Dzień Otwarty, Dzień Zamknięty, Dzień Przygotowań…
28 kwietnia mieliśmy w Tuwimie de facto dwa dni. Dzień Powitań i Dzień Pożegnań. Dla wielu były to ostatnie chwile w miejscu, gdzie spędzili cztery lata swojego życia. Dla innych — być może — 28 kwietnia był pierwszym (nieoficjalnie) dniem w nowej szkole. Mówiąc krótko, żegnaliśmy absolwentów i witaliśmy gimnazjalistów podczas Dnia Otwartego. Fotorelacje z tych wydarzeń można znaleźć na szkolnej witrynie internetowej i facebooku, toteż skupię się na 27 kwietnia, który był Dniem Przygotowań. Rozpiszę całość w formie dramatycznej, gdyż był to dzień, w którym wiele osób w szkole otrzymało rolę. No i istniał scenariusz.
Występują:
Siła Wyższa, Chór uczniowski, Uczniowie 1 ct konkretnie, Sabina, Uczniowie 2 et, Pani Wiesia, Pani Dorota, Pan Patryk, Pan Tomasz
AKT 1
(Miejsce: dziennik elektroniczny, 24 kwietnia, godzina 10:04)
Siła Wyższa: W załączeniu przesyłam program Dnia Otwartego, który również wisi już od kilku dni w pokoju nauczycielskim. Proszę wychowawców o poinformowanie klas o tym programie.
AKT 2
(27 kwietnia, teren szkoły, zaawansowane popołudnie. Pootwierane drzwi do klas. Na korytarzu idą sznurkiem uczniowie; przypominają trochę mrówki. Niosą to co zdobyli na portierni: płótna, nożyczki, inne rzeczy. Będą dekorować sale — zamienią je w różne kraje. Słychać obcasy — zapowiadają Panią Wiesię, która przez najbliższe kilka godzin będzie robić w salach notoryczne inspekcje)
Chór uczniowski: Oko wszędzie, ucho wszędzie. Co to będzie? Co to będzie?
Pani Wiesia: Nie róbcie Dziadów. Zdążycie na jutro?
Chór uczniowski: Kilka rzeczy doniesiemy rano.
Akt 3
(Dekoracja korytarza. Baloniki — grupka uczniów z 1 ct przetacza do nich dwutlenek węgla wyprodukowany w płucach. Od tej produkcji robią się z początku czerwoni, ale potem już tylko bledną. Będą mocować baloniki do listwy na korytarzu. Na tej samej listwie trzy osoby z chóru uczniowskiego zawieszają duży napis „Witamy”)
Chór uczniowski z 1 ct: Ciężko idzie!
Sabina: Nie mogę! Nie umię zawiązywać baloników.
Pan Tomasz: Spokojnie. Będziesz dźwigać stoły. Jeszcze nie wiem dokąd, bo przez framugi te kolosy nie przejdą.
Pan Patryk (chwilę potem): Stoły i rośliny trzeba zabrać, bo tutaj będzie pokaz animacji. A tam — hen koło portierni — będzie pokaz barmański.
Chór uczniowski z 1 ct: Ile tych baloników? Jak wieszać? Skąd? Dokąd? Jak? Jak?
(Korytarz koło sali 204. Drzwi do sali 204 szeroko otwarte. Widać przez nie ogromne sterty tekturowych pudeł. Co z nich zbudują uczniowie klasy 2 et? Włochy? Nepal? Pudło — tutaj będzie Francja. Oj, rośnie Francja ponad czubki głów…)
Chór uczniowski z 2 et: Potrzebujemy trzech baloników w kolorach Francji.
Chór uczniowski z 1 ct (mocując do drzwi sali 204): Niebieski, biały, czerwony!
Pani Wiesia: Zdążycie na jutro?
(Na korytarz wypływa Siła Wyższa. Nic nie mówi. Atmosfera pracy nasila się)
Akt 4
(Sala na pierwszym piętrze — w środku jest jakby orientalnie, przez salę przepływa rzeka. Trójka dziewcząt buduje konstrukcję przypominającą jakąś kolumnadę. Na środku Pani Dorota z zastygłym okrzykiem na ustach)
Pan Tomasz: Co tam słychać ? Chińczycy trzymają się mocno?
