Kronika szkolna

Pod ścianą

Podej­rze­wam, że temat szkol­nych gaze­tek i graf­fi­ti nie jest w sta­nie zerwać niko­go z łóż­ka ani ode­rwać od zna­jo­mych i Net­fli­xa, ale jeśli już ktoś dotarł do tego wpi­su, to może jed­nak chwi­lę zosta­nie? Opo­wieść zacznie się nie­win­nie, ale stop­nio­wo poja­wi się w niej psy­chia­tria i intry­gu­ją­cy wątek z depilatorem.

W zeszły czwar­tek nasze szkol­ne gazet­ki prze­szły dużą ope­ra­cję pla­stycz­ną. Chi­rur­dzy z Tuwi­ma to i owo pocię­li, ode­ssa­li, przy­pię­li i pospi­na­li, zna­czy się: zro­bi­li szko­le mały lifting. Gazet­ki to dro­biazg, ale jaka w sumie była­by szko­ła, gdy­by zabrać z niej deko­ra­cje, a pozo­sta­wić puste ścia­ny? (Puk puk) Dzień dobry, panie psychiatro.

Trze­ba przy­znać, że szkol­ny ludek potra­fi two­rzyć ład­ne, este­tycz­ne rze­czy. Oto gazet­ka przy­go­to­wa­na we czwar­tek przez kla­sę Pani Basi:

Gazetka z Asnyka (1)

Albo ta poni­żej. Nie ma miej­sca na nija­ki, bez­oso­bo­wy beton — two­rzy­ła kla­sa Pani Marzeny:

Gazetka z Asnyka (2)

Gazetka z Asnyka (3)

Czytaj dalej

Loading

Otrzęsiny pierwszaków

W zeszłą śro­dę wybra­li­śmy się całą szko­łą na cał­kiem przy­jem­ny rajd. Kla­sy pierw­sze zali­czy­ły przy oka­zji otrzę­si­ny — w tym roku rytu­ał miał miej­sce na biel­skich Bło­niach. Jak wia­do­mo, pod­czas kla­sycz­nych otrzę­sin spo­ty­ka­ją się dwie gru­py uczniów: jed­na jest mniej­sza i koniecz­nie chce brać udział w zaba­wie, a dru­ga gru­pa nie chce i w ogó­le nie uwa­ża tego wszyst­kie­go za nic faj­ne­go. Zna­czy się, kom­plet­ny łań­cuch pokar­mo­wy: po jed­nej stro­nie dra­pież­ni­ki, po dru­giej szczel­nie zbi­te stad­ko wytrzesz­czo­nych owie­czek. A pośrod­ku stra­gan z taki­mi zabaw­ka­mi jak widły, mio­tły, wia­dra oraz sło­iki z róż­ny­mi glu­ta­mi w środ­ku. A u nas?

A u nas jesień śre­dnio­wie­cza, tyl­ko dobrze to prze­czy­taj­cie. Zamiast izby tor­tur i sło­ików poja­wi­ło się coś w rodza­ju zajęć dla har­ce­rzy. Pano­wie i Panie z kla­sy 3 etp 👍 posta­wi­li przed mło­dy­mi kil­ka zadań na spo­strze­gaw­czość, zwin­ność i gru­po­we głów­ko­wa­nie, a potem obser­wo­wa­li wszyst­ko spo­koj­nie z boku. Otrzę­si­ny odby­wa­ły się same, każ­dy tor­tu­ro­wał się indy­wi­du­al­nie i na luzie… 😳😳😳

Tro­chę wię­cej powie film. Zobacz­cie jak kla­sa 1 bt prze­chy­trzy­ła star­szych uczniów — mie­li zdo­być kubek z wodą za pomo­cą liny i bez doty­ka­nia zie­mi. Głów­ka pra­cu­je! To tyl­ko jed­no z zadań, któ­re musie­li rozwiązać.

Czytaj dalej

Loading

Koronawirus, Japonia i latające głowy

Witam wszyst­kich po dłu­giej prze­rwie. Dzi­siej­szym wpi­sem otwie­ram nowy sezon zapi­sko­wy na szkol­nym blo­gu. Zna­la­zło­by się spo­ro dobrych tema­tów na pierw­szy wpis po wie­lu mie­sią­cach dez­ak­ty­wa­cji, ale żaden nie jest w sta­nie prze­bić aktu­al­no­ścią tema­tu epi­de­mii koro­na­wi­ru­sa. Mówiąc krót­ko, dzi­siaj będzie o COVIDZIE 19, dorzu­cę też egzo­tycz­ny wątek japoński.

