Tuwimowcy

Czołgu okupanta, może odholować cię do Rosji?

Sta­ło się. Agre­sor naje­chał Ukra­inę. Dłu­go wszyst­kich prze­ko­ny­wał, że tego nie zrobi…

Nie myśla­łem, że na tym blo­gu będzie­my kie­dy­kol­wiek poru­szać takie tema­ty. Nie­ste­ty trze­ba. Przede wszyst­kim dla oka­za­nia soli­dar­no­ści z sąsia­da­mi nasze­go wła­sne­go kra­ju, nie­win­ny­mi ofia­ra­mi agre­sji. W naszej szko­le uczy się grup­ka mło­dzie­ży z Ukra­iny — jeste­śmy z Wami oraz Waszy­mi rodzi­na­mi! Patrzy­my z podzi­wem na deter­mi­na­cję i męstwo miesz­kań­ców Wasze­go kra­ju. Co tam my, cały cywi­li­zo­wa­ny świat. Nawet zgni­ła poli­ty­ka wyda­je się powo­li budzić z odrę­twie­nia. Wytrzymajcie!

Co jesz­cze moż­na tutaj powie­dzieć?… Chy­ba tyl­ko dwa słowa:

Wolna Ukraina

Pro­sta gra­fi­ka. Nie będzie wypięk­nio­nych zdjęć z Photoshopa.

Dla wie­lu ludzi to nie tyle woj­na z Rosją, co z bru­tal­no­ścią, cyni­zmem i despo­ty­zmem. Krzyw­dze­ni są oczy­wi­ście Ukra­iń­cy — w tym małe dzie­ci (brak słów) — ale ofiar jest wię­cej. Wyda­je się, że oprócz star­szych żoł­nie­rzy Kreml wypchnął na front znacz­ną licz­bę mło­dych Rosjan, któ­rzy jesz­cze nie­daw­no oddy­cha­li szkol­nym powie­trzem. Ludzi bez real­ne­go doświad­cze­nia woj­sko­we­go i życio­we­go, zmę­czo­nych ćwi­cze­nia­mi woj­sko­wy­mi, sła­bo zabez­pie­czo­nych w żyw­ność i nie­rzad­ko ze sta­rym sprzę­tem. Prze­pra­szam za wyra­że­nie, ale tacy wła­śnie żoł­nie­rze zosta­li przez swo­je dowódz­two potrak­to­wa­ni jak zwy­kłe tanie jed­no­ra­zów­ki. To nie ich woj­na ani świat. Może widzie­li­ście ten fil­mik, na któ­rym mło­dy rosyj­ski jeniec roz­ma­wia z mat­ką przez tele­fon, „Mamo, zabierz mnie stąd! Zabi­ja­my tutaj cywi­lów”… Albo ten, na któ­rym mło­dzi rosyj­scy żoł­nie­rze — ludzie z epo­ki Face­bo­oka a nie Kała­cha — pod­cho­dzą sobie do ukra­iń­skich poli­cjan­tów i pro­szą o pali­wo, bo ich czołg nie ma już na czym jechać. Nie­wia­ry­god­ne, ale to praw­da. Świa­ty się ludziom rozjeżdżają.

Piszę te sło­wa godzi­nę po tym, jak rosyj­skie oddzia­ły weszły do ukra­iń­skie­go Bier­diań­ska nad Morzem Azow­skim. Tuwi­ma łączą z tym mia­stem szcze­gól­ne wię­zy. Jesz­cze w 1995 nawią­za­li­śmy współ­pra­cę z Azow­skim Regio­nal­nym Insty­tu­tem Zarzą­dza­nia APUY w Bier­diań­sku, a póź­niej wysy­ła­li­śmy tam na prak­ty­ki naszą mło­dzież. Z Bier­diań­ska pocho­dzi­ła też wie­lo­let­nia wykła­dow­czy­ni języ­ka angiel­skie­go w naszej szko­le, pani Nata­sza. Mam nadzie­ję, że znaj­du­je się teraz w bez­piecz­nym miejscu.

