Monthly Archives: marzec 2017
Zakręcony Dzień Hotelarza i Turysty
23 marca 2017 — Dzień Hotelarza i Turysty. Aula napełnia się ludźmi. Większość siada w fotelach jako widownia najnowszego szkolnego Wydarzenia. Na jakieś dwie i pół godziny hotelarze przemienią się w fotelarzy. Co zobaczą? Zobaczymy, zaczyna się… Najpierw uroczysta część Dnia, w tym powitanie zaproszonych gości — zaprzyjaźnionych przedstawicieli bielskich hoteli i biur podróży. Chwilę potem za mównicą loguje się profesor Stoecker z podsumowaniem siedemnastu lat Programów Europejskich w naszej szkole. W pewnym momencie sąsiadka w kolejnym rzędzie zasłania mi widok. Gdy odsuwa głowę widzę już inną scenę: wręczanie certyfikatów uczniom, którzy pojechali w tym roku na praktyki zagraniczne. A potem następne wręczanie: nauczyciele, którzy podczas ferii ćwiczyli język angielski w Wielkiej Brytanii dostają świadectwa ukończenia kursu, tzw. Europassy.
Potem rozkręca się zabawa i jest git… 🙂 Śpiewa towarzystwo, które potrafi dobrze to robić. Oglądamy pokaz mody hotelarskiej i turystycznej — konferansjerzy wywołują na wybieg recepcjonistki, stewardessy, przewodników górskich i miejskich oraz „piękne panie pokojowe”. Dziewczyny kręcą w powietrzu torebkami i wywijają płaszczami. Jedna z pięknych pań pokojowych nie wywija, macha za to miotłą, spektakularnie żuje gumę i prawdopodobnie nazywa się Grzesiek albo Józek, albo ________ (wstaw imię, które ci się podoba, i które nie kończy się na ‑a). I jeszcze jeden detal: co drugi model obrywa od konferansjera za to, że nie umie się dobrze ubrać.
W pewnej chwili na auli gaśnie światło. Łapię się za kieszeń z pieniędzmi, ale niepotrzebnie. Nic z tych rzeczy. Na auli zaczynają trzaskać flesze i wkrótce pod sceną pojawia się efektowna celebrytka w asyście fotoreporterów oraz jej ochroniarz, prywatnie chyba gangster. Wita ich załoga jakiegoś samolotu, czyli Pani Wioletta oraz Pan Pilot, który umie długo trzymać ręce w powietrzu. Już wiem: klasa III et pokazuje scenkę, w której linie lotnicze obsługują VIPa! Scenka przebiega z turbulencjami i kończy się brawami. Podobnie reaguje publiczność na skecze innych klas trzecich. Oto na scenę wchodzi królowa w eskorcie Borsuka, Sokoła (chyba dobrze słyszę?) i dwóch innych miłych panów ochroniarzy w stylu „ręce na maskę i nie kombinować”, którzy nie dopuszczają personelu hotelowego do swojej pracodawczyni. Autentyczny śmiech wywołuje także scenka, w której Karola i Wojtas witają kwiatami i czerwonym dywanem samego Papieża. Odtwórca roli Dostojnego Gościa hobbystycznie ćwiczy papieskie gesty przed lustrem albo ma talent… 🙂
Dzień wcześniej istniało realne niebezpieczeństwo, że wizyta Papieża w czasie Dnia Hotelarza i Turysty nie dojdzie do skutku — problem polegał na przedłużającym się Konklawe. Do próby przed premierą nie doszło, biały dym pojawia się dopiero w Dniu Hotelarza i Turysty. Nawet nie dym, tylko mała zadymka! O ile mi wiadomo, zawdzięczamy to negocjacjom Kurii Bibliotecznej. Nawiasem mówiąc, wziąłem epizodyczny udział podczas wspomnianych negocjacji, gdzie usłyszałem kilka ciekawych dialogów. Przykładowo, Pani Dorota poruszyła temat „sznurka” do przepasywania papieskiej szaty, na co uczeń napomniał ją, że papież nie zawiązuje się żadnym „sznurkiem”, tylko „cingulum”. No jasne! Jak można pomylić sznurek z cingulum?
