Co piszczy w trawie
Uwaga! Pędem do schronu! Uwagi z dziennika, które rozwalają…
Witam po parudniowej nieobecności na blogu.
Poszukując materiałów na wpis trafiłem ostatnio do szkolnego archiwum elektronicznego, gdzie spędziłem trochę czasu przekopując się przez bazę danych. Nie brzmi ciekawie, prawda? Jak się jednak okazuje, w tym wypadku było inaczej. Na bazę, którą udostępnił mi upoważniony i obeznany kolega składały się uwagi, jakie nasi nauczyciele wpisali swoim podopiecznym w ostatnich latach — masa mniej lub bardziej barwnego materiału pokazującego życie szkoły od podwórka. Mnie ten materiał „rozwalił”, kolega miał chyba jeszcze gorzej, gdyż pochopnie zaserwował go sobie podczas posiłku. Pewnie już nie brał się potem za papryczki chili, jeśli miał je na talerzu…
Baza danych składa się z tzw. rekordów — kto wie, ten wie. Nie mam pojęcia, ile rekordów jest w wykazie szkolnych uwag, za to wiem, że wpisy biją dwa rekordy: nudy i barwności. Jakieś osiemdziesiąt procent uwag jest potwornie nudna. Brak mundurka. Brak mundurka. Brak mundurka. BM. BM. BM. Na szczęście takie uwagi można łatwo przeskoczyć, i jest szansa, że wylądujemy na ciekawszym „kwiatku”. A mamy w szkole zdolnych, doświadczonych ogrodników.
Najstarsza znana mi uwaga brzmi: „klasa robi wieś”. Nowsze uwagi zazwyczaj są trochę dluższe, ale nie zawsze bardziej precyzyjne. Za chwilę sami to zobaczycie, rekordowa uwaga ma tylko cztery litery, ile jednak w tym treści! Kończąc ten wstęp chcę podkreślić, że przytaczany materiał czytałem bez złośliwego uśmieszku. Sam jestem raczej spokojny, ale też odrobinę „nawywijałem” w szkole, chociaż z pewnością nie tak spektakularnie, jak to niektóre uwagi odnotowywują.
Czytaj dalej
Wakacje jedną nogą w szkole…
Od końca maja w szkole panuje cisza. Czwartoklasiści są już po maturach, klasy trzecie oraz drugie — co prawda za wyjątkiem klasy 2 et — wybyły na praktyki zawodowe. Jeszcze w zeszłym tygodniu na korytarzu można było spotkać uczniów klas pierwszych, ale obecnie niemal wszyscy teleportowali się na Mazury, gdzie mogą podziwiać „piękne okoliczności przyrody”, zaglądać w błękitną taflę wody oraz brać udział w rozmaitych zajęciach edukacyjnych. Utopcy i nimfy wodne raczej ich nie porwą, gdyż na każdego ucznia przypada trzech nauczycieli-ochroniarzy. No, może przesadziłem z tą ochroną i liczbą, ale fakt faktem: grono uwielbia coroczne wypady nad jeziora, nikt nie daje się tu dwa razy prosić. Uczniowie zresztą też odwiedzają Mazury z ochotą. Jak pamiętam, do tej pory dużym wzięciem cieszyły się kajaki oraz rowery. Ciekawe jak będzie tym razem…? Chyba nie zaczną mazurzyć ?*
W szkole została garstka pierwszaków oraz wspomniana klasa 2 et, zresztą zdaje się, że niekompletna. Sporadycznie mijając się na korytarzu, uczniowie doświadczają chyba podobnych uczuć, co Robinson Crusoe spotykający Piętaszka na swojej bezludnej wyspie. Rolę kanibali teoretycznie mogliby odgrywać nauczyciele, z tym że bliższe im są obecnie myśli o hamaku pod palmami niż marzenia o grilowanym pierwszaku. Wakacje za progiem, właściwie już wstawiły jedną nogę do środka szkoły i czekają na ostatni gwizdek 23 czerwca, aby wprowadzić się na dobre. Po długim i pracowitym roku szkolnym przywitamy je z otwartymi ramionami. Nasz profesor pokazuje na zdjęciu, jak prawidłowo należy to robić (jego uczucia udzieliły się nawet rzeźbie):
Niech nam będzie zielono. Przyda się też słońce, odrobina lenia, wesołe towarzystwo i plecak. Blog też trzeba będzie już wkrótce zwinąć do walizki. Brzmi to jak pożegnanie? No cóż, trochę to prawda, ale przecież spotkamy się znowu we wrześniu. Życzę wszystkim zasłużonego odpoczynku pod pojedynczą chmurką na niebie…
Pozdrawiam!
