Naczelny

Strajk nauczycieli. Podsumowanie gorącego kwietnia.

Dzi­siaj trud­ny temat — kwiet­nio­wy strajk nauczy­cie­li, naj­więk­szy i naj­dłuż­szy strajk w histo­rii pol­skiej szko­ły, a zara­zem trzy gorą­ce tygo­dnie w murach Tuwi­ma, gdzie straj­ko­wa­li nie­mal wszy­scy „zdol­ni do nosze­nia kre­dy”. Od razu też uprze­dzam, że poniż­szy wpis nie wpę­dza mnie w samo­za­chwyt. Dłu­go się do nie­go zabie­ra­łem i wciąż jesz­cze nie wyda­je mi się ukoń­czo­ny, a sam temat jest draż­li­wy i moc­no nała­do­wa­ny emo­cja­mi. Z dru­giej stro­ny czas mija…

Nie chcę przy­nu­dzać, ale na począt­ku wypa­da podać kil­ka suchych danych. Po pierw­sze, strajk trwał trzy tygo­dnie (nawet pod­czas Świąt Wiel­ka­noc­nych). Po dru­gie, straj­ko­wa­no wyjąt­ko­wo maso­wo. W naszym mie­ście do pro­te­stu przy­stą­pi­li nauczy­cie­le z więk­szo­ści pań­stwo­wych pla­có­wek oświa­to­wych — poło­wy przed­szko­li oraz wszyst­kich pod­sta­wó­wek (22) i szkół śred­nich (17). Po trze­cie, strajk wca­le się jesz­cze nie zakoń­czył, tyl­ko został tym­cza­so­wo zawieszony.

Ulotka strajkowa

Magicz­ny tysiąc…

Wyda­je się, że w mediach i na uli­cy prze­wa­ża pro­sty prze­kaz: doszło do straj­ku, gdyż nauczy­cie­le doma­ga­li się pod­wyż­ki płac o tysiąc zło­tych. Rza­dziej sły­chać, że uczą­cy wal­czy­li o god­ność zawo­du i zmia­ny w oświa­cie, że podob­nie jak inni mają na utrzy­ma­niu rodzi­ny, a pen­sje rosną bar­dzo wol­no. Mówi­my o mate­ria­li­zmie, twar­dym stą­pa­niu po zie­mi, czy też obraz jest bar­dziej zło­żo­ny? Każ­dy ma oczy­wi­ście pra­wo do swo­jej opi­nii, byle by ją sobie wyro­bił w uczci­wy spo­sób. Nie­ko­niecz­nie pod wpły­wem jed­noz­da­nio­wych komen­ta­rzy z forów inter­ne­to­wych i memów, gdzie moż­na prze­czy­tać, że „nauczy­cie­le pod­pa­li­li kate­drę Notre Dame”… 🙁

Dobra, wróć­my do naszej szko­ły. W Tuwi­mie strajk trwał od ósme­go do dwu­dzie­ste­go  pią­te­go kwiet­nia i został zawie­szo­ny wkrót­ce po kla­sy­fi­ka­cji matu­rzy­stów przez Radę Peda­go­gicz­ną. W godzi­nach pra­cy nauczy­cie­le nie mogli spraw­dzać wypra­co­wań i kla­só­wek, wpi­sy­wać ocen do dzien­ni­ka, ani nawet sprzą­tać „bała­ga­nu” w swo­ich szkol­nych szaf­kach. Byli pozo­sta­wie­ni myślom w swo­ich gło­wach i — nie ukry­waj­my — emo­cjom. Nie było fety.

Jeże­li już ktoś świę­to­wał, to Sfe­ra i inne skle­py, skle­pi­ki i loka­le gastro­no­micz­ne. Sły­sza­łem, że każ­de­go dnia dłu­żej liczy­ły utarg po tłum­nych odwie­dzi­nach uczniów…

Pod­czas pro­te­stu nauczy­cie­le Tuwi­ma inten­syw­nie obser­wo­wa­li roz­wój sytu­acji „straj­ko­wej” w kra­ju. Nie­któ­rzy chro­ni­li się przed rze­czy­wi­sto­ścią przy sto­le z gra­mi plan­szo­wy­mi, gdzie bry­lo­wa­ła gra stra­te­gicz­na „Catan”, a póź­niej zwy­kłe kost­ki do gry. Nawia­sem mówiąc, trud­no o traf­niej­szą para­fra­zę sytu­acji w oświa­cie, gdzie kolej­ne dni przy­no­si­ły straj­ku­ją­cym roz­ma­ite zaska­ku­ją­ce nowiny.

