Kronika szkolna

Rajdowcy z Tuwima

Na śro­dę Tuwim zapla­no­wał rajd. Będzie żużel. Kamol­ce. Chasz­cze i doły, praw­do­po­dob­nie tro­chę bło­ta, a na koń­cu wspól­ne impre­zo­wa­nie na zie­lo­nym pod chmur­ką. Albo — oba­wiam się — będzie tyl­ko bło­to i zwy­czaj­ne zaję­cia w kla­sach. W histo­rii szko­ły pogo­da już kil­ka razy odwo­ła­ła rajd. Ale co tam… Może do śro­dy wró­ci lep­sza aura i wyciecz­ka na Kozią Gór­kę sta­nie się fak­tem. 683 metry n.p.m., wtur­lam się bez jęku. OK, może odro­bi­nę pona­rze­kam w myślach na stro­mym podej­ściu, ale wido­ki i świe­że powie­trze mi to wyna­gro­dzą. Dawaj­cie Kozią Gór­kę. Zna­my się dobrze, już kie­dyś na nią wcho­dzi­łem z Tuwi­mem, podob­nie zresz­tą jak na Dębo­wiec czy Błat­nią. Wpa­ko­wać się w orta­lion i do dzieła.

Czytaj dalej

Loading

Wakacje jedną nogą w szkole…

Od koń­ca maja w szko­le panu­je cisza. Czwar­to­kla­si­ści są już po matu­rach, kla­sy trze­cie oraz dru­gie — co praw­da za wyjąt­kiem kla­sy 2 et — wyby­ły na prak­ty­ki zawo­do­we. Jesz­cze w zeszłym tygo­dniu na kory­ta­rzu moż­na było spo­tkać uczniów klas pierw­szych, ale obec­nie nie­mal wszy­scy tele­por­to­wa­li się na Mazu­ry, gdzie mogą podzi­wiać „pięk­ne oko­licz­no­ści przy­ro­dy”, zaglą­dać w błę­kit­ną taflę wody oraz brać udział w roz­ma­itych zaję­ciach edu­ka­cyj­nych. Utop­cy i nim­fy wod­ne raczej ich nie porwą, gdyż na każ­de­go ucznia przy­pa­da trzech nauczy­cie­li-ochro­nia­rzy. No, może prze­sa­dzi­łem z tą ochro­ną i licz­bą, ale fakt fak­tem: gro­no uwiel­bia corocz­ne wypa­dy nad jezio­ra, nikt nie daje się tu dwa razy pro­sić. Ucznio­wie zresz­tą też odwie­dza­ją Mazu­ry z ocho­tą. Jak pamię­tam, do tej pory dużym wzię­ciem cie­szy­ły się kaja­ki oraz rowe­ry. Cie­ka­we jak będzie tym razem…? Chy­ba nie zaczną mazurzyć ?*

W szko­le zosta­ła garst­ka pierw­sza­ków oraz wspo­mnia­na kla­sa 2 et, zresz­tą zda­je się, że nie­kom­plet­na. Spo­ra­dycz­nie mija­jąc się na kory­ta­rzu, ucznio­wie doświad­cza­ją chy­ba podob­nych uczuć, co Robin­son Cru­soe spo­ty­ka­ją­cy Pię­tasz­ka na swo­jej bez­lud­nej wyspie. Rolę kani­ba­li teo­re­tycz­nie mogli­by odgry­wać nauczy­cie­le, z tym że bliż­sze im są obec­nie myśli o hama­ku pod pal­ma­mi niż marze­nia o gri­lo­wa­nym pierw­sza­ku. Waka­cje za pro­giem, wła­ści­wie już wsta­wi­ły jed­ną nogę do środ­ka szko­ły i cze­ka­ją na ostat­ni gwiz­dek 23 czerw­ca, aby wpro­wa­dzić się na dobre. Po dłu­gim i pra­co­wi­tym roku szkol­nym przy­wi­ta­my je z otwar­ty­mi ramio­na­mi. Nasz pro­fe­sor poka­zu­je na zdję­ciu, jak pra­wi­dło­wo nale­ży to robić (jego uczu­cia udzie­li­ły się nawet rzeźbie):

Niech nam będzie zie­lo­no. Przy­da się też słoń­ce, odro­bi­na lenia, weso­łe towa­rzy­stwo i ple­cak. Blog też trze­ba będzie już wkrót­ce zwi­nąć do waliz­ki. Brzmi to jak poże­gna­nie? No cóż, tro­chę to praw­da, ale prze­cież spo­tka­my się zno­wu we wrze­śniu. Życzę wszyst­kim zasłu­żo­ne­go odpo­czyn­ku pod poje­dyn­czą chmur­ką na niebie…

Pozdra­wiam!