Atak roz­pi­sa­no na godzi­ny, a już się z tego poro­bi­ły dni trwa­ją­ce całą wiecz­ność. Naj­wy­raź­niej kal­ku­la­tor na Krem­lu się zepsuł. Czy to wszyst­ko napraw­dę się Rosji opła­ca? Czy może pre­zy­dent Rosji też miał pro­ble­my z mate­ma­ty­ką? Na tym świe­cie jest dość miej­sca dla wszyst­kich, dla miesz­kań­ców Ukra­iny i Rosji, cze­mu nie żyć w zgo­dzie, tak po dobrosąsiedzku?

Dzi­siej­szy wpis jest zwię­zły, tak dla prze­ka­za­nia kil­ku pro­stych emo­cji i myśli. Pozdra­wiam czy­tel­ni­ków, a szcze­gól­nie oby­wa­te­li pięk­ne­go kra­ju Ukra­ina. Побачимося пізніше!

A ty, czoł­gu oku­pan­ta? Może odholować.… ?

Loading

Portugalia dla absolwentów

W dzi­siej­szym wpi­sie poja­wi się Pani Dyrek­tor, Pan Jarek, nasze absol­went­ki oraz nie­ja­ki Era­smus Pro. W sumie będzie to wywiad, pierw­szy od dłuż­sze­go cza­su. Roz­mo­wę prze­pro­wa­dzi­łem w biu­rze Pana Jar­ka, zna­czy się w gabi­ne­cie Pani Dyrek­tor (to cie­ka­we miej­sce, gdzie do Pana Jaro­sła­wa nale­ży kubek do kawy, a do Pani Dyrek­tor kawa, dru­ki, szaf­ki i urwa­nie gło­wy). Wywiad przy­ta­czam od momen­tu, gdy po mate­ria­li­za­cji pana Jar­ka w pomiesz­cze­niu poja­wił się temat tajem­ni­cze­go Era­smu­sa Pro. Przy­słu­chu­je się nam Pani Dyrek­tor, któ­ra jest boha­ter­ką koń­co­wej, sen­sa­cyj­nej czę­ści tego wpisu.

Ja — Era­smus Pro? Pierw­sze sły­szę… (Wypa­tru­ję czaj­nik i kawę, może zaproponują?)

Pan Jarek — Era­smus Pro to ofer­ta zagra­nicz­nych prak­tyk zawo­do­wych dla absol­wen­tów szkół śred­nich. U nas w szko­le po raz pierw­szy poja­wił się w zeszłym roku. Dzię­ki nie­mu czte­ry osób­ki (Julia, Niko­la, Patry­cja i Kin­ga z byłej kla­sy 4 et) odby­ły staż w Bra­dze w Por­tu­ga­lii. Poje­cha­ły tam we wrze­śniu, a wró­ci­ły 20 grudnia.

Pan Jarek i Erasmus ProJa — Kawa… Kawał czasu.

Pan Jaro­sław — Moż­na zdo­być tro­chę kon­kret­ne­go doświad­cze­nia. Faj­na rzecz. Dziew­czę­ta pra­co­wa­ły na róż­nych sta­no­wi­skach w hote­lu: w pral­ni, restau­ra­cji, tro­chę w kuch­ni i na poko­jach. Nauczy­ły się przy tym nie­co por­tu­gal­skie­go. Mene­dże­ro­wie mówią po angiel­sku, ale z resz­tą trze­ba się doga­dy­wać po portugalsku.

Dziewczęta z Bragi

Dziew­czę­ta, któ­re nie boją się żad­ne­go stażu 😉

Pan Jarek kon­ty­nu­uje — Każ­da mia­ła swój pokój, był też wspól­ny salon. Miesz­ka­ły na trzy­na­stym pię­trze. Z tara­su mia­ły wspa­nia­ły widok na całą Bragę.