Więk­szość straj­ku­ją­cych „zaba­ry­ka­do­wa­ła się” w poko­ju nauczy­ciel­skim, nato­miast przed­sta­wi­cie­le rebe­lian­tów — Komi­tet Straj­ko­wy — oko­pa­li się na uczniow­skiej por­tier­ni, gdzie biło dru­gie ser­ce rewo­lu­cji (sam nie wie­rzę, że to piszę, ale cóż — Lenin wiecz­nie żywy :)). To tam codzien­nie two­rzo­no listy straj­ku­ją­cych na następ­ny dzień i szcze­gól­nie wni­kli­wie komen­to­wa­no roz­wój straj­ku w Tuwi­mie i innych szkołach.

Od cza­su do cza­su w gro­nie pro­te­stu­ją­cych pada­ły krót­kie, wymow­ne sło­wa — „Od jutra koń­czę strajk. Dłu­żej nie dam już rady”. W takich sytu­acjach nie ocze­ki­wa­no wyja­śnień, nikt niko­go nie osą­dzał ani nie pięt­no­wał roz­pa­lo­nym żela­zem jako „łami­straj­ka”, albo odwrot­nie — jako „fana­ty­ka rewo­lu­cji” czy „dżi­ha­dy­stę”. Na szczę­ście. Sły­sza­łem nie­ste­ty, że w innych szko­łach docho­dzi­ło cza­sa­mi do ostrych kłót­ni mię­dzy straj­ku­ją­cy­mi i niestrajkującymi.

A ucznio­wie Tuwi­ma? …Szko­ła bez uczniów to bar­dzo dziw­ne miej­sce. Smutne.

W ostat­nim tygo­dniu straj­ku w szko­le domi­no­wa­ło mil­cze­nie, nauczy­cie­le poza­my­ka­li się w swo­ich świa­tach wewnętrz­nych na czte­ry spu­sty. Nie było fety, była bryn­dza. Wresz­cie ogło­szo­no zawie­sze­nie pro­te­stu. Jed­na z pań nauczy­cie­lek się popła­ka­ła, wca­le nie dla­te­go, że magicz­ny tysiąc prze­szedł jej koło nosa.

Tutaj zawie­szam wpis na temat strajku…

Pozdra­wiam ze swo­je­go fote­la na koniec sza­re­go, desz­czo­we­go dnia 🙂

Loading

Nasza kapsuła czasu

Nadej­ście nowe­go roku nastra­ja do roz­my­ślań nad prze­mi­ja­niem i zmien­ną natu­rą rze­czy­wi­sto­ści. Pierw­szo­kla­si­sta może sobie pomy­śli, „jesz­cze nie­daw­no pia­skow­ni­ca, a dzi­siaj Tuwim”. Ktoś star­szy doko­na obser­wa­cji w sty­lu bud­dyj­skim, „wyda­je mi się, że jestem cza­sow­ni­kiem”. Tem­pus fugit — czas ucie­ka. Czy da się coś na to poradzić?

W Tuwi­mie wymy­śli­li­śmy sposób.

Gru­dzień 2018. Skar­pa przed szko­łą, na skar­pie ludek szkol­ny tło­czy się wokół dziu­ry wyko­pa­nej w zie­mi. Nie­bo nad gło­wa­mi sza­re, wie­je wiatr. Ludek stoi i cze­ka na roz­po­czę­cie wyda­rze­nia, obok krę­ci się kame­rzy­sta. — „Niech się pan scho­wa z tyłu, wyglą­da pan jak gra­barz!” — sły­chać kry­tycz­ne sło­wa Pani Doro­ty pod adre­sem Pana Kon­ser­wa­to­ra, któ­ry stoi tuż przy uczniach w swo­ich pan­cer­nych gumow­cach. Pan Kon­ser­wa­tor cicho odsu­wa się na dal­szy plan. To On wygła­dzi zie­mię po tym, jak kap­su­ła cza­su wylą­du­je w wyko­pa­nym dołku.