Wróćmy do Dnia Hotelarza i Turysty… Duże emocje wzbudza Bieg Kelnerów, sztafeta w której uczniowie przekazują sobie tacę z filiżanką i innymi elementami zastawy stołowej. Lecą na czas, okrążając aulę. Właśnie leci kolejny kelner. Jeśli on i jego drużyna zbliżą się do szybkości SMSa, to prawdopodobnie ugryzą wirtualny złoty medal. A jeśli nie, to też nie ma problemu. Liczy się zabawa.
- Marian, a po co oni biegną?
- Po medal.
- A kto dostanie medal?
- Ten pierwszy.
- To po co biegnie reszta?
(Marian i Hela oglądają zawody sportowe, kabaret Koń Polski)
Z widowni słyszę propozycje, by dodać tor przeszkód. Sugeruje się skoki przez teczki i plecaki. Tylko co zamortyzuje prawdopodobną przewrotkę, skoro kelner musi biec profesjonalnie, tzn. powinien jedną, uniesioną ręką nieść tacę, a drugą trzymać schowaną za plecami (w tzw. pozycji „nie zależy mi na napiwku”)… ?
Mijają kolejne minuty. Na scenie pojawiają się raperzy, Konrad i jego kolega, którym poświęcę w przyszłości osobny wpis. Potem zabawa się kończy i ludzie zaczynają się rozchodzić. Było sympatycznie. Dni takie jak ten przypominają, że bycie razem może być fajne, nawet jeśli nie znamy sąsiada z fotela obok. A co do fotela — pora się z niego wydostać. Pozdrawiam wszystkich! Pozdrawiam też, oczywiście, wszystkie osoby zaangażowane w organizację Dnia Hotelarza i Turysty 2017!
Deutschland! Wyprawa na Targi Turystyczne w Berlinie
Niedawno grupa nauczycieli i młodzieży z naszej szkoły odwiedziła Targi Turystyczne w Berlinie. Byłem ciekaw tego wyjazdu, wobec czego postanowiłem zapytać o szczegóły Panią Dyrektor, czyli naszą szkolną Panią Kanclerz. Brała udział w wycieczce (po raz szesnasty), z pewnością zechce porozmawiać… O 9.40 w zeszły poniedziałek zawitałem w jej gabinecie, gdzie stale powstają jakieś plany i strategie, a przychodzący w złym momencie zapadają się przez dyskretną klapę w dywanie. Stanąłem na jego skraju.
Ja - Czy możemy porozmawiać? (chrząknąłem w alfabecie Morsa)
Cisza. (Będzie klapa?)
Znowu ja — Pani Kanclerz, przyszedłem w sprawie wywiadu.
Pani Kanclerz-Dyrektor (odrywa się od swojej maszyny szyfrującej i wskazuje mi eleganckim ruchem ręki krzesło) — Jakiego wywiadu, Hans? Obcego?
Ja — Mojego. Chciałem prosić o wywiad na temat wyjazdu na Turystyczne Targi w Berlinie, gdzie jako germanistka była pani w towarzystwie czterdziestu czterech uczniów oraz Pani Wiesi i Pana Jarosława. Podobno zaliczyliście spektakularną wsypę.
Pani Dyrektor (momentalnie ulega rozmarzeniu, jak na klaśnięcie dłoni) — Nie wsypę, tylko wyspę. Tropikalna Wyspa to największa samonośna (bez podpór) hala w Europie. Niebywała atrakcja. W jej wnętrzu można się przelecieć prawdziwym balonem lub sterowcem, jest też najwyższa zjeżdżalnia w Niemczech. W hali powstała piękna laguna, las tropikalny i Morze Południowochińskie (hm… podrobili Chińczyków — zwykle bywa na odwrót…). No i temperatura. Na zewnątrz było zero stopni, a w środku około trzydziestu. Pobyt na Wyspie był niezwykle przyjemnym przeżyciem po nocy spędzonej w autokarze. Wszyscy dobrze się bawili. Doszło nawet do tego, że opiekunowie uciekli mi na zjeżdżalnię!
Ja — Co było potem? Jakieś punkty przerzutowe, nazwiska, adresy?
