Nasza kapsuła czasu

Nadej­ście nowe­go roku nastra­ja do roz­my­ślań nad prze­mi­ja­niem i zmien­ną natu­rą rze­czy­wi­sto­ści. Pierw­szo­kla­si­sta może sobie pomy­śli, „jesz­cze nie­daw­no pia­skow­ni­ca, a dzi­siaj Tuwim”. Ktoś star­szy doko­na obser­wa­cji w sty­lu bud­dyj­skim, „wyda­je mi się, że jestem cza­sow­ni­kiem”. Tem­pus fugit — czas ucie­ka. Czy da się coś na to poradzić?

W Tuwi­mie wymy­śli­li­śmy sposób.

Gru­dzień 2018. Skar­pa przed szko­łą, na skar­pie ludek szkol­ny tło­czy się wokół dziu­ry wyko­pa­nej w zie­mi. Nie­bo nad gło­wa­mi sza­re, wie­je wiatr. Ludek stoi i cze­ka na roz­po­czę­cie wyda­rze­nia, obok krę­ci się kame­rzy­sta. — „Niech się pan scho­wa z tyłu, wyglą­da pan jak gra­barz!” — sły­chać kry­tycz­ne sło­wa Pani Doro­ty pod adre­sem Pana Kon­ser­wa­to­ra, któ­ry stoi tuż przy uczniach w swo­ich pan­cer­nych gumow­cach. Pan Kon­ser­wa­tor cicho odsu­wa się na dal­szy plan. To On wygła­dzi zie­mię po tym, jak kap­su­ła cza­su wylą­du­je w wyko­pa­nym dołku.

No wła­śnie… kap­su­ła cza­su. Ludzie od zawsze pró­bu­ją zamy­kać teraź­niej­szość w róż­nych trwa­łych pojem­ni­kach — z kamie­nia, meta­lu, albo z liter. Chcą zosta­wić przy­szłym poko­le­niom pamiąt­kę po sobie, coś cza­so­od­por­ne­go. Nasza kap­su­ła nie jest zbyt cen­na mate­rial­nie, ale kie­dyś będzie mieć swo­ją war­tość pamiąt­ko­wą. Z zewnątrz to po pro­stu meta­lo­wa waliz­ka, szkło, pla­stik, papier i płót­no — bez szan­sy na recy­kling 🙂 A w środ­ku my — nasze zdję­cia, mun­du­rek hote­la­rza, szkol­ne bro­szur­ki i list do ludzi z przy­szło­ści w solid­nej flasz­ce. Film, na któ­rym śpie­wa­my hymn i wypusz­cza­my w nie­bo bia­ło-czer­wo­ne balo­ni­ki. MP3 z rapu­ją­cą Panią Mary­sią, ponad sto fotek z raj­dów, prak­tyk zawo­do­wych i róż­nych szkol­nych wyda­rzeń, maga­zyn samo­rzą­do­wy ze wzmian­ką o szko­le. Wszyst­ko zapa­ko­wa­ne do wor­ków (ich wylo­ty szczel­nie sto­pi­ło żelaz­ko, nawet mrów­ka się nie prze­ci­śnie do celu­lo­zy w środ­ku) i solid­nej meta­lo­wej waliz­ki ze skle­pu Jula.

Pan Dyrek­tor zaglą­da w dołek i roz­po­czy­na się uro­czy­stość. Kamil z 3 at odczy­tu­je krót­kie pismo adre­so­wa­ne do przy­szłych poko­leń. Wyli­cza wobec zgro­ma­dzo­ne­go tłum­ku zako­py­wa­ny inwen­tarz. „Bło­go­sła­wi” zna­laz­cę, któ­ry w przy­szło­ści zadba o rze­czy w zna­le­zio­nej waliz­ce. Wygła­sza też nie­win­ną klą­twę, któ­ra nasy­ła na ewen­tu­al­ną „psu­ję z przy­szło­ści” mrów­ki, pijaw­ki i jeże. Na szczę­ście lista nie­szczęść nie obej­mu­je komorników.

Ojciec Kac­per z para­fii Św. Julia­na uno­si waliz­kę nad dołkiem.

Kac­per: „Niech prze­trwa na wie­ki wieków!”

Chór gra­ba­rzy: „Amen!”

Wie­leb­ny kła­dzie kap­su­łę na dnie jamy. Na waliz­kę — niczym na umrzy­ka — sypią się grud­ki zie­mi. Tyle tyl­ko, że skrzyn­ka ma kie­dyś ożyć, za sto lat albo i wię­cej… 🙂 Oca­le­je… pew­nie oca­le­ją też pan­cer­ne gumow­ce Pana Kon­ser­wa­to­ra, ale to już inna sprawa 🙂

W ruch idzie łopa­ta. Żegnaj kap­su­ło, będzie mi Cię brakowało!

Pozdra­wiam wszystkich!

Loading

Face­bo­ok Comments