Pani Dorota: Tu będzie Tajlandia. Ale mało rąk do pomocy. Chłopcy nie przyszli pomóc, z Tajlandii robi się niezły Meksyk.
Pani Wiesia (wchodzi stukając energicznie obcasami): Zdążycie na jutro?
Chór uczniowski: Kilka rzeczy doniesiemy rano.
Pani Dorota (wychodząc przed szereg uczennic): Będzie nawet słoń!
Zakończenie
(28 kwietnia, szkolny korytarz. Na korytarzu 400 gimnazjalistów. Zaglądają do sal, aby zwiedzić Francję, Grecję, Meksyk, Tajlandię, Włochy, inne krainy… Oglądają pokazy — animacji oraz barmański. Są zainteresowani. Gestykulują. Zagadują. Przez tłumy przebija się Pan Patryk. Siła Wyższa w towarzystwie nauczycieli odwiedza poszczególne kraje — klasy, oceniając ich wystrój, przygotowane potrawy i ubiory regionalne.)
Pani Wiesia: Zdążyli.
Siła Wyższa: A jakie potrawy przygotowali!
(Mijają kolejne godziny… Dzień Otwarty zostaje zamknięty około 14.00).
Tak, wiem. Więcej dramatów nie napiszę. Pozdrawiam wszystkich 🙂
Rapujący hotelarz, czyli Mikey i jego trzy wcielenia
Poniedziałek — niby po leniwym weekendzie, ale zawiązywanie butów okazuje się jakby męczące. Dotarcie do sznurówek trwa dłużej niż w piątek, chyba faktycznie wszechświat (a więc czasoprzestrzeń) się rozszerza. Może to ta szarawa pogoda napierająca na umysł i ciało jak deska z gwoździami? Wysyłam kilka cieplejszych myśli w stronę ludzi, którzy przez weekend pracowali, robili kursy, aktywnie wypoczywali. Wiem, że w tym gronie znajdują się uczniowie naszej szkoły. Aktywni, oddani różnym pasjom i zainteresowaniom, zarobkujący.
Na przykład nasz szkolny raper, Mikey. Przez tydzień chodzi do szkoły jako Konrad, natomiast w weekendy się rozdwaja: daje koncerty jako Mikey z zespołu Gorzko słodki smak oraz pracuje w hostelu na klimatycznym krakowskim Kazimierzu, w pobliżu placu, na którym kiedyś znajdowała się rzeźnia… W hostelu zaczynał jak wielu od podstaw — różnych drobnych zajęć i obowiązków, a obecnie sprawuje tymczasowo funkcję kierownika recepcji, ma regularne kontakty z klientami, w tym licznymi cudzoziemcami. Na scenie obrabia publikę wokalem, tyle że energetycznych decybeli jest znacznie więcej. Odbudowa wokalu zajmuje mu potem pierwsze dni kolejnego tygodnia 🙂
Oto wywiad, jakiego Mikey mi udzielił (częściowo po odbudowie wokalu, a częściowo pocztą elektroniczną):
Ja - Może na początek powiesz kilka słów o swoim zespole…
Mikey - W jego skład wchodzą obecnie cztery osoby. Oprócz mnie (wokal) są to: Zelo (drugi wokal), DJ Śpioch (czyli naturalnie DJ) oraz Kozi (zarząd zespołem). Grupa wystartowała w 2012 roku ale po paru miesiącach zawiesiła swoją działalność. Reaktywacja zespołu nastąpiła w 2014 roku, gdy do niego dołączyłem (do rapowania wciągnął mnie Zelo, śpiewanie zaczęło się wcześniej, w trzeciej klasie podstawówki). W grudniu 2015 roku wydaliśmy naszą pierwszą płytę. To były ogromne emocje… Parę dni temu wyszła druga płyta.
Ja — O czym rapujecie?