No wła­śnie… kap­su­ła cza­su. Ludzie od zawsze pró­bu­ją zamy­kać teraź­niej­szość w róż­nych trwa­łych pojem­ni­kach — z kamie­nia, meta­lu, albo z liter. Chcą zosta­wić przy­szłym poko­le­niom pamiąt­kę po sobie, coś cza­so­od­por­ne­go. Nasza kap­su­ła nie jest zbyt cen­na mate­rial­nie, ale kie­dyś będzie mieć swo­ją war­tość pamiąt­ko­wą. Z zewnątrz to po pro­stu meta­lo­wa waliz­ka, szkło, pla­stik, papier i płót­no — bez szan­sy na recy­kling 🙂 A w środ­ku my — nasze zdję­cia, mun­du­rek hote­la­rza, szkol­ne bro­szur­ki i list do ludzi z przy­szło­ści w solid­nej flasz­ce. Film, na któ­rym śpie­wa­my hymn i wypusz­cza­my w nie­bo bia­ło-czer­wo­ne balo­ni­ki. MP3 z rapu­ją­cą Panią Mary­sią, ponad sto fotek z raj­dów, prak­tyk zawo­do­wych i róż­nych szkol­nych wyda­rzeń, maga­zyn samo­rzą­do­wy ze wzmian­ką o szko­le. Wszyst­ko zapa­ko­wa­ne do wor­ków (ich wylo­ty szczel­nie sto­pi­ło żelaz­ko, nawet mrów­ka się nie prze­ci­śnie do celu­lo­zy w środ­ku) i solid­nej meta­lo­wej waliz­ki ze skle­pu Jula.

Pan Dyrek­tor zaglą­da w dołek i roz­po­czy­na się uro­czy­stość. Kamil z 3 at odczy­tu­je krót­kie pismo adre­so­wa­ne do przy­szłych poko­leń. Wyli­cza wobec zgro­ma­dzo­ne­go tłum­ku zako­py­wa­ny inwen­tarz. „Bło­go­sła­wi” zna­laz­cę, któ­ry w przy­szło­ści zadba o rze­czy w zna­le­zio­nej waliz­ce. Wygła­sza też nie­win­ną klą­twę, któ­ra nasy­ła na ewen­tu­al­ną „psu­ję z przy­szło­ści” mrów­ki, pijaw­ki i jeże. Na szczę­ście lista nie­szczęść nie obej­mu­je komorników.

Ojciec Kac­per z para­fii Św. Julia­na uno­si waliz­kę nad dołkiem.

Kac­per: „Niech prze­trwa na wie­ki wieków!”

Chór gra­ba­rzy: „Amen!”

Wie­leb­ny kła­dzie kap­su­łę na dnie jamy. Na waliz­kę — niczym na umrzy­ka — sypią się grud­ki zie­mi. Tyle tyl­ko, że skrzyn­ka ma kie­dyś ożyć, za sto lat albo i wię­cej… 🙂 Oca­le­je… pew­nie oca­le­ją też pan­cer­ne gumow­ce Pana Kon­ser­wa­to­ra, ale to już inna sprawa 🙂

W ruch idzie łopa­ta. Żegnaj kap­su­ło, będzie mi Cię brakowało!

Pozdra­wiam wszystkich!