Pani Dyrektor — Po Tropikalnej Wyspie dotarliśmy do Berlina. Tam spotkaliśmy się z sympatyczną panią przewodnik. Pokazała nam centrum, w tym miejsce, gdzie odbywa się Berlinale — największy europejski festiwal filmowy. To tam rozdaje się słynne Złote Lwy. Niestety zapomnieli rozłożyć dla nas czerwony dywan 🙂 .
Ja — Zwiedzaliście niemiecki parlament?
Pani Dyrektor — To była atrakcja ostatniego dnia. Koło 19.00 po przejściu odprawy podobnej do tej na lotnisku zwiedzaliśmy Kopułę Reichstagu, skąd było widać przepięknie oświetlony Berlin.
Ja — Widzieliście Kanclerz Merkel?
Pani Dyrektor — Niestety nie, ale widzieliśmy, gdzie mieszka. Pani przewodnik powiedziała, że jeden z domów pani Merkel jest przez Berlińczyków nazywany Żelazkiem. Drugi to Pralka. Kształty domów przypominają te przedmioty.
Ja — Przejdźmy do Targów Turystycznych…
Pani Dyrektor — Targi, kolejna wielka atrakcja wyjazdu, zgromadziły w dwudziestu sześciu halach dziesięć tysięcy wystawców ze stu dziewięćdziesięciu państw świata. Nasza grupa spędziła tam dwa dni, w tym czterysta osiemdziesiąt minut pierwszego dnia (w trakcie podawania liczb Pani Dyrektor robi dłuższe przerwy dla złapania tchu). Można było spotkać ciekawych ludzi, degustować różne potrawy, oglądać tańce z różnych stron świata, słuchać śpiewu, pogadać z cudzoziemcami na zapleczu, zbierać kapelusze, torebeczki, pendrivy i inne gadżety. Trochę bolały nas nogi — pierwszego dnia na Targach przeszliśmy piętnaście kilometrów. Nachodziliśmy się też w Primarku, gdzie tanio można dostać bluzeczki, torebeczki, siateczki (jak tak dalej pójdzie, może powstać powiedzenie „dobry hotelarz to martwy hotelarz” — pomyślałem sobie 🙂 ).
Ja — Prawdziwy trekking po wszystkich zamieszkanych kontynentach, połączony z elementami zbieractwa, łowiectwa i zjadactwa. Jak uczniowie to znieśli?
Pani Dyrektor — Uczniowie byli fantastyczni — podczas całego wyjazdu. Natomiast mały problem mieliśmy z Panem Jarkiem. Podczas wyjazdu upodobał sobie degustację lokalnych specjałów przy dźwiękach harfy. Nie mogliśmy go od tego oderwać…
Ja — Dziękuję za ten wywiad. (Na koniec obrzucam wzrokiem gabinet. Nie dostrzegam żadnego nowego kapelusza, torebeczki, ani nawet siateczki. Czyżby Pani Dyrektor szła na Targach za grupą zamiast na czele?)
Tyle na dzisiaj. Dziękuję Karolinie za zdjęcia, które publikuję na blogu. Auf wiedersehen !
Nauczyciele znów w podstawówce :)
Ludzie rodzą się i dorastają. A nauczyciele? Wydaje się, że po prostu są. Mają w ogóle jakąś przeszłość i przyszłość? Proponuję uczniom Tuwima prosty eksperyment, aby sprawdzić, czy jeszcze nie zmarnowali swojej zdolności do fantazjowania: wyobraźcie sobie nauczycieli naszej szkoły jako uczniów pierwszych klas podstawówki. Niech zdziecinnieją w waszej wyobraźni do etapu, na którym możecie z maluchami nawiązać nić porozumienia opartą o wasze własne szkolne doświadczenia. Spójrzcie na nich lekko z góry, z wysokości powyżej metr sześćdziesiąt… Widzicie ich, jak siedzą na malutkich krzesłach, zjadają waszą gumkę do gumowania, albo okładają się workami, w których dźwigają obuwie zamienne? Trudne? To zobaczcie komiks poniżej. Może podarujecie nauczycielom uśmieszek …
Pytałem kilku naszych nauczycieli o ich wspomnienia z podstawówki. Trzech odkryło luki w pamięci, paru złapało się za głowę, a jeden popędził na lekcję, mimo że jeszcze była przerwa. To zresztą nie był najlepszy dzień na wspominki — w piątek każdy myśli do przodu, o nadchodzącym weekendzie.