Ja — Mia­ły oka­zję coś pozwie­dzać? (Upo­rczy­wie patrzę na czaj­nik do kawy. Chy­ba tego nie widzą. Pan Jarek zamy­ślo­ny, Pani Dyrek­tor patrzy jed­nym okiem na sza­fę, dru­gim czy­ta coś z komórki)

Pan Jarek — Tak, były w Lizbo­nie, zoba­czy­ły Por­to. Poza tym same zor­ga­ni­zo­wa­ły sobie wyciecz­kę do Włoch, zwie­dzi­ły Ber­ga­mo i Medio­lan… Dosta­ły na to dwa dni plus weekend.

Pani Dyrek­tor nie wytrzy­mu­je i włą­cza się do roz­mo­wy — Dziew­czę­ta naro­bi­ły sobie na wyjeź­dzie praw­dzi­wych zaku­pów. Te tygo­dnio­we waży­ły im nawet 42 kilogramy!

Zakupy

Dziew­czę­ta, któ­re nie boją się żad­nych zakupów 😉

Ja — Panie Jar­ku, kawa na ławę…  Czy nasi tego­rocz­ni absol­wen­ci też będą mogli odbyć podob­ny staż?

Pan Jarek — Tak, szu­kam czte­rech osób na kolej­ny wyjazd. Poje­chać będą mogli oczy­wi­ście ucznio­wie z naj­lep­szy­mi wyni­ka­mi, dobrą fre­kwen­cją i zna­jo­mo­ścią angielskiego.

Ja — Dzię­ku­ję za roz­mo­wę. (Z kawy nici… chy­ba, że prze­szli na zio­ła? Zdro­wie naj­waż­niej­sze, może zale­wa­ją rumia­nek, szał­wię albo skrzypa?)

Brzmi cie­ka­wie, praw­da? Era­smus Pro to nie­zły spo­sób na podróż ze szko­ły w doro­słe życie. Staż zawo­do­wy trwa dłu­go i odby­wa się z dala od rodzin­ne­go domu, ale dostar­cza nowych doświad­czeń i umie­jęt­no­ści, ponad­to poma­ga „wybić się na samo­dziel­ność”. Pra­ca jest na serio, ale chy­ba o to chodzi.

Teraz mała sen­sa­cja. Nasza Pani Dyrek­tor też odby­wa­ła staż w hote­lu! Koń­cząc ten wpis przy­pad­kiem natra­fi­łem na zdję­cie, któ­re tego dowo­dzi. Zobacz­cie, staż z pro­gra­mu Odku­rzacz Pro. Po lewej Pani Dyrek­tor, po pra­wej wspie­ra­ją­cy team naszych wspa­nia­łych nauczycieli 😉

Staż Pani Dyrektor

Kto by się spodziewał???

I tyle na dzi­siaj. Jeśli po tym ostat­nim zdję­ciu nie wyrzu­cą mnie ze szko­ły, to spo­tka­my się przy kolej­nym wpi­sie 😉 A przy oka­zji, szczę­śli­we­go Nowe­go Roku!

 

 

 

Loading

Kabaret

Przez dłu­gą sieć gniaz­dek, kabli i świa­tło­wo­dów do mojej googlow­skiej skrzyn­ki na listy wpadł nie­daw­no skecz ze szkol­ne­go kaba­re­tu. Przed­sta­wie­nie przy­go­to­wa­li ucznio­wie kla­sy 3 etg pod bacz­nym okrzy­kiem naszej nie­za­stą­pio­nej biblio­te­kar­ki, Pani Doro­ty. Kaba­ret wyszedł zawo­do­wo, tyl­ko że pra­wie nikt tego kaba­re­tu nie zoba­czył — pra­wie, bo na poka­zie byli obec­ni nasi nauczy­cie­le. Dla­cze­go? Bo to był Dzień Nauczy­cie­la. Kaba­ret był tyl­ko dla nich, tak jak pani wyska­ku­ją­ca z tor­tu jest tyl­ko dla sole­ni­zan­ta na urodzinach.