Loading

Milicjanci, demonstranci i zwykli spryciarze. Happening jak rzeczywistość…

Czwar­tek, ósmy listo­pa­da. Szkol­nym kory­ta­rzem tupie roz­krzy­cza­na gru­pa dziew­cząt. Żąda­ją jed­ne­go: „Kobie­ty na trak­to­ry!!! Kobie­ty na trak­to­ry!!!” Zaraz sobie przy­po­mi­nam, że dzi­siaj w szko­le odby­wa się hap­pe­ning zor­ga­ni­zo­wa­ny z oka­zji Obcho­dów Świę­ta Nie­pod­le­gło­ści. Jak się jesz­cze oka­że, wyda­rze­nie prze­nie­sie szko­łę w oko­li­ce koń­ca Pierw­szej Woj­ny Świa­to­wej oraz do epo­ki PRL, poka­że też, jak nasz kraj odzy­ski­wał nie­pod­le­głość w 1918 oraz 1989 roku.

Całość wyre­ży­se­ro­wa­ła Pani Gosia. Będzie gorą­co. Pamię­tam szkol­ne spek­ta­kle Pani Pro­fe­sor, na któ­rych zawsze dzia­ło się coś spektakularnego 🙂

Dzi­siaj jest podob­nie. Oto jed­na ze scen — cza­sy komu­ny, lud pozu­je z papie­rem klo­ze­to­wym, któ­ry był wte­dy trud­no dostęp­ny — na Pola­ka ponoć przy­pa­da­ło rocz­nie sie­dem rolek (zabaw­ne szcze­gó­ły tutaj). Ład­niej było­by powie­dzieć „papier toa­le­to­wy”, ale lud pra­cu­ją­cy PRL odwie­dzał klo­ze­ty, „toa­le­ta” koja­rzy­ła się ze schlud­no­ścią i „bur­żuj­stwem” (tro­chę przesadzam) 🙂

Papier-cud

Grup­ka robot­ni­ków, po pra­wej z przo­du roz­po­zna­ję bry­ga­dzi­stę Mate­usza. Na mój gust kom­bi­na­to­rzy, któ­rych zna każ­dy czło­wiek w potrze­bie — papier klo­ze­to­wy to cen­ny towar w bied­nym PRL, a spry­cia­rze zapew­ne wyno­szą go po cichu z pra­cy i „opy­la­ją” potrze­bu­ją­cym. Wil­li z tego nie będzie, ale może nasi spry­cia­rze doro­bią się kolek­cji winyli?

Kombinatorzy

Zwo­len­ni­cy Par­tii i gło­wy pań­stwa, Wła­dy­sła­wa Gomuł­ki. Zado­wo­le­ni posia­da­cze papie­ru toa­le­to­we­go oraz ci, któ­rzy szcze­rze wie­rzą w sys­tem socja­li­stycz­ny. A na środ­ku u góry szczę­śli­wy mili­cjant. Chwi­la, czy to nie Mate­usz, han­dlarz papie­rem klo­ze­to­wym? Ten to się umie życio­wo ustawić… 🙂

Zawsze z Partią

Zakład pra­cy Two­im dru­gim domem! Napis niczym żół­ta wywiesz­ka w pobli­żu prze­wo­dów wyso­kie­go napię­cia, „DOTKNIĘCIE GROZI PORAŻENIEMZGONEM!”. Sym­pa­tycz­ne dziew­czę­ta oczy­wi­ście w stro­jach z epoki.

Zakład pracy twoim domem

Zła wia­do­mość dla miło­śni­ków bim­bru: dzie­wusz­ce po lewej u góry wyra­sta z gło­wy kijek z dra­ma­tycz­nym napi­sem: Bim­ber przy­czy­ną śle­po­ty! Tak pro­pa­gan­da PRL zała­twia edukację.

Bimber

Poli­tycz­nie kraj jest uza­leż­nio­ny od Związ­ku Radziec­kie­go. Oby­wa­te­le są kon­tro­lo­wa­ni przez pań­stwo. Dosyć…

Precz z komuną

Wła­dza nie lubi demon­stran­tów. Kogo by tu… zaha­czyć…? Kogo by tu…

Komu by tu przylać

Zaha­czo­ne…

Są ranni

Jed­no z klu­czo­wych wyda­rzeń, któ­re przy­czy­ni­ły się do powro­tu nie­pod­le­głej Pol­ski w 1989 roku — Okrą­gły Stół. Wła­dza zasia­da do roz­mów z opo­zy­cją. Klu­czo­wy moment happeningu.