*Mazurzenie to w języku polskim specyficzna, regionalna wymowa niektórych spółgłosek — przykładowo, „sz” i „cz” wymawia się jak „s” i „c”. Mazurzący uczniowie nie chodzą więc do szkoły, aby się uczyć — chodzą do skoły aby się ucyć 🙂
Matury od kuchni, czyli dzień z życia egzaminatora
Dzisiaj kilka zdań o maturach. Na początek podam Wam trochę suchych faktów, dawka nie będzie śmiertelna. Do matury podchodziło w tym roku 115 uczniów, którzy — jak wiadomo — zdawali obowiązkowo język polski, matematykę oraz język obcy. Jeśli chodzi o przedmioty dodatkowe, dominatorem okazała się geografia, którą wybrało 88 maturzystów; drugie miejsce zajął język angielski. Co ciekawe, po raz pierwszy w historii szkoły zdawano filozofię — wprawdzie do egzaminu podeszła tylko jedna osoba, ale jednak. Czy to nie przypadkiem „sprawka” profesora pod muszką?
A teraz chciałbym zajrzeć za kulisy matur, przy czym ograniczę się do egzaminu ustnego. Oto jak wygląda dzień z życia egzaminatora…
Ranek przed egzaminem. Egzaminator budzi się. Parę sekund później dociera do niego lub niej (z reguły jest to pani) świadomość, że należy sobie zrobić mocną kawę.
Około 7.30. Egzaminator jest w już w Tuwimie. Jeśli jest przewodniczącym Komisji Egzaminacyjnej, udaje się do gabinetu Dyrektora i wypowiada tajne hasło, które uwalnia lawinę dalszych wydarzeń. Pierwszym z nich jest zgrzyt zamka w sejfie, po którym plik zestawów maturalnych ląduje na rękach egzaminatora. Zestawom towarzyszy plik protokołów, numerki do losowania zestawów przez maturzystów oraz budzik. Z budzika na egzaminie będzie korzystać Komisja Egzaminacyjna. Spokojnie, chodzi naturalnie o kontrolę czasu wypowiedzi każdego zdającego.
Chwila później. Przewodniczący Komisji wychodzi z gabinetu Dyrekcji. Jeśli widać, że rano wypił tylko jedną kawę, Pani Basia zaszyta pod wysokim kontuarem w Sekretariacie rzuca hasło „tylko żeby linijka i numerki wróciły”. Robi to oczywiście subtelnie.
8.00. Komisja Egzaminacyjna synchronizuje zegarki, znaczy się zegar wiszący na ścianie, budzik, oraz ewentualnie jakiś dodatkowy czasomierz. Następnie egzaminator w towarzystwie nauczyciela z drugiej szkoły rozpoczyna odpytywanie. Przyszli maturzyści zastanawiają się często, który przedstawiciel Komisji będzie ich odpytywał. Rzeczywistość jest taka, że zazwyczaj pytają nasi nauczyciele, ale w potrzebie mogą to zadanie przekazać swoim koleżankom i kolegom z drugiej szkoły. Maturzyści pytają, czy egzaminator z naszej szkoły już kiedyś zasłabł. Odpowiedź — w tym roku, jak i w każdym innym — jest przecząca.