Mikey - Myślę, że tutaj ważniejsze jest po co rapujemy, a nie o czym… Rapujemy dla ludzi, aby dostarczyć im jak najwięcej energii i nakręcić do działania. Poza tym, nasza muzyka nie zawęża się do kilku tematów, ale „wypływa na wiele horyzontów”, tych odkrytych i takich, których nasi słuchacze jeszcze nie doświadczyli. Na pewno nie interesują nas tematy polityczne.
Ja - Wiemy, że rapujesz. Czy masz w zespole jeszcze jakąś funkcję? Grasz na czymś?
Mikey - Tworzę teksty do swoich zwrotek, zarządzam naszym facebookiem i Instagramem. W wyjątkowych sytuacjach zajmuję się e‑mailami. Jeśli chodzi o instrumenty, to nie gram na żadnym — jedynym instrumentalistą w zespole jest DJ Śpioch, który gra na gramofonach.
Ja - Jak godzisz naukę z pracą w hostelu i grą w zespole?
Mikey - Radzę sobie z planowaniem swojego czasu. Zresztą pracuję i koncertuję tylko w weekendy, a na studio nasz zespół poświęca jeden dzień w tygodniu. Natomiast praca w hostelu nie jest bardzo męcząca. Bywają jakieś trudności, ale rzadko (wspomina tutaj sytuację z grupą kłopotliwych gości).
Ja - Wiążesz swoją przyszłość z hotelarstwem albo rapowaniem?
Mikey - Jedno nie wyklucza drugiego. Całkiem możliwe, że na co dzień będę pracował w hotelu a śpiewanie będzie moim dodatkowym zajęciem.
Ja - Ponieważ jesteśmy na szkolnym blogu, zadam następujące, ostatnie pytanie: jakie jest twoje pierwsze skojarzenie z nazwą Zespół Szkół im. Juliana Tuwima?
Mikey - Najlepsza szkoła w Bielsku-Białej dla uczniów, którzy marzą o dobrej przyszłości w perspektywicznym zawodzie.
Hm… Trafił się nienajgorszy werset na koniec tego wpisu… Pozdrawiam wszystkich, zwłaszcza tych, którzy aktywnie spędzają weekendy!
Pani Dorota nasyła na szkołę happening czytelniczy
W zeszły wtorek na terenie szkoły buszował happening czytelniczy. Do klas zaglądały tajemnicze postaci w długich, powłóczystych szatach; niektóre z nich trzymały w rękach coś, co wyglądało na kije podróżnych. Czyżby propozycje nowych szkolnych mundurków? Nie tym razem, zresztą szkoła nie wymaga od uczniów posiadania spiczastych uszu, kocich wąsów ani noszenia hełmów. Więc kto to był? No cóż, zdecydowanie były to postaci literackie. Jedna z nich garbiła się w literacki sposób, a jeszcze inna po literacku dźgała kijem powietrze. Cała ekipa cierpiała przy tym na zanik pamięci. Tajemniczy osobnicy wchodzili podczas lekcji do klas i zadawali uczniom trzy pytania. Kim jestem? Z jakiej książki się urwałem? Kto mnie wykreował? A odpowiedzi na te pytania przychodziły z różną szybkością. Ciężko miał podobno kot Behemot z „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa — jedna klasa nie czytała jeszcze tej lektury. Mniejsze problemy napotkało towarzystwo, które wypadło spomiędzy kartek „Władcy Pierścienia” — hobbit Frodo, czarownik Gandalf, elf Legolas, krasnolud Gimli i reszta tej literackiej ekipy. Tolkien trzyma się mocno, mimo że akurat ta pozycja lekturą nie jest. Dosyć prędko zidentyfikowano też inne postaci: Wertera z powieści Goethego i pannę młodą z „Wesela”.