Okrągły Stół

Oto histo­ria pół  żar­tem, pół serio. Moim zda­niem, strzał w dziesiątkę 🙂

Jak powie­dzia­ła mi Pani Gosia, do udzia­łu w hap­pe­nin­gu zgło­si­ło się oko­ło czter­dzie­stu uczniów z róż­nych klas. To świet­ny wynik, dobrze, że ludek chce się anga­żo­wać w podob­ne even­ty. Nie­pod­le­głość też nam wywal­czy­li ludzie, któ­rym — mówiąc potocz­nie — „się chcia­ło”. Cho­ciaż, oczy­wi­ście, kosz­to­wa­ło Ich to znacz­nie wię­cej. Pamię­taj­my o Nich i prze­ło­mo­wych chwi­lach w naszej historii.

Pozdra­wiam Panią Gosię i uczest­ni­ków hap­pe­nin­gu, oraz wszyst­kich czytelników!

Loading

Destynacje i nie tylko — odpytuję Profesora z Geografii…

Na prze­ło­mie lute­go i mar­ca przy­szłe­go roku kolej­na grup­ka Tuwi­mow­ców uda się na prak­ty­ki zagra­nicz­ne w ramach pro­gra­mu Era­zmus +. Będzie tych włó­czy­ki­jów sie­dem­na­stu, a pole­cą — ni mniej, ni wię­cej — do Anglii i Hisz­pa­nii. Posta­no­wi­łem nie­co zgłę­bić ten temat w roz­mo­wie z naszym Pro­fe­so­rem od Geo­gra­fii. No cóż…, z roz­mo­wy wyszedł wywiad-mutant, w któ­rym osta­tecz­nie spo­tka­ły się bar­dzo róż­ne wąt­ki: prak­ty­ki zagra­nicz­ne, wycią­ga­nie ryb z wody i poszu­ki­wa­nie dro­gi życio­wej przez Pro­fe­so­ra — zna­czy się, Pana Jaro­sła­wa. Oto frag­men­ty rozmowy:

Ja — Panie Jar­ku, jaka jest Pań­ska ulu­bio­na desty­na­cja turystyczna?

Pan Jaro­sław — Biesz­cza­dy. Jesz­cze za cza­sów stu­denc­kich bar­dzo czę­sto jeź­dzi­łem w Biesz­cza­dy. Był to począ­tek lat dwu­ty­sięcz­nych. Biesz­cza­dy były wte­dy takie kame­ral­ne i wyjąt­ko­we. A że jesz­cze dodat­ko­wo jestem węd­ka­rzem, toteż na Soli­nie zawsze tam tro­chę rybek się nała­pa­ło. W roku 2016 odwie­dzi­łem Biesz­cza­dy ponow­nie, ale to już nie­ste­ty nie jest to samo. Mnó­stwo ludzi, szla­ki są zadep­ta­ne, a na Soli­nie ryba nie bie­rze… Jeże­li cho­dzi o desty­na­cję zagra­nicz­ną, to przy­znam, że lubię jakoś jeź­dzić do Gran­tham. Lubię angiel­ski, mało­mia­stecz­ko­wy styl tej miej­sco­wo­ści, etnicz­ną róż­no­rod­ność jej restau­ra­cji. Lubię tam jeź­dzić z dzieckami.

Ja — Jaką desty­na­cję wybrał­by Pan dla naszych uczniów, gdy­by moż­na było zro­bić prak­ty­ki w dowol­nym miej­scu na świecie?

Pan Jaro­sław — Kie­dyś powie­dzia­łem uczniom: „a… puść­my se Era­smu­sa na Male­di­wy”, i to się uczniom spodo­ba­ło. Nie­ste­ty, Male­di­wy leżą poza Unią Euro­pej­ską (na Oce­anie Indyj­skim). Islan­dia była­by cie­ka­wa, ale trze­ba zna­leźć tam hotel, pro­ble­mem jest też pięć godzin lotu i ceny na miejscu.

Tutaj kró­ciut­kie audio 🙂

Ja — Czy wia­do­mo, ilu uczniów szko­ła wysła­ła do tej pory na prak­ty­ki zagraniczne?