Dzi­siaj ta pani wysko­czy z tor­tu po raz dru­gi. A ponie­waż jeden film powie wię­cej niż set­ka słów, od razu przejdź­my do oglą­da­nia. Oto pokój nauczy­ciel­ski w Tuwimie: 😉

Czytaj dalej

Loading

Milicjanci, demonstranci i zwykli spryciarze. Happening jak rzeczywistość…

Czwar­tek, ósmy listo­pa­da. Szkol­nym kory­ta­rzem tupie roz­krzy­cza­na gru­pa dziew­cząt. Żąda­ją jed­ne­go: „Kobie­ty na trak­to­ry!!! Kobie­ty na trak­to­ry!!!” Zaraz sobie przy­po­mi­nam, że dzi­siaj w szko­le odby­wa się hap­pe­ning zor­ga­ni­zo­wa­ny z oka­zji Obcho­dów Świę­ta Nie­pod­le­gło­ści. Jak się jesz­cze oka­że, wyda­rze­nie prze­nie­sie szko­łę w oko­li­ce koń­ca Pierw­szej Woj­ny Świa­to­wej oraz do epo­ki PRL, poka­że też, jak nasz kraj odzy­ski­wał nie­pod­le­głość w 1918 oraz 1989 roku.

Całość wyre­ży­se­ro­wa­ła Pani Gosia. Będzie gorą­co. Pamię­tam szkol­ne spek­ta­kle Pani Pro­fe­sor, na któ­rych zawsze dzia­ło się coś spektakularnego 🙂

Dzi­siaj jest podob­nie. Oto jed­na ze scen — cza­sy komu­ny, lud pozu­je z papie­rem klo­ze­to­wym, któ­ry był wte­dy trud­no dostęp­ny — na Pola­ka ponoć przy­pa­da­ło rocz­nie sie­dem rolek (zabaw­ne szcze­gó­ły tutaj). Ład­niej było­by powie­dzieć „papier toa­le­to­wy”, ale lud pra­cu­ją­cy PRL odwie­dzał klo­ze­ty, „toa­le­ta” koja­rzy­ła się ze schlud­no­ścią i „bur­żuj­stwem” (tro­chę przesadzam) 🙂

Papier-cud

Grup­ka robot­ni­ków, po pra­wej z przo­du roz­po­zna­ję bry­ga­dzi­stę Mate­usza. Na mój gust kom­bi­na­to­rzy, któ­rych zna każ­dy czło­wiek w potrze­bie — papier klo­ze­to­wy to cen­ny towar w bied­nym PRL, a spry­cia­rze zapew­ne wyno­szą go po cichu z pra­cy i „opy­la­ją” potrze­bu­ją­cym. Wil­li z tego nie będzie, ale może nasi spry­cia­rze doro­bią się kolek­cji winyli?

Kombinatorzy

Zwo­len­ni­cy Par­tii i gło­wy pań­stwa, Wła­dy­sła­wa Gomuł­ki. Zado­wo­le­ni posia­da­cze papie­ru toa­le­to­we­go oraz ci, któ­rzy szcze­rze wie­rzą w sys­tem socja­li­stycz­ny. A na środ­ku u góry szczę­śli­wy mili­cjant. Chwi­la, czy to nie Mate­usz, han­dlarz papie­rem klo­ze­to­wym? Ten to się umie życio­wo ustawić… 🙂

Zawsze z Partią

Zakład pra­cy Two­im dru­gim domem! Napis niczym żół­ta wywiesz­ka w pobli­żu prze­wo­dów wyso­kie­go napię­cia, „DOTKNIĘCIE GROZI PORAŻENIEMZGONEM!”. Sym­pa­tycz­ne dziew­czę­ta oczy­wi­ście w stro­jach z epoki.

Zakład pracy twoim domem

Zła wia­do­mość dla miło­śni­ków bim­bru: dzie­wusz­ce po lewej u góry wyra­sta z gło­wy kijek z dra­ma­tycz­nym napi­sem: Bim­ber przy­czy­ną śle­po­ty! Tak pro­pa­gan­da PRL zała­twia edukację.