Koniec pierwszej rundy odpytywania. Komisja informuje maturzystów o wynikach egzaminu. Kiedyś publicznie ogłaszano każdemu ocenę, ale od paru lat wyniki podaje się zainteresowanym na dyskretnych karteczkach. Uczniowie wychodzą ożywieni, natomiast egzaminatorzy udają się na dłuższą przerwę, z której wychodzą odżywieni. Za każdym razem oznacza to wizytę w sali nr 13 (tzw. Katakumbach Tuwima). Zdąża się tam raczej pospiesznie, ale nic w tym dziwnego — sala 13 oferuje regenerujący poczęstunek: smakowite kanapki, znakomite sałatki, ciasto i sok, lub orzeźwiającą kawę… Spróbuję ciastka z galaretką. Leciutkie. Raczej nie rozmawia się o samych maturach, a w każdym razie z pewnością nie jest to temat na całą przerwę. Mogę jeszcze jedno ciastko?
Druga część odpytywania przypomina pierwszą, chociaż subiektywnie wydaje się egzaminującym „tą dłuższą połową”. Zwłaszcza jeśli jakiś uczeń spóźnia się na swój egzamin, co na szczęście zdarza się naprawdę bardzo rzadko. O ile wiem, wiele lat temu jedna maturzystka spóźniła się o godzinę, ale było to wynikiem podtopienia drogi z Czechowic-Dziedzic podczas lokalnej powodzi — dziewczyna uparła się jednak i dotarła… Znacie może piosenkę Elektrycznych Gitar pt. „Idę do pracy”? Trochę by tu pasowała:
Idę do pracy przez rowy i doły
Idę przez bagno pogodny wesoły
Idę przez pole idę przez las
Idę do pracy ostatni raz…
(Elektryczne Gitary, śpiewa Kuba Sienkiewicz)
Zakończenie egzaminu: następuje ogłoszenie wyników maturzystom, następnie kompletuje się dokumentację egzaminu i zamyka salę. W sumie trudno w egzaminie o sensacyjne wątki i nadprzyrodzone zjawiska, chociaż matura i tak pozostanie jednym z pamiętnych wydarzeń w życiu każdego maturzysty…
Idę po ciastko. Pozdrawiam wszystkich, zwłaszcza przyszłych maturzystów!
Będą praktyki wśród wielorybów ? Wywiad z wikingiem
Był koniec Roku Pańskiego 2016. W kierunku mórz dalekiej północy wyprawił się zaprawiony w walce o programy europejskie wiking z pokładu Tuwima, profesor Ryszard Stoecker. Wylądował na wybrzeżu Irlandii, w mieście stołecznym Dublin (nawiasem mówiąc, założonym przez dawnych wikingów, którzy łupili stamtąd Irlandię; profesor wyspę oszczędził). Do wymiany zniewag bojowych i wściekłych walk na topory nie doszło, gdyż Irlandczycy okazali się niezwykle przyjaźni i gościnni. Co więcej, profesor nawiązał tam ciekawe znajomości i odbył niezwykle obiecujące rozmowy. Słowa, które wówczas padły między wędzonym łupaczem a kwaśnicą na świńskim ryju powinny zainteresować każdego ucznia naszej szkoły, który myśli o zagranicznych praktykach. Poniżej krótki wywiad z profesorem. Czytaj dalej
Ruszamy z blogiem. Zapowiedzi początkującego piromana
Pisanie bloga to nie przelewki. Tym bardziej, że chodzi o szkolnego bloga. Gdy prowadzisz bloga prywatnie, możesz ukryć się pod pseudonimem – szkoła blogująca anonimowo to już jednak co najmniej ekscentryzm. Trzeba się odsłonić. A właściwie to trzeba odsłonić ponad czterysta osób. Jak to zrobić? Zryłem długopisem pół notesu ale wciąż nie jestem pewien. Zaglądam na blogi innych szkół, lecz te przypominają naszą główną witrynę internetową, podczas gdy ten blog powinien proponować coś nowego. Jakieś pomysły?
Nie wychodź z siebie. Możesz nie wrócić. (Zbigniew Kołędkiewicz)
Koniec. Zapytam o poradę naszych nauczycieli. Dwóch profesorów przebija się właśnie bokiem korytarza w stronę pokoju nauczycielskiego (jest początek przerwy, dookoła panuje ścisk jak w baraniej kiszce). Gdy pognieceni docierają w końcu na miejsce, zwracam się do nich z moim pytaniem: Czytaj dalej