonialność, ale fakt faktem: Konsul pragnie nawiązywać nowe znajomości i kontakty, a sztywność bardzo to utrudnia. Konsulowi towarzyszyła Pani Bożena Piłat, redaktor konsularnego periodyku pt. „Zoom in on America”. Od tamtego razu Pani Bożena odwiedza nas co roku, natomiast Konsulowie co jakiś czas się zmieniają. Na początku bywali u nas Panowie: Brian George i Andrew Caruso, a od dwóch lat gościmy Panią Pam DeVolder. Czytaj dalej
Matury od kuchni, czyli dzień z życia egzaminatora
Dzisiaj kilka zdań o maturach. Na początek podam Wam trochę suchych faktów, dawka nie będzie śmiertelna. Do matury podchodziło w tym roku 115 uczniów, którzy — jak wiadomo — zdawali obowiązkowo język polski, matematykę oraz język obcy. Jeśli chodzi o przedmioty dodatkowe, dominatorem okazała się geografia, którą wybrało 88 maturzystów; drugie miejsce zajął język angielski. Co ciekawe, po raz pierwszy w historii szkoły zdawano filozofię — wprawdzie do egzaminu podeszła tylko jedna osoba, ale jednak. Czy to nie przypadkiem „sprawka” profesora pod muszką?
A teraz chciałbym zajrzeć za kulisy matur, przy czym ograniczę się do egzaminu ustnego. Oto jak wygląda dzień z życia egzaminatora…
Ranek przed egzaminem. Egzaminator budzi się. Parę sekund później dociera do niego lub niej (z reguły jest to pani) świadomość, że należy sobie zrobić mocną kawę.
Około 7.30. Egzaminator jest w już w Tuwimie. Jeśli jest przewodniczącym Komisji Egzaminacyjnej, udaje się do gabinetu Dyrektora i wypowiada tajne hasło, które uwalnia lawinę dalszych wydarzeń. Pierwszym z nich jest zgrzyt zamka w sejfie, po którym plik zestawów maturalnych ląduje na rękach egzaminatora. Zestawom towarzyszy plik protokołów, numerki do losowania zestawów przez maturzystów oraz budzik. Z budzika na egzaminie będzie korzystać Komisja Egzaminacyjna. Spokojnie, chodzi naturalnie o kontrolę czasu wypowiedzi każdego zdającego.
Chwila później. Przewodniczący Komisji wychodzi z gabinetu Dyrekcji. Jeśli widać, że rano wypił tylko jedną kawę, Pani Basia zaszyta pod wysokim kontuarem w Sekretariacie rzuca hasło „tylko żeby linijka i numerki wróciły”. Robi to oczywiście subtelnie.
8.00. Komisja Egzaminacyjna synchronizuje zegarki, znaczy się zegar wiszący na ścianie, budzik, oraz ewentualnie jakiś dodatkowy czasomierz. Następnie egzaminator w towarzystwie nauczyciela z drugiej szkoły rozpoczyna odpytywanie. Przyszli maturzyści zastanawiają się często, który przedstawiciel Komisji będzie ich odpytywał. Rzeczywistość jest taka, że zazwyczaj pytają nasi nauczyciele, ale w potrzebie mogą to zadanie przekazać swoim koleżankom i kolegom z drugiej szkoły. Maturzyści pytają, czy egzaminator z naszej szkoły już kiedyś zasłabł. Odpowiedź — w tym roku, jak i w każdym innym — jest przecząca.
Koniec pierwszej rundy odpytywania. Komisja informuje maturzystów o wynikach egzaminu. Kiedyś publicznie ogłaszano każdemu ocenę, ale od paru lat wyniki podaje się zainteresowanym na dyskretnych karteczkach. Uczniowie wychodzą ożywieni, natomiast egzaminatorzy udają się na dłuższą przerwę, z której wychodzą odżywieni. Za każdym razem oznacza to wizytę w sali nr 13 (tzw. Katakumbach Tuwima). Zdąża się tam raczej pospiesznie, ale nic w tym dziwnego — sala 13 oferuje regenerujący poczęstunek: smakowite kanapki, znakomite sałatki, ciasto i sok, lub orzeźwiającą kawę… Spróbuję ciastka z galaretką. Leciutkie. Raczej nie rozmawia się o samych maturach, a w każdym razie z pewnością nie jest to temat na całą przerwę. Mogę jeszcze jedno ciastko?