Bimber

Poli­tycz­nie kraj jest uza­leż­nio­ny od Związ­ku Radziec­kie­go. Oby­wa­te­le są kon­tro­lo­wa­ni przez pań­stwo. Dosyć…

Precz z komuną

Wła­dza nie lubi demon­stran­tów. Kogo by tu… zaha­czyć…? Kogo by tu…

Komu by tu przylać

Zaha­czo­ne…

Są ranni

Jed­no z klu­czo­wych wyda­rzeń, któ­re przy­czy­ni­ły się do powro­tu nie­pod­le­głej Pol­ski w 1989 roku — Okrą­gły Stół. Wła­dza zasia­da do roz­mów z opo­zy­cją. Klu­czo­wy moment happeningu.

Okrągły Stół

Oto histo­ria pół  żar­tem, pół serio. Moim zda­niem, strzał w dziesiątkę 🙂

Jak powie­dzia­ła mi Pani Gosia, do udzia­łu w hap­pe­nin­gu zgło­si­ło się oko­ło czter­dzie­stu uczniów z róż­nych klas. To świet­ny wynik, dobrze, że ludek chce się anga­żo­wać w podob­ne even­ty. Nie­pod­le­głość też nam wywal­czy­li ludzie, któ­rym — mówiąc potocz­nie — „się chcia­ło”. Cho­ciaż, oczy­wi­ście, kosz­to­wa­ło Ich to znacz­nie wię­cej. Pamię­taj­my o Nich i prze­ło­mo­wych chwi­lach w naszej historii.

Pozdra­wiam Panią Gosię i uczest­ni­ków hap­pe­nin­gu, oraz wszyst­kich czytelników!

Loading

Destynacje i nie tylko — odpytuję Profesora z Geografii…

Na prze­ło­mie lute­go i mar­ca przy­szłe­go roku kolej­na grup­ka Tuwi­mow­ców uda się na prak­ty­ki zagra­nicz­ne w ramach pro­gra­mu Era­zmus +. Będzie tych włó­czy­ki­jów sie­dem­na­stu, a pole­cą — ni mniej, ni wię­cej — do Anglii i Hisz­pa­nii. Posta­no­wi­łem nie­co zgłę­bić ten temat w roz­mo­wie z naszym Pro­fe­so­rem od Geo­gra­fii. No cóż…, z roz­mo­wy wyszedł wywiad-mutant, w któ­rym osta­tecz­nie spo­tka­ły się bar­dzo róż­ne wąt­ki: prak­ty­ki zagra­nicz­ne, wycią­ga­nie ryb z wody i poszu­ki­wa­nie dro­gi życio­wej przez Pro­fe­so­ra — zna­czy się, Pana Jaro­sła­wa. Oto frag­men­ty rozmowy:

Ja — Panie Jar­ku, jaka jest Pań­ska ulu­bio­na desty­na­cja turystyczna?

Pan Jaro­sław — Biesz­cza­dy. Jesz­cze za cza­sów stu­denc­kich bar­dzo czę­sto jeź­dzi­łem w Biesz­cza­dy. Był to począ­tek lat dwu­ty­sięcz­nych. Biesz­cza­dy były wte­dy takie kame­ral­ne i wyjąt­ko­we. A że jesz­cze dodat­ko­wo jestem węd­ka­rzem, toteż na Soli­nie zawsze tam tro­chę rybek się nała­pa­ło. W roku 2016 odwie­dzi­łem Biesz­cza­dy ponow­nie, ale to już nie­ste­ty nie jest to samo. Mnó­stwo ludzi, szla­ki są zadep­ta­ne, a na Soli­nie ryba nie bie­rze… Jeże­li cho­dzi o desty­na­cję zagra­nicz­ną, to przy­znam, że lubię jakoś jeź­dzić do Gran­tham. Lubię angiel­ski, mało­mia­stecz­ko­wy styl tej miej­sco­wo­ści, etnicz­ną róż­no­rod­ność jej restau­ra­cji. Lubię tam jeź­dzić z dzieckami.