Pomysł na happening narodził się oczywiście w naszym BCK, czyli Bibliotecznym Centrum Kulturalnym. Oficjalna nazwa tego miejsca to biblioteka, ale wiemy dobrze, że w praktyce te trzy pomieszczenia pełnią znacznie więcej funkcji. Mamy tam pracownię komputerową z multimediami, salę lekcyjną, dom kultury oraz azyl dla zmęczonych. Ten ostatni w postaci wygodnych zielonych kanap, gdzie łatwo możemy zatrzymać nasze wewnętrzne, rozgorączkowane trybiki. Z drugiej strony trzeba przy okazji wspomnieć, że bywają chwile, gdy kanapy stają się nieużywalne. Dzieje się tak w dniach i godzinach poprzedzających różne szkolne przedstawienia i uroczystości — biblioteka zamienia się wtedy w miejsce prób teatralnych i choreograficznych. Taki plac budowy, gdzie na głowę może spaść jakiś pustak. Pani Dorota trzyma w ręce niewidzialny gwizdek; wokoło panują szurania, świsty, komendy, muzyka i hiperwentylacja; uczniowie tańczą, mrugają, recytują albo przemieszczają się z kąta w kąt z końską głową na karku. Koń ma wytrzeszczone oczy, chyba nie wie jak odnaleźć się w całym tym zawirowaniu… Muszę tutaj jednak wyraźnie zaznaczyć, że trudno sobie wyobrazić Tuwima bez takiej nakręconej biblioteki. Tutaj powstają prawie wszystkie szkolne imprezy i inne wydarzenia, które cementują szkolną społeczność, urozmaicają nasz dzień powszedni i wydobywają z uczniów potencjał. Uważam przy tym, że mamy duet bibliotekarski, który doskonale się uzupełnia. Pani Dorota gwarantuje nieskrępowany dynamizm, a Pani Agnieszka spokój i wyciszenie. Jang i jing w czystej postaci.
Happening zakończył się tak samo jak się zaczął, czyli na wesoło. Grupka postaci literackich postanowiła rozładować ładunek pozytywnej energii, jaki zgromadziła podczas zabawy. Włączyła w bibliotece muzykę, zaczęła tańczyć i śpiewać. Towarzystwo wpadło w najprawdziwszy trans. Pojawiła się pantomima z kijami, a krasnolud wylądował nawet z gitarą na podłodze. Zresztą sami zobaczcie film i zdjęcia. Pozdrawiam wszystkich!
Remik Distel — wicedyrektor, człowiek z energią i pasją
Remik Distel. Wychowawca, nauczyciel informatyki, wicedyrektor. Odszedł na wakacjach. Kierował obozem zorganizowanym dla uczniów Tuwima we Włoszech w Gargano. Było gorące lato 2000 roku. Lipiec. Adriatyk kusił lazurowymi wodami. Miał 38 lat.
Wiedział dlaczego warto być nauczycielem. Rozumiał uczniów jak mało który belfer. Zawsze po właściwej stronie. Wspierał podopiecznych i żartował.
Poznaliśmy się jako nauczyciele w SP 32 w Wapienicy. Remik, jak każdy niespokojny duch, poszukiwał nowych wyzwań i możliwości rozwijania umiejętności wychowawczo-dydaktycznych. Dostał propozycję pracy w Tuwimie. VII LO. Na początku jako nauczyciel informatyki i wychowawca klasy, bardzo szybko awansował i zaczął pełnić funkcję wicedyrektora szkoły. Dobrze znał pułapki zawodu nauczyciela. Dużo mnie nauczył. Najbardziej ceniłem w nim bezkompromisowość i otwartość. To od Remika usłyszałem, jakie popełniam błędy jako nauczyciel. Wszyscy je popełniamy, kiedy zaczynamy pracę. Za ostro. Zbyt autorytarnie, za bardzo z wysokości katedry, za którą chcemy się schować. Albo za bardzo chcemy zaprzyjaźnić się z uczniami. Skracamy dystans. Czasami działa, czasami pozbawiamy się możliwości manewru i oddziaływania wychowawczego. Remik nie uciekał od trudnych rozmów. Był mądrym dyrektorem, kolegą, przyjacielem. Niejeden raz usłyszałem gorzkie słowa. Pomagały w każdym przepracowanym nauczycielskim dniu. Poszukiwał nowych rozwiązań, nowych metod i środków dydaktycznych. Tworzył szkolne pracownie informatyczne. Nowoczesne, oparte na rodzących się możliwościach sieci informatycznych. Kończyły się lata ’90. Kelly Family zapełniali stadiony 250 tyś. fanów — Remik był jednym z nich. Ot, taka mała słabostka. Na wakacjach zawsze w bandamce. Tylko brodę było widać i roześmiane oczy. Oboźny, komendant obozów wypoczynkowych w Pogorzelicy. Dużo śpiewał, choć nie bardzo potrafił, tańczył, jak już to na stole. Mistrz harcerskich zabaw — porywał 9 latka i 18-letniego wyrostka, jak już wdrapał się na stół, to bawili się wszyscy.