*Mazu­rze­nie to w języ­ku pol­skim spe­cy­ficz­na, regio­nal­na wymo­wa nie­któ­rych spół­gło­sek — przy­kła­do­wo, „sz” i „cz” wyma­wia się jak „s” i „c”. Mazu­rzą­cy ucznio­wie nie cho­dzą więc do szko­ły, aby się uczyć — cho­dzą do sko­ły aby się ucyć 🙂

Loading

Amerykanie w Tuwimie czyli Born in the USA

Będąc jesz­cze uczniem pod­sta­wów­ki nało­go­wo oglą­da­łem wester­ny. Bar­dzo je lubi­łem, cho­ciaż wie­le z nich było do sie­bie podob­nych i powie­la­ło roz­ma­ite sche­ma­ty oraz ste­reo­ty­py. Poło­wa wester­nów koń­czy­ła się na uli­cy koło salo­onu w nie­wiel­kim drew­nia­nym mia­stecz­ku — dobry sze­ryf sta­wał twa­rzą w twarz ze zło­czyń­cą, mie­rzy­li się poke­ro­wym spoj­rze­niem przez dzie­sięć minut, a potem bły­ska­wicz­nie się­ga­li do kabur i odda­wa­li do sie­bie strzał z wyso­ko­ści bio­dra. Następ­nie nastę­po­wa­ła cisza i po chwi­li na zie­mię padał opry­szek. Sze­ryf zwy­kle szedł potem do swo­jej kobie­ty i krót­ko wygła­szał takie mniej wię­cej wyzna­nie: „wszyst­ko już będzie dobrze; może i nie mam łatwe­go cha­rak­te­ru, ale zmie­nię się dla cie­bie, ode­pnę gwiaz­dę sze­ry­fa, będzie­my razem upra­wiać kuku­ry­dzę i wycho­wy­wać porząd­ne ame­ry­kań­skie dzie­ci…” Kie­dy już mie­li się cało­wać, na ekra­nie wyska­ki­wał THE END. Mowa głów­nie o star­szych wester­nach, z epo­ki zanim Clint Eastwo­od został reżyserem…

Pierw­szych Ame­ry­ka­nów pozna­łem bez­po­śred­nio w 2012 roku. Majo­wie zapo­wia­da­li wte­dy koniec świa­to­wej cywi­li­za­cji, ale zamiast tego w naszej szko­le nastą­pił od razu począ­tek nowe­go świa­ta: cał­kiem dosłow­nie — przy­by­li do nas goście z Nowe­go Świa­ta, na doda­tek dyplo­ma­ci . Repre­zen­to­wa­li Kon­su­lat USA w Kra­ko­wie. Mówiąc ina­czej, poja­wił się Sze­ryf oraz jego Zastęp­ca. Aby god­nie przy­jąć gości, zamie­rza­li­śmy zgłę­biać taj­ni­ki pro­to­ko­łu dyplo­ma­tycz­ne­go, ale Kon­sul, wów­czas był to Pan Brian Geo­r­ge, wca­le tego sobie nie życzył — na fil­mach jest podob­nie, sze­ryf mówi zwy­czaj­nie, a jak tyl­ko sia­da przy sto­le, to od razu kła­dzie na nim nogi. Oczy­wi­ście w pra­cy dyplo­ma­ty nie ma miej­sca na taką bez­ce­re­mo­nial­ność, ale fakt fak­tem: Kon­sul pra­gnie nawią­zy­wać nowe zna­jo­mo­ści i kon­tak­ty, a sztyw­ność bar­dzo to utrud­nia. Kon­su­lo­wi towa­rzy­szy­ła Pani Boże­na Piłat, redak­tor kon­su­lar­ne­go perio­dy­ku pt. „Zoom in on Ame­ri­ca”. Od tam­te­go razu Pani Boże­na odwie­dza nas co roku, nato­miast Kon­su­lo­wie co jakiś czas się zmie­nia­ją. Na począt­ku bywa­li u nas Pano­wie: Brian Geo­r­ge i Andrew Caru­so, a od dwóch lat gości­my Panią Pam DeVol­der. Czytaj dalej