Ja — Jaką desty­na­cję wybrał­by Pan dla naszych uczniów, gdy­by moż­na było zro­bić prak­ty­ki w dowol­nym miej­scu na świecie?

Pan Jaro­sław — Kie­dyś powie­dzia­łem uczniom: „a… puść­my se Era­smu­sa na Male­di­wy”, i to się uczniom spodo­ba­ło. Nie­ste­ty, Male­di­wy leżą poza Unią Euro­pej­ską (na Oce­anie Indyj­skim). Islan­dia była­by cie­ka­wa, ale trze­ba zna­leźć tam hotel, pro­ble­mem jest też pięć godzin lotu i ceny na miejscu.

Tutaj kró­ciut­kie audio 🙂

Ja — Czy wia­do­mo, ilu uczniów szko­ła wysła­ła do tej pory na prak­ty­ki zagraniczne?

P. J. — Bio­rąc pod uwa­gę wszyst­kie pro­jek­ty, lata i ludzi, któ­rzy te wyjaz­dy orga­ni­zo­wa­li, wyj­dzie ponad pię­ciu­set uczniów.

Wypuszczamy dzieciska

Niech lecą dzie­ci­ska w świat sze­ro­ki… Dokąd Tuwim jesz­cze je pośle?

Ja — Zapy­tam o desty­na­cję zawo­do­wą: jak to się sta­ło, że wybrał Pan pra­cę szkol­ne­go geo­gra­fa? Albo — mówiąc ogól­niej — nauczyciela?

P. J. — Skąd geo­gra­fia?… Po ukoń­cze­niu tech­ni­kum elek­tro­nicz­ne­go w biel­skim Mecha­ni­ku zaczą­łem się roz­glą­dać za kolej­ną szko­łą. I za dziew­czy­na­mi. Spodo­ba­ła się uczen­ni­ca z Liceum nr 7 w Wapie­ni­cy (a więc z ówcze­sne­go Tuwi­ma!). Spo­ty­ka­li­śmy się tam. A gdy wybra­ła się do Kra­ko­wa stu­dio­wać geo­gra­fię, musia­łem wybrać ten sam przed­miot i mia­sto. W tech­ni­kum było bar­dzo mało geo­gra­fii, więc samo­dziel­nie doucza­łem się do egza­mi­nu wstęp­ne­go na wspo­mnia­ne stu­dia. Co zaska­ku­ją­ce — zda­łem egza­min, a dziew­czy­na nie 🙁 Takie coś się poro­bi­ło… W Kra­ko­wie już zosta­łem, polu­bi­łem geo­gra­fię… i pozna­łem moją obec­ną żonę. A skąd w moim życiu naucza­nie? Też jakoś tak dziw­nie wyszło. Mia­łem pomysł na życie: geo­gra­fia prze­strzen­na, pra­ca urzęd­ni­ka w jakiejś gmi­nie, zaj­mo­wa­nie się pla­na­mi zago­spo­da­ro­wa­nia prze­strzen­ne­go… Ale zna­jo­mi wycią­gnę­li mnie na stu­dia peda­go­gicz­ne. No chodź, posie­dzi­my tam… I tra­fi­łem na te stu­dia. Po stu­diach dosta­łem wyma­rzo­ną pra­cę w urzę­dzie, ale po trzech mie­sią­cach wie­dzia­łem, że to nie dla mnie. NIC tam się nie dzia­ło, sie­dzia­ło się tyl­ko, nuda STRASZNA. Idąc za radą zna­jo­mej zmie­ni­łem pra­cę, posze­dłem do liceum uczyć geo­gra­fii oraz… pod­staw przed­się­bior­czo­ści. W 2004 r. przy­sze­dłem do Tuwima.

Ja — Jakaś recep­ta na odpo­czy­nek po dłu­gim dniu? Ryby i sie­dze­nie z węd­ką jesz­cze są?