Klaudiusz Knyps
Dyrektor Tuwima od 2008
Zakręcony Dzień Hotelarza i Turysty
23 marca 2017 — Dzień Hotelarza i Turysty. Aula napełnia się ludźmi. Większość siada w fotelach jako widownia najnowszego szkolnego Wydarzenia. Na jakieś dwie i pół godziny hotelarze przemienią się w fotelarzy. Co zobaczą? Zobaczymy, zaczyna się… Najpierw uroczysta część Dnia, w tym powitanie zaproszonych gości — zaprzyjaźnionych przedstawicieli bielskich hoteli i biur podróży. Chwilę potem za mównicą loguje się profesor Stoecker z podsumowaniem siedemnastu lat Programów Europejskich w naszej szkole. W pewnym momencie sąsiadka w kolejnym rzędzie zasłania mi widok. Gdy odsuwa głowę widzę już inną scenę: wręczanie certyfikatów uczniom, którzy pojechali w tym roku na praktyki zagraniczne. A potem następne wręczanie: nauczyciele, którzy podczas ferii ćwiczyli język angielski w Wielkiej Brytanii dostają świadectwa ukończenia kursu, tzw. Europassy.
Potem rozkręca się zabawa i jest git… 🙂 Śpiewa towarzystwo, które potrafi dobrze to robić. Oglądamy pokaz mody hotelarskiej i turystycznej — konferansjerzy wywołują na wybieg recepcjonistki, stewardessy, przewodników górskich i miejskich oraz „piękne panie pokojowe”. Dziewczyny kręcą w powietrzu torebkami i wywijają płaszczami. Jedna z pięknych pań pokojowych nie wywija, macha za to miotłą, spektakularnie żuje gumę i prawdopodobnie nazywa się Grzesiek albo Józek, albo ________ (wstaw imię, które ci się podoba, i które nie kończy się na ‑a). I jeszcze jeden detal: co drugi model obrywa od konferansjera za to, że nie umie się dobrze ubrać.
W pewnej chwili na auli gaśnie światło. Łapię się za kieszeń z pieniędzmi, ale niepotrzebnie. Nic z tych rzeczy. Na auli zaczynają trzaskać flesze i wkrótce pod sceną pojawia się efektowna celebrytka w asyście fotoreporterów oraz jej ochroniarz, prywatnie chyba gangster. Wita ich załoga jakiegoś samolotu, czyli Pani Wioletta oraz Pan Pilot, który umie długo trzymać ręce w powietrzu. Już wiem: klasa III et pokazuje scenkę, w której linie lotnicze obsługują VIPa! Scenka przebiega z turbulencjami i kończy się brawami. Podobnie reaguje publiczność na skecze innych klas trzecich. Oto na scenę wchodzi królowa w eskorcie Borsuka, Sokoła (chyba dobrze słyszę?) i dwóch innych miłych panów ochroniarzy w stylu „ręce na maskę i nie kombinować”, którzy nie dopuszczają personelu hotelowego do swojej pracodawczyni. Autentyczny śmiech wywołuje także scenka, w której Karola i Wojtas witają kwiatami i czerwonym dywanem samego Papieża. Odtwórca roli Dostojnego Gościa hobbystycznie ćwiczy papieskie gesty przed lustrem albo ma talent… 🙂
Dzień wcześniej istniało realne niebezpieczeństwo, że wizyta Papieża w czasie Dnia Hotelarza i Turysty nie dojdzie do skutku — problem polegał na przedłużającym się Konklawe. Do próby przed premierą nie doszło, biały dym pojawia się dopiero w Dniu Hotelarza i Turysty. Nawet nie dym, tylko mała zadymka! O ile mi wiadomo, zawdzięczamy to negocjacjom Kurii Bibliotecznej. Nawiasem mówiąc, wziąłem epizodyczny udział podczas wspomnianych negocjacji, gdzie usłyszałem kilka ciekawych dialogów. Przykładowo, Pani Dorota poruszyła temat „sznurka” do przepasywania papieskiej szaty, na co uczeń napomniał ją, że papież nie zawiązuje się żadnym „sznurkiem”, tylko „cingulum”. No jasne! Jak można pomylić sznurek z cingulum?