Loading

Matury od kuchni, czyli dzień z życia egzaminatora

Dzi­siaj kil­ka zdań o matu­rach. Na począ­tek podam Wam tro­chę suchych fak­tów, daw­ka nie będzie śmier­tel­na. Do matu­ry pod­cho­dzi­ło w tym roku 115 uczniów, któ­rzy — jak wia­do­mo — zda­wa­li obo­wiąz­ko­wo język pol­ski, mate­ma­ty­kę oraz język obcy. Jeśli cho­dzi o przed­mio­ty dodat­ko­we, domi­na­to­rem oka­za­ła się geo­gra­fia, któ­rą wybra­ło 88 matu­rzy­stów; dru­gie miej­sce zajął język angiel­ski. Co cie­ka­we, po raz pierw­szy w histo­rii szko­ły zda­wa­no filo­zo­fię — wpraw­dzie do egza­mi­nu pode­szła tyl­ko jed­na oso­ba, ale jed­nak. Czy to nie przy­pad­kiem „spraw­ka” pro­fe­so­ra pod muszką?

A teraz chciał­bym zaj­rzeć za kuli­sy matur, przy czym ogra­ni­czę się do egza­mi­nu ust­ne­go. Oto jak wyglą­da dzień z życia egzaminatora…

Ranek przed egza­mi­nem. Egza­mi­na­tor budzi się. Parę sekund póź­niej docie­ra do nie­go lub niej (z regu­ły jest to pani) świa­do­mość, że nale­ży sobie zro­bić moc­ną kawę.

Oko­ło 7.30. Egza­mi­na­tor jest w już w Tuwi­mie. Jeśli jest prze­wod­ni­czą­cym Komi­sji Egza­mi­na­cyj­nej, uda­je się do gabi­ne­tu Dyrek­to­ra i wypo­wia­da taj­ne hasło, któ­re uwal­nia lawi­nę dal­szych wyda­rzeń.  Pierw­szym z nich jest zgrzyt zam­ka w sej­fie, po któ­rym plik zesta­wów matu­ral­nych lądu­je na rękach egza­mi­na­to­ra. Zesta­wom towa­rzy­szy plik pro­to­ko­łów, numer­ki do loso­wa­nia zesta­wów przez matu­rzy­stów oraz budzik. Z budzi­ka na egza­mi­nie będzie korzy­stać Komi­sja Egza­mi­na­cyj­na. Spo­koj­nie, cho­dzi natu­ral­nie o kon­tro­lę cza­su wypo­wie­dzi każ­de­go zdającego.

Chwi­la póź­niej. Prze­wod­ni­czą­cy Komi­sji wycho­dzi z gabi­ne­tu Dyrek­cji. Jeśli widać, że rano wypił tyl­ko jed­ną kawę, Pani Basia zaszy­ta pod wyso­kim kon­tu­arem w Sekre­ta­ria­cie rzu­ca hasło „tyl­ko żeby linij­ka i numer­ki wró­ci­ły”. Robi to oczy­wi­ście subtelnie.

8.00. Komi­sja Egza­mi­na­cyj­na syn­chro­ni­zu­je zegar­ki, zna­czy się zegar wiszą­cy na ścia­nie, budzik, oraz ewen­tu­al­nie jakiś dodat­ko­wy cza­so­mierz. Następ­nie egza­mi­na­tor w towa­rzy­stwie nauczy­cie­la z dru­giej szko­ły roz­po­czy­na odpy­ty­wa­nie. Przy­szli matu­rzy­ści zasta­na­wia­ją się czę­sto, któ­ry przed­sta­wi­ciel Komi­sji będzie ich odpy­ty­wał. Rze­czy­wi­stość jest taka, że zazwy­czaj pyta­ją nasi nauczy­cie­le, ale w potrze­bie mogą to zada­nie prze­ka­zać swo­im kole­żan­kom i kole­gom z dru­giej szko­ły. Matu­rzy­ści pyta­ją, czy egza­mi­na­tor z naszej szko­ły już kie­dyś zasłabł. Odpo­wiedź — w tym roku, jak i w każ­dym innym — jest przecząca.