P. J. — Bio­rąc pod uwa­gę wszyst­kie pro­jek­ty, lata i ludzi, któ­rzy te wyjaz­dy orga­ni­zo­wa­li, wyj­dzie ponad pię­ciu­set uczniów.

Wypuszczamy dzieciska

Niech lecą dzie­ci­ska w świat sze­ro­ki… Dokąd Tuwim jesz­cze je pośle?

Ja — Zapy­tam o desty­na­cję zawo­do­wą: jak to się sta­ło, że wybrał Pan pra­cę szkol­ne­go geo­gra­fa? Albo — mówiąc ogól­niej — nauczyciela?

P. J. — Skąd geo­gra­fia?… Po ukoń­cze­niu tech­ni­kum elek­tro­nicz­ne­go w biel­skim Mecha­ni­ku zaczą­łem się roz­glą­dać za kolej­ną szko­łą. I za dziew­czy­na­mi. Spodo­ba­ła się uczen­ni­ca z Liceum nr 7 w Wapie­ni­cy (a więc z ówcze­sne­go Tuwi­ma!). Spo­ty­ka­li­śmy się tam. A gdy wybra­ła się do Kra­ko­wa stu­dio­wać geo­gra­fię, musia­łem wybrać ten sam przed­miot i mia­sto. W tech­ni­kum było bar­dzo mało geo­gra­fii, więc samo­dziel­nie doucza­łem się do egza­mi­nu wstęp­ne­go na wspo­mnia­ne stu­dia. Co zaska­ku­ją­ce — zda­łem egza­min, a dziew­czy­na nie 🙁 Takie coś się poro­bi­ło… W Kra­ko­wie już zosta­łem, polu­bi­łem geo­gra­fię… i pozna­łem moją obec­ną żonę. A skąd w moim życiu naucza­nie? Też jakoś tak dziw­nie wyszło. Mia­łem pomysł na życie: geo­gra­fia prze­strzen­na, pra­ca urzęd­ni­ka w jakiejś gmi­nie, zaj­mo­wa­nie się pla­na­mi zago­spo­da­ro­wa­nia prze­strzen­ne­go… Ale zna­jo­mi wycią­gnę­li mnie na stu­dia peda­go­gicz­ne. No chodź, posie­dzi­my tam… I tra­fi­łem na te stu­dia. Po stu­diach dosta­łem wyma­rzo­ną pra­cę w urzę­dzie, ale po trzech mie­sią­cach wie­dzia­łem, że to nie dla mnie. NIC tam się nie dzia­ło, sie­dzia­ło się tyl­ko, nuda STRASZNA. Idąc za radą zna­jo­mej zmie­ni­łem pra­cę, posze­dłem do liceum uczyć geo­gra­fii oraz… pod­staw przed­się­bior­czo­ści. W 2004 r. przy­sze­dłem do Tuwima.

Ja — Jakaś recep­ta na odpo­czy­nek po dłu­gim dniu? Ryby i sie­dze­nie z węd­ką jesz­cze są?

P. J. — Teraz już rza­dziej. Zresz­tą wpraw­dzie lubię węd­ko­wa­nie na sie­dzą­co, ale spe­cja­li­zu­ję się w łowie­niu pstrą­gów poto­ko­wych. Bie­gam lub spa­ce­ru­ję wzdłuż gór­skich rzek i pró­bu­ję „wyha­czać” ryby z róż­nych miejsc. Mój rekor­do­wy pstrąg miał 57 cen­ty­me­trów. Obec­nie  zazwy­czaj łapię NO KILL, tak więc po zło­wie­niu ryb­ka wra­ca do wody… Lubię też sport, uwiel­biam oglą­dać sport… Ale czy to wypo­czy­nek? Zasia­dam przed tele­wi­zo­rem, oglą­dam i tak się stre­su­ję, że jestem szczę­śli­wy, jak już się skończy.

Ja — Wie­lu uczniów zauwa­ży­ło, że cho­dzi Pan do szko­ły „w krat­kę”. Skąd ten „nałóg”?