Druga część odpytywania przypomina pierwszą, chociaż subiektywnie wydaje się egzaminującym „tą dłuższą połową”. Zwłaszcza jeśli jakiś uczeń spóźnia się na swój egzamin, co na szczęście zdarza się naprawdę bardzo rzadko. O ile wiem, wiele lat temu jedna maturzystka spóźniła się o godzinę, ale było to wynikiem podtopienia drogi z Czechowic-Dziedzic podczas lokalnej powodzi — dziewczyna uparła się jednak i dotarła… Znacie może piosenkę Elektrycznych Gitar pt. „Idę do pracy”? Trochę by tu pasowała:
Idę do pracy przez rowy i doły
Idę przez bagno pogodny wesoły
Idę przez pole idę przez las
Idę do pracy ostatni raz…
(Elektryczne Gitary, śpiewa Kuba Sienkiewicz)
Zakończenie egzaminu: następuje ogłoszenie wyników maturzystom, następnie kompletuje się dokumentację egzaminu i zamyka salę. W sumie trudno w egzaminie o sensacyjne wątki i nadprzyrodzone zjawiska, chociaż matura i tak pozostanie jednym z pamiętnych wydarzeń w życiu każdego maturzysty…
Idę po ciastko. Pozdrawiam wszystkich, zwłaszcza przyszłych maturzystów!
Tuwim, Bruce Willis i Szkolna Pułapka 1
W szkole matury, za oknem chmury, a na niniejszym blogu bardzo stary film. Konkretnie najstarszy film nakręcony w naszej szkole — reżyserowany, montowany i obsadzony aktorsko przez uczniów klasy 3 a naszego dawnego liceum. Akcja dzieje się w 2002 roku w budynku na ulicy Jaskrowej; równie dobrze można powiedzieć, że wszystko rozgrywa się w psychice należącej do głównego i w zasadzie jedynego bohatera produkcji, Kujona (w sekundowych epizodach pojawiają się także: Ręka i Wc Nogi). O co chodzi z tą psychiką? Otóż film nosi tytuł „Sen”, co chyba od razu wszystko wyjaśnia. Swoją drogą, czy nasi uczniowie też miewają takie sny? Może maturzyści ? 🙂
Po obejrzeniu filmiku spontanicznie nadałem mu dodatkowy, hollywoodzki tytuł „Szkolna Pułapka 1″. Myślę, że mam do tego prawo. Główny bohater to drugi Bruce Willis, zamknięty w szklanych ścianach wrogiego świata, gdzie szyby się nie tłuką, po kilometrowych korytarzach snują się Obcy, a Pani Marysia właśnie zasypia w domu z kluczem do szkoły pod poduszką (pozdrawiam Panią Marysię!). Nasz Bruce Willis desperacko szuka wyjścia z uczelni: zagląda w kąty, cztery razy upada, raz wyskakuje przez okno, wspina się po linie, wbiega gdzieś i wybiega. Tym, co odróżnia go od Willisa nr 1 jest brak siniaków, podbitych oczu i krwawiących bosych stóp, oraz biała koszula zamiast spoconego podkoszulka. No cóż, jako uczeń liceum nie musiał nosić mundurka…
Dzięki filmowi zwiedzamy nasze dawne sale na ulicy Jaskrowej: fizyczno-chemiczną, biologiczną, gimnastyczną. Fajną mieliśmy salę gimnastyczną — nowoczesną, z balkonem dla widowni i sufitem niemalże drapiącym chmury. Obecnie korzystają z niej jakieś kluby sportowe, ale nie tak często jak my kiedyś. Innym wspomnieniem jest sala biologiczna. Od północy szafki porastał tam mech i paprocie, na południu rosły jakieś filodendrony i palmokształty. Uczniowie pukali w szybki akwarium. Za metalowymi barierami obok rybek czaił się Mesocricetus Auratus, który po wybudzeniu i wyciągnięciu z klatki okazywał się zdezorientowanym chomikiem syryjskim. Salą rządziła Pani Zosia, którą serdecznie pozdrawiam… 🙂
„Sen” jest efektem pracy czterech Tuwimowców: Łukasza, Barta, Jacka i Sławka. Mieli pomysł, poczucie humoru, chęci i niezbędne umiejętności techniczne. Oraz — niestety — archaiczną kamerę (zapewne piętnaście lat temu tak by jej nie nazwano). Jakość obrazu w filmie nie powala: oglądamy świat wzrokiem krótkowidza-astygmatyka, któremu podprowadzono okulary i ewentualnie wkroplono do oczu nieco atropiny (niewtajemniczonych odsyłam do Wikipedii). Mimo to zdecydowanie zachęcam do obejrzenia filmu. A przy okazji — może znajdzie się ktoś, kto nakręci Szkolną Pułapkę 2? No, nie dajcie się prosić!
Pozdrawiam Łukasza, Barta, Jacka i Sławka z dawnej 3 a, Panią Zosię, oraz czytelników bloga!
Dzień Otwarty, Dzień Zamknięty, Dzień Przygotowań…
28 kwietnia mieliśmy w Tuwimie de facto dwa dni. Dzień Powitań i Dzień Pożegnań. Dla wielu były to ostatnie chwile w miejscu, gdzie spędzili cztery lata swojego życia. Dla innych — być może — 28 kwietnia był pierwszym (nieoficjalnie) dniem w nowej szkole. Mówiąc krótko, żegnaliśmy absolwentów i witaliśmy gimnazjalistów podczas Dnia Otwartego. Fotorelacje z tych wydarzeń można znaleźć na szkolnej witrynie internetowej i facebooku, toteż skupię się na 27 kwietnia, który był Dniem Przygotowań. Rozpiszę całość w formie dramatycznej, gdyż był to dzień, w którym wiele osób w szkole otrzymało rolę. No i istniał scenariusz.