Koniec pierw­szej run­dy odpy­ty­wa­nia. Komi­sja infor­mu­je matu­rzy­stów o wyni­kach egza­mi­nu. Kie­dyś publicz­nie ogła­sza­no każ­de­mu oce­nę, ale od paru lat wyni­ki poda­je się zain­te­re­so­wa­nym na dys­kret­nych kar­tecz­kach. Ucznio­wie wycho­dzą oży­wie­ni, nato­miast egza­mi­na­to­rzy uda­ją się na dłuż­szą prze­rwę, z któ­rej wycho­dzą odży­wie­ni. Za każ­dym razem ozna­cza to wizy­tę w sali nr 13 (tzw. Kata­kum­bach Tuwi­ma). Zdą­ża się tam raczej pospiesz­nie, ale nic w tym dziw­ne­go — sala 13 ofe­ru­je rege­ne­ru­ją­cy poczę­stu­nek: sma­ko­wi­te kanap­ki, zna­ko­mi­te sałat­ki, cia­sto i sok, lub orzeź­wia­ją­cą kawę… Spró­bu­ję ciast­ka z gala­ret­ką. Leciut­kie. Raczej nie roz­ma­wia się o samych matu­rach, a w każ­dym razie z pew­no­ścią nie jest to temat na całą prze­rwę. Mogę jesz­cze jed­no ciastko?

Matury od kuchni

Dru­ga część odpy­ty­wa­nia przy­po­mi­na pierw­szą, cho­ciaż subiek­tyw­nie wyda­je się egza­mi­nu­ją­cym „tą dłuż­szą poło­wą”. Zwłasz­cza jeśli jakiś uczeń spóź­nia się na swój egza­min, co na szczę­ście zda­rza się napraw­dę bar­dzo rzad­ko. O ile wiem, wie­le lat temu jed­na matu­rzyst­ka spóź­ni­ła się o godzi­nę, ale było to wyni­kiem pod­to­pie­nia dro­gi z Cze­cho­wic-Dzie­dzic pod­czas lokal­nej powo­dzi — dziew­czy­na upar­ła się jed­nak i dotar­ła… Zna­cie może pio­sen­kę Elek­trycz­nych Gitar pt. „Idę do pra­cy”? Tro­chę by tu pasowała:

Idę do pra­cy przez rowy i doły

Idę przez bagno pogod­ny wesoły

Idę przez pole idę przez las

Idę do pra­cy ostat­ni raz…

(Elek­trycz­ne Gita­ry, śpie­wa Kuba Sienkiewicz)

Zakoń­cze­nie egza­mi­nu: nastę­pu­je ogło­sze­nie wyni­ków matu­rzy­stom, następ­nie kom­ple­tu­je się doku­men­ta­cję egza­mi­nu i zamy­ka salę. W sumie trud­no w egza­mi­nie o sen­sa­cyj­ne wąt­ki i nad­przy­ro­dzo­ne zja­wi­ska, cho­ciaż matu­ra i tak pozo­sta­nie jed­nym z pamięt­nych wyda­rzeń  w życiu każ­de­go maturzysty…

Idę po ciast­ko. Pozdra­wiam wszyst­kich, zwłasz­cza przy­szłych maturzystów!

Loading

Dzień Otwarty, Dzień Zamknięty, Dzień Przygotowań…

28 kwiet­nia mie­li­śmy w Tuwi­mie de fac­to dwa dni. Dzień Powi­tań i Dzień Poże­gnań. Dla wie­lu były to ostat­nie chwi­le w miej­scu, gdzie spę­dzi­li czte­ry lata swo­je­go życia. Dla innych — być może — 28 kwiet­nia był pierw­szym (nie­ofi­cjal­nie) dniem w nowej szko­le. Mówiąc krót­ko, żegna­li­śmy absol­wen­tów i wita­li­śmy gim­na­zja­li­stów pod­czas Dnia Otwar­te­go. Foto­re­la­cje z tych wyda­rzeń moż­na zna­leźć na szkol­nej witry­nie inter­ne­to­wej i face­bo­oku, toteż sku­pię się na 27 kwiet­nia, któ­ry był Dniem Przy­go­to­wań. Roz­pi­szę całość w for­mie dra­ma­tycz­nej, gdyż był to dzień, w któ­rym wie­le osób w szko­le otrzy­ma­ło rolę. No i ist­niał scenariusz.