P. J. — Krat­ka to kolor. Życie musi być kolo­ro­we! Nie powin­no być monotonne.

Pozo­stań­my z ostat­nim zda­niem Pro­fe­so­ra w gło­wach. Pozdra­wiam wszyst­kich, w tym oczy­wi­ście  Pana Jar­ka i pozo­sta­łych nauczy­cie­li, któ­rzy wła­śnie mają swo­je świę­to — życzę Im wszyst­kie­go naj­lep­sze­go w pra­cy zawo­do­wej i w życiu osobistym 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂

 

Pod­kład muzycz­ny do mate­ria­łu audio pocho­dzi z utwo­ru Tri­bal Island, stro­na www.OurMusicBox.com, jego auto­rem jest Jay Man.

Loading

Powrót do Epoki Lodowcowej

Począ­tek paź­dzier­ni­ka. Parę dni temu było dość zim­no, nie­któ­rzy bywal­cy Tuwi­ma sie­dzie­li w kla­sach ubra­ni w blu­zy, a nawet kurt­ki. Strój szkol­ny sta­no­wił dodat­ko­we ocie­ple­nie drżą­cych ciał, cho­ciaż zda­rza­ły się też oso­by w samych T‑shirtach z nadru­ko­wa­ny­mi pal­ma­mi — tym było chy­ba jak w tro­pi­kach. Pal­my, „wacia­ki” z bluz i kur­tek oraz kla­sycz­ne mun­dur­ki patrzy­ły zgod­nie jak odcho­dzi lato.

Na zimę jeste­śmy przy­go­to­wa­ni. Budy­nek szko­ły jest ocie­plo­ny. Nie to, co w począt­kach roku szkol­ne­go 2009–2010, gdy z sypią­ce­go się budyn­ku przy uli­cy Jaskro­wej Tuwi­mow­cy prze­nie­śli się do sypią­ce­go się gma­chu przy Fila­ro­wej. Tro­chę prze­sa­dzam, budy­nek przy Jaskro­wej raczej nie miał przed sobą przy­szło­ści — ścia­na zewnętrz­na w sali 32 rusza­ła się weso­ło, przez szcze­li­ny pew­nie dało­by się gryp­so­wać, stan cało­ści był zde­cy­do­wa­nie zły. Gmach przy Fila­ro­wej był nie tyl­ko w lep­szej loka­li­za­cji, ale i w lep­szym sta­nie — raz tyl­ko wypa­dło okno, ale resz­ta pozo­sta­ła nie­wzru­szo­na. Gorzej, że bra­ko­wa­ło sal, a sam budy­nek nie był ocieplony 🙁

W zim­niej­sze dni ucznio­wie Epo­ki Lodow­co­wej chy­ba też cho­wa­li się w „wacia­kach”.

Na szczę­ście przy­je­chał styropian.

Ocieplamy szkołę

Wła­ści­wie przy­je­cha­ło kil­ka cię­ża­ró­wek ze sty­ro­pia­nem, a oprócz tego kopar­ka, któ­ra zaczę­ła kopać szkol­ną fosę. Tuwi­mow­cy nie­wąt­pli­wie poczu­li „jesień śre­dnio­wie­cza” i pozna­li, czym jest prze­by­wa­nie w oblę­żo­nej twier­dzy. Patrząc w okno czło­wiek dostrze­gał po dru­giej stro­nie dys­kret­ny cień cią­gną­cy za sobą po rusz­to­wa­niu płach­tę sty­ro­pia­nu. „Dzień dobry!” „A… dzień dobry…”