P. J. — Teraz już rza­dziej. Zresz­tą wpraw­dzie lubię węd­ko­wa­nie na sie­dzą­co, ale spe­cja­li­zu­ję się w łowie­niu pstrą­gów poto­ko­wych. Bie­gam lub spa­ce­ru­ję wzdłuż gór­skich rzek i pró­bu­ję „wyha­czać” ryby z róż­nych miejsc. Mój rekor­do­wy pstrąg miał 57 cen­ty­me­trów. Obec­nie  zazwy­czaj łapię NO KILL, tak więc po zło­wie­niu ryb­ka wra­ca do wody… Lubię też sport, uwiel­biam oglą­dać sport… Ale czy to wypo­czy­nek? Zasia­dam przed tele­wi­zo­rem, oglą­dam i tak się stre­su­ję, że jestem szczę­śli­wy, jak już się skończy.

Ja — Wie­lu uczniów zauwa­ży­ło, że cho­dzi Pan do szko­ły „w krat­kę”. Skąd ten „nałóg”?

P. J. — Krat­ka to kolor. Życie musi być kolo­ro­we! Nie powin­no być monotonne.

Pozo­stań­my z ostat­nim zda­niem Pro­fe­so­ra w gło­wach. Pozdra­wiam wszyst­kich, w tym oczy­wi­ście  Pana Jar­ka i pozo­sta­łych nauczy­cie­li, któ­rzy wła­śnie mają swo­je świę­to — życzę Im wszyst­kie­go naj­lep­sze­go w pra­cy zawo­do­wej i w życiu osobistym 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂

 

Pod­kład muzycz­ny do mate­ria­łu audio pocho­dzi z utwo­ru Tri­bal Island, stro­na www.OurMusicBox.com, jego auto­rem jest Jay Man.

Loading

Tuwimowcy w rozjazdach, czyli wschodnie klimaty

Sły­sza­łem, że już paku­ją manat­ki — w przy­szłym tygo­dniu eki­pa nauczy­cie­li z Tuwi­ma wybie­ra się na trzy­dnio­wą wyciecz­kę po Roz­to­czu. Oby tyl­ko dopi­sa­ło słoń­ce. Pro­fe­sor z infor­ma­ty­ki już spraw­dzał pogo­dę, odkrył przy oka­zji, że ser­wis inter­ne­to­wy poka­zu­je Roz­to­cze gdzieś w woje­wódz­twie zachod­nio­po­mor­skim, a Zamość na Mazu­rach. Może jest kil­ka Roz­to­czy, ale Zamość — ten zabyt­ko­wy rodzy­nek — może być chy­ba tyl­ko jeden? To nie­zwy­kle cie­ka­we, że spraw­dza­jąc mapy w sie­ci Pro­fe­sor zwy­kle dosta­je inne wyni­ki niż resz­ta gro­na. Jakaś klątwa?

Nauczy­ciel­skie wypra­wy to już tuwi­mow­ska tra­dy­cja, przy­wo­ły­wa­na co roku w ostat­nich tygo­dniach lub mie­sią­cach roku szkol­ne­go. Teraz padło na wschod­nią Pol­skę. Stam­tąd jesz­cze kil­ka­dzie­siąt kilo­me­trów i jeste­śmy na Ukra­inie — tam Tuwi­mow­cy już byli, i to dość daw­no temu. Do dziś uzna­ją tam­tą eska­pa­dę za nie­zwy­kle faj­ną przy­go­dę, więc chy­ba pozwo­li­cie, że napi­szę na ten temat kil­ka aka­pi­tów. Tym bar­dziej, że z Ukra­iną wią­żą nas nie tyl­ko miłe wspo­mnie­nia grup­ki obieżyświatów.

Zacznę od wyciecz­ki. Jeże­li wie­my, że w wyciecz­ce bra­li udział nasi geo­gra­fo­wie, to może­my być pew­ni, że wyjazd nie był zbyt „geo­gra­ficz­ny”. Była to raczej becz­ka śmie­chu. Cho­ciaż na tra­sie Lwów — Kijów poja­wia­ły się też oczy­wi­ście oka­zje do zadu­my. Na przy­kład, na cmen­ta­rzu Łyczakowskim.