Wystę­pu­ją:

Siła Wyż­sza, Chór uczniow­ski, Ucznio­wie 1 ct kon­kret­nie, Sabi­na, Ucznio­wie 2 et, Pani Wie­sia, Pani Doro­ta, Pan Patryk, Pan Tomasz

AKT 1

(Miej­sce: dzien­nik elek­tro­nicz­ny, 24 kwiet­nia, godzi­na 10:04)

Siła Wyż­sza: W załą­cze­niu prze­sy­łam pro­gram Dnia Otwar­te­go, któ­ry rów­nież wisi już od kil­ku dni w poko­ju nauczy­ciel­skim.  Pro­szę wycho­waw­ców o poin­for­mo­wa­nie klas o tym programie.

AKT 2

(27 kwiet­nia, teren szko­ły, zaawan­so­wa­ne popo­łu­dnie. Pootwie­ra­ne drzwi do klas. Na kory­ta­rzu idą sznur­kiem ucznio­wie; przy­po­mi­na­ją tro­chę mrów­ki. Nio­są to co zdo­by­li na por­tier­ni: płót­na, nożycz­ki, inne rze­czy. Będą deko­ro­wać sale — zamie­nią je w róż­ne kra­je. Sły­chać obca­sy — zapo­wia­da­ją Panią Wie­się, któ­ra przez naj­bliż­sze kil­ka godzin będzie robić w salach noto­rycz­ne inspekcje)

Chór uczniow­ski: Oko wszę­dzie, ucho wszę­dzie. Co to będzie? Co to będzie?

Pani Wie­sia: Nie rób­cie Dzia­dów. Zdą­ży­cie na jutro?

Chór uczniow­ski: Kil­ka rze­czy donie­sie­my rano.

Akt 3

(Deko­ra­cja kory­ta­rza. Balo­ni­ki — grup­ka uczniów z 1 ct prze­ta­cza do nich dwu­tle­nek węgla wypro­du­ko­wa­ny w płu­cach. Od tej pro­duk­cji robią się z począt­ku czer­wo­ni, ale potem już tyl­ko bled­ną. Będą moco­wać balo­ni­ki do listwy na kory­ta­rzu. Na tej samej listwie trzy oso­by z chó­ru uczniow­skie­go zawie­sza­ją duży napis „Wita­my”)

Chór uczniow­ski z 1 ct: Cięż­ko idzie!

Sabi­na: Nie mogę! Nie umię zawią­zy­wać baloników.

Pan Tomasz: Spo­koj­nie. Będziesz dźwi­gać sto­ły. Jesz­cze nie wiem dokąd, bo przez fra­mu­gi te kolo­sy nie przejdą.

Pan Patryk (chwi­lę potem): Sto­ły i rośli­ny trze­ba zabrać, bo tutaj będzie pokaz ani­ma­cji. A tam — hen koło por­tier­ni — będzie pokaz barmański.

Chór uczniow­ski z 1 ct: Ile tych balo­ni­ków? Jak wie­szać? Skąd? Dokąd? Jak? Jak?

(Kory­tarz koło sali 204. Drzwi do sali 204 sze­ro­ko otwar­te. Widać przez nie ogrom­ne ster­ty tek­tu­ro­wych pudeł. Co z nich zbu­du­ją ucznio­wie kla­sy 2 et? Wło­chy? Nepal? Pudło — tutaj będzie Fran­cja. Oj, rośnie Fran­cja ponad czub­ki głów…)

Chór uczniow­ski z 2 et: Potrze­bu­je­my trzech balo­ni­ków w kolo­rach Francji.

Chór uczniow­ski z 1 ct (mocu­jąc do drzwi sali 204): Nie­bie­ski, bia­ły, czerwony!