Wróćmy do Dnia Hotelarza i Turysty… Duże emocje wzbudza Bieg Kelnerów, sztafeta w której uczniowie przekazują sobie tacę z filiżanką i innymi elementami zastawy stołowej. Lecą na czas, okrążając aulę. Właśnie leci kolejny kelner. Jeśli on i jego drużyna zbliżą się do szybkości SMSa, to prawdopodobnie ugryzą wirtualny złoty medal. A jeśli nie, to też nie ma problemu. Liczy się zabawa.
- Marian, a po co oni biegną?
- Po medal.
- A kto dostanie medal?
- Ten pierwszy.
- To po co biegnie reszta?
(Marian i Hela oglądają zawody sportowe, kabaret Koń Polski)
Z widowni słyszę propozycje, by dodać tor przeszkód. Sugeruje się skoki przez teczki i plecaki. Tylko co zamortyzuje prawdopodobną przewrotkę, skoro kelner musi biec profesjonalnie, tzn. powinien jedną, uniesioną ręką nieść tacę, a drugą trzymać schowaną za plecami (w tzw. pozycji „nie zależy mi na napiwku”)… ?
Mijają kolejne minuty. Na scenie pojawiają się raperzy, Konrad i jego kolega, którym poświęcę w przyszłości osobny wpis. Potem zabawa się kończy i ludzie zaczynają się rozchodzić. Było sympatycznie. Dni takie jak ten przypominają, że bycie razem może być fajne, nawet jeśli nie znamy sąsiada z fotela obok. A co do fotela — pora się z niego wydostać. Pozdrawiam wszystkich! Pozdrawiam też, oczywiście, wszystkie osoby zaangażowane w organizację Dnia Hotelarza i Turysty 2017!
Deutschland! Wyprawa na Targi Turystyczne w Berlinie
Niedawno grupa nauczycieli i młodzieży z naszej szkoły odwiedziła Targi Turystyczne w Berlinie. Byłem ciekaw tego wyjazdu, wobec czego postanowiłem zapytać o szczegóły Panią Dyrektor, czyli naszą szkolną Panią Kanclerz. Brała udział w wycieczce (po raz szesnasty), z pewnością zechce porozmawiać… O 9.40 w zeszły poniedziałek zawitałem w jej gabinecie, gdzie stale powstają jakieś plany i strategie, a przychodzący w złym momencie zapadają się przez dyskretną klapę w dywanie. Stanąłem na jego skraju.
Ja - Czy możemy porozmawiać? (chrząknąłem w alfabecie Morsa)
Cisza. (Będzie klapa?)
Znowu ja — Pani Kanclerz, przyszedłem w sprawie wywiadu.
Pani Kanclerz-Dyrektor (odrywa się od swojej maszyny szyfrującej i wskazuje mi eleganckim ruchem ręki krzesło) — Jakiego wywiadu, Hans? Obcego?
Ja — Mojego. Chciałem prosić o wywiad na temat wyjazdu na Turystyczne Targi w Berlinie, gdzie jako germanistka była pani w towarzystwie czterdziestu czterech uczniów oraz Pani Wiesi i Pana Jarosława. Podobno zaliczyliście spektakularną wsypę.