Wyszpe­ra­łem kil­ka foto­sów. Zdję­cie 1. Pani Basia, poni­żej kozac­ki bard, po pra­wej Boh­dan Chmiel­nic­ki. Chmie­lu nie widzę, jest za to kli­ma­tycz­ny instru­ment szar­pa­ny i pięk­na pogo­da w pięk­nym kra­ju. W takich warun­kach żad­ne powsta­nie kozac­kie nie ma szan­sy. Rok pań­ski 1648 musiał być wybit­nie deszczowy.

Pani Basia, kozak i Ataman

Zdję­cie 2. Bab­ki z Kijo­wa. Po pra­wej Pani Ania, zama­sko­wa­na chust­ką i oku­la­ra­mi, obok Panie Gabry­sia i Jasia z daw­nej admi­ni­stra­cji Tuwi­ma. Tri matrioszki 🙂

Kijowskie Diewoczki

Zdję­cie 3. Anio­ło­wie i Che­ru­bin­ki w kra­ju ikon i pra­wo­sław­nych klasztorów.

Aniołowie i Cherubinki

Jak wspo­mnia­łem, Ukra­ina to dla Tuwi­ma nie tyl­ko ład­ne zdję­cia w albu­mie. Po pierw­sze, to oso­ba Pani Nata­szy, któ­ra przez sze­reg lat uczy­ła młod­szych Tuwi­mow­ców języ­ka angiel­skie­go. Nasi daw­ni absol­wen­ci na pew­no dosko­na­le pamię­ta­ją Panią Nata­szę, któ­ra była nauczy­cie­lem wyma­ga­ją­cym, ale przy tym życz­li­wym, wno­szą­cym w szkol­ne życie dużo spo­ko­ju, roz­wa­gi i opa­no­wa­nia. Takie cechy cha­rak­te­ru muszą być dzi­siaj wybit­nie w cenie w Jej ojczy­stym kra­ju. Tym bar­dziej tam, gdzie był dom Pani Nata­szy — na wscho­dzie Ukra­iny, gdzie obec­nie rzą­dzą anta­go­ni­zmy naro­do­we i kałasz­ni­kow (albo podob­ny kawa­łek meta­lu). W zakąt­ku świa­ta, gdzie imię Wła­di­mir wywo­łu­je nie­zwy­kle skraj­ne reak­cje. Dopie­ro co czy­ta­łem, że kon­flikt zbroj­ny przy­bie­ra tam  na sile…

Zdję­cie 4. Pani Nata­sza jedzie z gru­pą na Ukra­inę. Oto spo­kój i pogo­da ducha. Nie­ste­ty nie wiem, co obec­nie u Niej słychać…

Pani Natasza

Z Ukra­iną wią­za­ły nas też kon­tak­ty „uczel­nia­ne”. Doko­pa­łem się tutaj do kil­ku infor­ma­cji, podam pierw­szą z brze­gu. „Wrze­sień (1995) — pię­cio­dnio­wa wizy­ta Dyrek­to­ra Zespo­łu w Bier­diań­sku na Ukra­inie, zor­ga­ni­zo­wa­na przez wła­dze mia­sta oraz Filii Poli­tech­ni­ki Łódz­kiej w Biel­sku-Bia­łej — pod­pi­sa­nie poro­zu­mie­nia o współ­pra­cy i wymia­nie mło­dzie­ży pomię­dzy Tuwi­mem, a Azow­skim Regio­nal­nym Insty­tu­tem Zarzą­dza­nia APUY”. Na pod­pi­sie spra­wa się nie zakoń­czy­ła. Mło­dzież fak­tycz­nie kur­so­wa­ła na linii Bier­diańsk — Bielsko-Biała…

Pozdra­wiam wszyst­kich, a szcze­gól­nie Panią Nata­szę, gdzie­kol­wiek obec­nie przebywa!

 

 

Loading