Ponad­to bra­ko­wa­ło sal. Kla­sy 217 i 218 dopie­ro powsta­wa­ły kosz­tem szkol­ne­go kory­ta­rza. W nie­któ­rych salach dwóch nauczy­cie­li pro­wa­dzi­ło jed­no­cze­śnie dwie lek­cje. Jeden miał biur­ko, a dru­gi krze­sło w kącie. Tabli­cę dzie­li­ło się na poło­wę, a gąb­ką ludzie Epo­ki Lodow­co­wej dzie­li­li się jak mię­sem mamu­ta. Lewym uchem uczeń pozna­wał nie­miec­ki, a pra­wym angiel­ski. Mógł sobie prze­łą­czać kana­ły. Zanim sale 217 i 218 zosta­ły ukoń­czo­ne, zda­rza­ły się nawet lek­cje na sto­łów­ce sza­cow­nej Samo­cho­dów­ki. Ucznio­wie wspo­mnia­nej szko­ły spo­ży­wa­li zupę lub kotlet, dzwo­ni­li sztuć­ca­mi o tale­rze i oma­wia­li pro­ble­my egzy­sten­cjal­ne, a Tuwi­mow­cy sie­dzie­li z boku, wdy­cha­li zapach obia­du i robi­li sobie liste­ning z angiel­skie­go. Tak angiel­ski tra­fiał przez pusty żołą­dek do serca.

Dzi­siaj mamy w szkół­ce cał­kiem cie­pło, ale cywi­li­za­cja „skór i futer” nie wymar­ła. Fakt, nie­któ­rzy rze­czy­wi­ście źle zno­szą niż­szą tem­pe­ra­tu­rę, trud­no. Tyl­ko co powie­dzieć, gdy opa­tu­lo­ny ludek sie­dzi przy otwar­tym oknie? Jaki jest jego sekret — czy ma coś do ukrycia?… 🙂

Pozdra­wiam wszyst­kich marznących!

Loading

22.06. Kropka na koniec dziesięciomiesięcznego zdania :)

Licz­ba obwie­dzio­na czer­wo­nym kołem w kalen­da­rzu tuż tuż. Czer­wo­ne koło ratun­ko­we… No, może nie prze­sa­dzaj­my, rok był dłu­gi, więc to oczy­wi­ste, że wszy­scy jeste­śmy nim przy­naj­mniej tro­chę zmę­cze­ni. Naj­wyż­sza pora na łapa­nie świe­żej ener­gii. Trze­ba poskła­dać się w całość, ode­tchnąć od szcze­gó­łów, odku­rzyć rower z piw­ni­cy, albo paść plac­kiem na tap­czan, się­gnąć do komór­kę i zapro­sić się do sta­rych znajomych.

Z tego co wiem, mało kto wytrzy­ma spo­kój bier­ne­go wypo­czyn­ku przez dzie­sięć tygo­dni, jakie dzie­lą nas od kolej­ne­go roz­da­nia kart. Pytam uczniów dru­giej kla­sy o ich pla­ny na waka­cje — wie­lu odpo­wia­da, że ma nagra­ną jakąś pra­cę. „Dużo będzie tej pra­cy?”. „Dwa mie­sią­ce (serio)”. „Aż tak potrze­bu­jesz kasy?”. „Tak, zbie­ram na wakacje”…

Hamletyzyjemy

Prze­pra­szam Pana Pro­fe­so­ra za wmon­to­wa­nie Go w powyż­szy komiks i za sło­wa, któ­rych nigdy nie powie­dział 🙂 Przy­naj­mniej nie do koń­ca, gdyż — o ile się orien­tu­ję — Pro­fe­sor fak­tycz­nie pre­fe­ru­je aktyw­ny wypo­czy­nek, ma ogród i kre­ty ryją­ce tam swo­je kory­ta­rzy­ki, oraz gru­ba­śne­go Szek­spi­ra na pół­ce w gabi­ne­cie. Zdjęć uży­łem, gdyż dobrze poka­zu­ją stan ducha czło­wie­ka, któ­ry „doczła­pał się” waka­cji: ucie­chę z wol­ne­go cza­su i swo­istą trud­ność z akli­ma­ty­zo­wa­niem się do nowych warun­ków. Kto przez dzie­sięć mie­się­cy bie­gał jak zając, nie zamie­ni się tak łatwo w leni­we­go śli­mo­ka… A może się mylę? Zgo­da (prze­stań już kiwać gło­wą), tacy tak­że istnieją.

Pozdra­wiam zają­ce i śli­ma­ki. Licz­ba obwie­dzio­na czer­wo­nym kołem w kalen­da­rzu tuż tuż…

Uda­nych wakacji!

 

Loading