Pani Dyrektor (momentalnie ulega rozmarzeniu, jak na klaśnięcie dłoni) — Nie wsypę, tylko wyspę. Tropikalna Wyspa to największa samonośna (bez podpór) hala w Europie. Niebywała atrakcja. W jej wnętrzu można się przelecieć prawdziwym balonem lub sterowcem, jest też najwyższa zjeżdżalnia w Niemczech. W hali powstała piękna laguna, las tropikalny i Morze Południowochińskie (hm… podrobili Chińczyków — zwykle bywa na odwrót…). No i temperatura. Na zewnątrz było zero stopni, a w środku około trzydziestu. Pobyt na Wyspie był niezwykle przyjemnym przeżyciem po nocy spędzonej w autokarze. Wszyscy dobrze się bawili. Doszło nawet do tego, że opiekunowie uciekli mi na zjeżdżalnię!
Ja — Co było potem? Jakieś punkty przerzutowe, nazwiska, adresy?
Pani Dyrektor — Po Tropikalnej Wyspie dotarliśmy do Berlina. Tam spotkaliśmy się z sympatyczną panią przewodnik. Pokazała nam centrum, w tym miejsce, gdzie odbywa się Berlinale — największy europejski festiwal filmowy. To tam rozdaje się słynne Złote Lwy. Niestety zapomnieli rozłożyć dla nas czerwony dywan 🙂 .
Ja — Zwiedzaliście niemiecki parlament?
Pani Dyrektor — To była atrakcja ostatniego dnia. Koło 19.00 po przejściu odprawy podobnej do tej na lotnisku zwiedzaliśmy Kopułę Reichstagu, skąd było widać przepięknie oświetlony Berlin.
Ja — Widzieliście Kanclerz Merkel?
Pani Dyrektor — Niestety nie, ale widzieliśmy, gdzie mieszka. Pani przewodnik powiedziała, że jeden z domów pani Merkel jest przez Berlińczyków nazywany Żelazkiem. Drugi to Pralka. Kształty domów przypominają te przedmioty.
Ja — Przejdźmy do Targów Turystycznych…
Pani Dyrektor — Targi, kolejna wielka atrakcja wyjazdu, zgromadziły w dwudziestu sześciu halach dziesięć tysięcy wystawców ze stu dziewięćdziesięciu państw świata. Nasza grupa spędziła tam dwa dni, w tym czterysta osiemdziesiąt minut pierwszego dnia (w trakcie podawania liczb Pani Dyrektor robi dłuższe przerwy dla złapania tchu). Można było spotkać ciekawych ludzi, degustować różne potrawy, oglądać tańce z różnych stron świata, słuchać śpiewu, pogadać z cudzoziemcami na zapleczu, zbierać kapelusze, torebeczki, pendrivy i inne gadżety. Trochę bolały nas nogi — pierwszego dnia na Targach przeszliśmy piętnaście kilometrów. Nachodziliśmy się też w Primarku, gdzie tanio można dostać bluzeczki, torebeczki, siateczki (jak tak dalej pójdzie, może powstać powiedzenie „dobry hotelarz to martwy hotelarz” — pomyślałem sobie 🙂 ).
Ja — Prawdziwy trekking po wszystkich zamieszkanych kontynentach, połączony z elementami zbieractwa, łowiectwa i zjadactwa. Jak uczniowie to znieśli?
Pani Dyrektor — Uczniowie byli fantastyczni — podczas całego wyjazdu. Natomiast mały problem mieliśmy z Panem Jarkiem. Podczas wyjazdu upodobał sobie degustację lokalnych specjałów przy dźwiękach harfy. Nie mogliśmy go od tego oderwać…
Ja — Dziękuję za ten wywiad. (Na koniec obrzucam wzrokiem gabinet. Nie dostrzegam żadnego nowego kapelusza, torebeczki, ani nawet siateczki. Czyżby Pani Dyrektor szła na Targach za grupą zamiast na czele?)
Tyle na dzisiaj. Dziękuję Karolinie za zdjęcia, które publikuję na blogu. Auf wiedersehen !