Występują:
Siła Wyższa, Chór uczniowski, Uczniowie 1 ct konkretnie, Sabina, Uczniowie 2 et, Pani Wiesia, Pani Dorota, Pan Patryk, Pan Tomasz
AKT 1
(Miejsce: dziennik elektroniczny, 24 kwietnia, godzina 10:04)
Siła Wyższa: W załączeniu przesyłam program Dnia Otwartego, który również wisi już od kilku dni w pokoju nauczycielskim. Proszę wychowawców o poinformowanie klas o tym programie.
AKT 2
(27 kwietnia, teren szkoły, zaawansowane popołudnie. Pootwierane drzwi do klas. Na korytarzu idą sznurkiem uczniowie; przypominają trochę mrówki. Niosą to co zdobyli na portierni: płótna, nożyczki, inne rzeczy. Będą dekorować sale — zamienią je w różne kraje. Słychać obcasy — zapowiadają Panią Wiesię, która przez najbliższe kilka godzin będzie robić w salach notoryczne inspekcje)
Chór uczniowski: Oko wszędzie, ucho wszędzie. Co to będzie? Co to będzie?
Pani Wiesia: Nie róbcie Dziadów. Zdążycie na jutro?
Chór uczniowski: Kilka rzeczy doniesiemy rano.
Akt 3
(Dekoracja korytarza. Baloniki — grupka uczniów z 1 ct przetacza do nich dwutlenek węgla wyprodukowany w płucach. Od tej produkcji robią się z początku czerwoni, ale potem już tylko bledną. Będą mocować baloniki do listwy na korytarzu. Na tej samej listwie trzy osoby z chóru uczniowskiego zawieszają duży napis „Witamy”)
Chór uczniowski z 1 ct: Ciężko idzie!
Sabina: Nie mogę! Nie umię zawiązywać baloników.
Pan Tomasz: Spokojnie. Będziesz dźwigać stoły. Jeszcze nie wiem dokąd, bo przez framugi te kolosy nie przejdą.
Pan Patryk (chwilę potem): Stoły i rośliny trzeba zabrać, bo tutaj będzie pokaz animacji. A tam — hen koło portierni — będzie pokaz barmański.
Chór uczniowski z 1 ct: Ile tych baloników? Jak wieszać? Skąd? Dokąd? Jak? Jak?
(Korytarz koło sali 204. Drzwi do sali 204 szeroko otwarte. Widać przez nie ogromne sterty tekturowych pudeł. Co z nich zbudują uczniowie klasy 2 et? Włochy? Nepal? Pudło — tutaj będzie Francja. Oj, rośnie Francja ponad czubki głów…)
Chór uczniowski z 2 et: Potrzebujemy trzech baloników w kolorach Francji.
Chór uczniowski z 1 ct (mocując do drzwi sali 204): Niebieski, biały, czerwony!
Pani Wiesia: Zdążycie na jutro?
(Na korytarz wypływa Siła Wyższa. Nic nie mówi. Atmosfera pracy nasila się)
Akt 4
(Sala na pierwszym piętrze — w środku jest jakby orientalnie, przez salę przepływa rzeka. Trójka dziewcząt buduje konstrukcję przypominającą jakąś kolumnadę. Na środku Pani Dorota z zastygłym okrzykiem na ustach)
Pan Tomasz: Co tam słychać ? Chińczycy trzymają się mocno?
Pani Dorota: Tu będzie Tajlandia. Ale mało rąk do pomocy. Chłopcy nie przyszli pomóc, z Tajlandii robi się niezły Meksyk.
Pani Wiesia (wchodzi stukając energicznie obcasami): Zdążycie na jutro?
Chór uczniowski: Kilka rzeczy doniesiemy rano.
Pani Dorota (wychodząc przed szereg uczennic): Będzie nawet słoń!
Zakończenie
(28 kwietnia, szkolny korytarz. Na korytarzu 400 gimnazjalistów. Zaglądają do sal, aby zwiedzić Francję, Grecję, Meksyk, Tajlandię, Włochy, inne krainy… Oglądają pokazy — animacji oraz barmański. Są zainteresowani. Gestykulują. Zagadują. Przez tłumy przebija się Pan Patryk. Siła Wyższa w towarzystwie nauczycieli odwiedza poszczególne kraje — klasy, oceniając ich wystrój, przygotowane potrawy i ubiory regionalne.)
Pani Wiesia: Zdążyli.
Siła Wyższa: A jakie potrawy przygotowali!
(Mijają kolejne godziny… Dzień Otwarty zostaje zamknięty około 14.00).
Tak, wiem. Więcej dramatów nie napiszę. Pozdrawiam wszystkich 🙂