Pozdrawiam wszystkich, którzy zagościli na blogu.
Postscriptum. Profesor Paweł nieprzypadkowo pojawia się w komiksie jako inicjator alarmów przeciwpożarowych w naszej szkole — w realu zajmuje się tym samym, z tym że alarmy w naszej szkole są próbne, a ewakuacje uzgodnione z Dyrekcją. Natomiast komiksy należą do szkolnej fiction 🙂
Galernik — film grozy made in Tuwim
Witam wszystkich, którzy właśnie dotarli na szkolny blog. Jednocześnie proszę, by czytelnicy o słabych nerwach od razu zrezygnowali z dzisiejszego wpisu — wychodźcie stąd! Emigrujcie na przytulnego Facebooka! Dzisiaj wybieramy się do Mordoru, czyli na poprawkę / zaliczanie semestru z matematyki. Tam, gdzie mózg skwierczy jak frytka na patelni! Obejrzycie też pełen grozy film pt. Galernik…
Sala 203. O godzinie 10.35 wrota Mordoru otwierają się ze zgrzytem, aby wypuścić nagromadzone obłoki pary i siarki. Zaglądam do środka. Na ławce leży zmięta, szara bluza… ZOOM… to nie bluza, tylko bezładny ludzki kształt. Twarz niewidoczna — to będzie pierwszy człowiek, który dostanie odleżyn na czole. Naprzeciw ciśnie się blada grupa hotelarzy, coś zasłaniają. Gdy na chwilę się rozsuwają, w szczelinie między ciałami dostrzegam fragment biurka, a za nim Władczynię Pierścieni. Błysk na gotyckich, kruczoczarnych włosach. Wszechogarniające SPOJRZENIE pierwiastkujące człowieka do rozmiarów ułamka. Szybko wycofuję się. Godzinę później spotykam pomiętego ucznia z klasy 3 ct — wymieniamy ze sobą kilka zdań na temat wyzwań w jego życiu. Oto co mówi o matematyce (autentyczna rozmowa!):
Ja - Ile razy miałeś poprawkę z matematyki?
Uczeń — Raz przez wakacje, ale w sumie zaliczałem matematykę po każdym semestrze od pierwszej klasy.
Ja — Co jest dla ciebie najtrudniejsze w matematyce?
Uczeń — Pani z matematyki jest najtrudniejsza. Strasznie trudna jest.
Ja — A co sprawia ci kłopoty w samej matematyce?
Uczeń (jego głos cofa się do fazy przed mutacją) — Sinus cosinus razy minus dzielone przez inus.
Ja — Jak przygotowywujesz się do zaliczania semestru z matematyki?
Uczeń — Modlę się… Modlę się do Pana Boga…
No cóż, matematyka powstaje na przecięciu survivalu, wyobraźni i koncentracji umysłowej. Jest wymagająca. Pociesza fakt, że nawet jeśli przez czterdzieści pięć minut człowiek nie rozwiąże poprawnie jakiegoś działania, to głowa i tak pracuje, tworzą się nowe połączenia w mózgu, rozwija się empatia…
Pozdrawiam nasze drogie Panie Profesor z matematyki (na odległość; po tym wpisie inna forma komunikacji będzie wykluczona) i wszystkich błąkających się po bezdrożach Mordoru. Gaście światło i wstrzymujcie powietrze. Czas na premierę filmu pt. Galernik, który nakręciliśmy w zeszłym tygodniu.
[Dla niewtajemniczonych: w dawnych czasach (ponoć gdzieś do połowy XIX wieku) galernikami zostawali skazańcy i niewolnicy. Umieszczano ich na statkach-więzieniach, gdzie „dla zasady„oraz kary (ewentualnie) wiosłowali do utraty tchu przez długie miesiące i lata.]
Muzyka do filmu:
„In Light of Darkness” Jay Mana, www.ourmusicbox.com; bęben Taiko (Taiko drum 1) — www.JewelBeat.com