Pani Wie­sia: Zdą­ży­cie na jutro?

(Na kory­tarz wypły­wa Siła Wyż­sza. Nic nie mówi. Atmos­fe­ra pra­cy nasi­la się)

Akt 4

(Sala na pierw­szym pię­trze — w środ­ku jest jak­by orien­tal­nie, przez salę prze­pły­wa rze­ka. Trój­ka dziew­cząt budu­je kon­struk­cję przy­po­mi­na­ją­cą jakąś kolum­na­dę. Na środ­ku Pani Doro­ta z zasty­głym okrzy­kiem na ustach)

Pan Tomasz: Co tam sły­chać ? Chiń­czy­cy trzy­ma­ją się mocno?

Pani Doro­ta: Tu będzie Taj­lan­dia. Ale mało rąk do pomo­cy. Chłop­cy nie przy­szli pomóc, z Taj­lan­dii robi się nie­zły Meksyk.

Pani Wie­sia (wcho­dzi stu­ka­jąc ener­gicz­nie obca­sa­mi): Zdą­ży­cie na jutro?

Chór uczniow­ski: Kil­ka rze­czy donie­sie­my rano.

Pani Doro­ta (wycho­dząc przed sze­reg uczen­nic): Będzie nawet słoń!

Zakoń­cze­nie

(28 kwiet­nia, szkol­ny kory­tarz. Na kory­ta­rzu 400 gim­na­zja­li­stów. Zaglą­da­ją do sal, aby zwie­dzić Fran­cję, Gre­cję, Mek­syk, Taj­lan­dię, Wło­chy, inne kra­iny… Oglą­da­ją poka­zy — ani­ma­cji oraz bar­mań­ski. Są zain­te­re­so­wa­ni. Gesty­ku­lu­ją. Zaga­du­ją. Przez tłu­my prze­bi­ja się Pan Patryk. Siła Wyż­sza w towa­rzy­stwie nauczy­cie­li odwie­dza poszcze­gól­ne kra­je — kla­sy, oce­nia­jąc ich wystrój, przy­go­to­wa­ne potra­wy i ubio­ry regionalne.)

Pani Wie­sia: Zdą­ży­li.

Siła Wyż­sza: A jakie potra­wy przygotowali!

(Mija­ją kolej­ne godzi­ny… Dzień Otwar­ty zosta­je zamknię­ty oko­ło 14.00).

Tak, wiem. Wię­cej dra­ma­tów nie napi­szę. Pozdra­wiam wszystkich 🙂

Loading

Pani Dorota nasyła na szkołę happening czytelniczy

W zeszły wto­rek na tere­nie szko­ły buszo­wał hap­pe­ning czy­tel­ni­czy. Do klas zaglą­da­ły tajem­ni­cze posta­ci w dłu­gich, powłó­czy­stych sza­tach; nie­któ­re z nich trzy­ma­ły w rękach coś, co wyglą­da­ło na kije podróż­nych. Czyż­by pro­po­zy­cje nowych szkol­nych mun­dur­ków? Nie tym razem, zresz­tą szko­ła nie wyma­ga od uczniów posia­da­nia spi­cza­stych uszu, kocich wąsów ani nosze­nia heł­mów. Więc kto to był? No cóż, zde­cy­do­wa­nie były to posta­ci lite­rac­kie. Jed­na z nich gar­bi­ła się w lite­rac­ki spo­sób, a jesz­cze inna po lite­rac­ku dźga­ła kijem powie­trze.  Cała eki­pa cier­pia­ła przy tym na zanik pamię­ci. Tajem­ni­czy osob­ni­cy wcho­dzi­li pod­czas lek­cji do klas i zada­wa­li uczniom trzy pyta­nia. Kim jestem? Z jakiej książ­ki się urwa­łem? Kto mnie wykre­ował?  A odpo­wie­dzi na te pyta­nia przy­cho­dzi­ły z róż­ną szyb­ko­ścią. Cięż­ko miał podob­no kot Behe­mot z „Mistrza i Mał­go­rza­ty” Micha­iła Buł­ha­ko­wa — jed­na kla­sa nie czy­ta­ła jesz­cze tej lek­tu­ry. Mniej­sze pro­ble­my napo­tka­ło towa­rzy­stwo, któ­re wypa­dło spo­mię­dzy kar­tek „Wład­cy Pier­ście­nia” — hob­bit Fro­do, cza­row­nik Gan­dalf, elf Lego­las, kra­sno­lud Gim­li i resz­ta tej lite­rac­kiej eki­py. Tol­kien trzy­ma się moc­no, mimo że aku­rat ta pozy­cja lek­tu­rą nie jest. Dosyć pręd­ko ziden­ty­fi­ko­wa­no też inne posta­ci: Wer­te­ra z powie­ści Goethe­go i pan­nę mło­dą z „Wese­la”.

Pomysł na hap­pe­ning naro­dził się oczy­wi­ście w naszym BCK, czy­li Biblio­tecz­nym Cen­trum Kul­tu­ral­nym. Ofi­cjal­na nazwa tego miej­sca to biblio­te­ka, ale wie­my dobrze, że w prak­ty­ce te trzy pomiesz­cze­nia peł­nią znacz­nie wię­cej funk­cji. Mamy tam pra­cow­nię kom­pu­te­ro­wą z mul­ti­me­dia­mi, salę lek­cyj­ną, dom kul­tu­ry oraz azyl dla zmę­czo­nych. Ten ostat­ni w posta­ci wygod­nych zie­lo­nych kanap, gdzie łatwo może­my zatrzy­mać nasze wewnętrz­ne, roz­go­rącz­ko­wa­ne try­bi­ki. Z dru­giej stro­ny trze­ba przy oka­zji wspo­mnieć, że bywa­ją chwi­le, gdy kana­py sta­ją się nie­uży­wal­ne. Dzie­je się tak w dniach i godzi­nach poprze­dza­ją­cych róż­ne szkol­ne przed­sta­wie­nia i uro­czy­sto­ści — biblio­te­ka zamie­nia się wte­dy w miej­sce prób teatral­nych i cho­re­ogra­ficz­nych. Taki plac budo­wy, gdzie na gło­wę może spaść jakiś pustak. Pani Doro­ta trzy­ma w ręce nie­wi­dzial­ny gwiz­dek; woko­ło panu­ją szu­ra­nia, świ­sty, komen­dy, muzy­ka i hiper­wen­ty­la­cja; ucznio­wie tań­czą, mru­ga­ją, recy­tu­ją albo prze­miesz­cza­ją się z kąta w kąt z koń­ską gło­wą na kar­ku. Koń ma wytrzesz­czo­ne oczy, chy­ba nie wie jak odna­leźć się w całym tym zawi­ro­wa­niu… Muszę tutaj jed­nak wyraź­nie zazna­czyć, że trud­no sobie wyobra­zić Tuwi­ma bez takiej nakrę­co­nej biblio­te­ki. Tutaj powsta­ją pra­wie wszyst­kie szkol­ne impre­zy i inne wyda­rze­nia, któ­re cemen­tu­ją szkol­ną spo­łecz­ność, uroz­ma­ica­ją nasz dzień powsze­dni i wydo­by­wa­ją z uczniów poten­cjał. Uwa­żam przy tym, że mamy duet biblio­te­kar­ski, któ­ry dosko­na­le się uzu­peł­nia. Pani Doro­ta gwa­ran­tu­je nie­skrę­po­wa­ny dyna­mizm, a Pani Agniesz­ka spo­kój i wyci­sze­nie. Jang i jing w czy­stej postaci.

Hap­pe­ning zakoń­czył się tak samo jak się zaczął, czy­li na weso­ło. Grup­ka posta­ci lite­rac­kich posta­no­wi­ła roz­ła­do­wać ładu­nek pozy­tyw­nej ener­gii, jaki zgro­ma­dzi­ła pod­czas zaba­wy. Włą­czy­ła w biblio­te­ce muzy­kę, zaczę­ła tań­czyć i śpie­wać. Towa­rzy­stwo wpa­dło w naj­praw­dziw­szy trans. Poja­wi­ła się pan­to­mi­ma z kija­mi, a kra­sno­lud wylą­do­wał nawet z gita­rą na pod­ło­dze. Zresz­tą sami zobacz­cie film i zdję­cia. Pozdra­wiam wszystkich!

Loading