Azja­tyc­ki wirus poże­ra­ją­cy płu­ca jak golon­kę i zamie­nia­ją­cy czło­wie­ka we wrak, któ­ry na pierw­sze pię­tro już zawsze będzie wjeż­dżał win­dą — Tuwim dobrze zna temat, chy­ba jeste­śmy pierw­szą biel­ską szko­łą na peł­nej kwa­ran­tan­nie. Od pią­te­go paź­dzier­ni­ka sie­dzi­my na zdal­nym naucza­niu, a trzy panie nauczy­ciel­ki zacho­ro­wa­ły na COVIDA. Trzy­mam za nie kciuki 🙂 🙂 🙂

Ile to wszyst­ko jesz­cze potrwa?

Na Dale­kim Wscho­dzie epi­de­mia już chy­ba słab­nie. Może cho­dzi też o to, że Chiń­czy­cy czy Japoń­czy­cy wal­czą z tą cho­ro­bą jako spo­łe­czeń­stwa a nie jed­nost­ki? My — na Zacho­dzie — sta­wia­my na indy­wi­du­alizm i wła­sne pry­wat­ne świa­ty, sku­pia­my się na wła­snych opi­niach, płu­cach i zaraz­kach. Jak ktoś nie chce masecz­ki, to nie oglą­da się na resz­tę, chy­ba że dosta­nie solid­ny man­dat. Ludzie wschod­niej pół­ku­li chy­ba bar­dziej postrze­ga­ją się jako czę­ści więk­szej cało­ści. Dzia­ła­nie w gru­pie mają w genach. Czy nam tro­chę tego nie brakuje?

Koro­na­wi­rus wyma­ga aktyw­ne­go prze­ciw­ni­ka. Gdy­by jeden czło­wiek miał się tłuc z koro­na­wi­ru­sem, mogła­by to być nasza Pani Doro­ta, sta­le pod­łą­czo­na do łado­war­ki mistrzy­ni bam­bu­so­we­go kija. Albo wytre­no­wa­ny przez nią oddział kara­te­ków. Na zdję­ciu typo­we zaję­cia w szkol­nej biblio­te­ce (kto prze­cho­dził tam tre­nin­gi naszej Biblio­te­kar­ki, ten zro­zu­mie). Pani Doro­ta wykrze­sze ener­gię nawet z leżą­ce­go kapcia 🙂

Pani Dorota

W‑S-T-A-W-A‑J  i  W‑A-L-C‑Z !

A może tele­fon do nasze­go eme­ry­to­wa­ne­go nauczy­cie­la języ­ka angiel­skie­go, Pana Ryszar­da Sto­ec­ke­ra? Pan Ryszard był zwią­za­ny z klu­bem tre­nu­ją­cym wschod­nie sztu­ki wal­ki (napraw­dę).

Ryszard karateka

Autor­ski cios „Tsu­na­mi dia­men­to­wej pięści”

Sko­ro już mowa o sztu­kach wal­ki i Dale­kim Wscho­dzie, to pro­po­nu­ję obej­rzeć poniż­szy fil­mik. Zro­bi­łem go w wol­nym cza­sie, poszło szyb­ko, zaję­ło mi to jakieś sześć godzin i dzie­sięć minut. Dokład­nie nie wiem, zmę­cze­ni cza­su nie liczą. Powsta­ło coś dla przedszkolaków:

Mówiąc krót­ko: psi­ku-psi­ku, i po owsiku.

To się zna­czy, faj­nie by było.

Nie­ste­ty, epi­de­mia jesz­cze potrwa. Jeśli ktoś chciał­by psy­chicz­nie odpo­cząć od tema­tu wiru­sa, to pro­po­nu­ję odro­bi­nę rze­czy­wi­sto­ści alter­na­tyw­nej. Na przy­kład książ­kę, po któ­rą nor­mal­nie by się nie się­gnę­ło. Coś spo­za zwy­kłych zain­te­re­so­wań. Oso­bi­ście wybrał­bym japoń­skie kli­ma­ty. Kraj, w któ­rym wyna­le­zio­no haiku, sumo, ori­ga­mi czy druk 3D ma chy­ba tro­chę cie­ka­wych rze­czy do zaoferowania.

Jed­ną taką książ­kę prze­czy­ta­łem w począt­kach pod­sta­wów­ki. Nosi­ła tytuł „Kwa­idan”. Autor zebrał w niej ludo­we japoń­skie baj­ki dla dzie­ci, na przy­kład o poże­ra­czu tru­pów albo lata­ją­cych gło­wach Roku­ro-kubi. Lata­ją­ce gło­wy odłą­cza­ły się od ciał albo roz­cią­ga­ły szy­je jak gum­ki recep­tur­ki, po czym krą­ży­ły po oko­li­cy i pró­bo­wa­ły pod­słu­chi­wać ludzi lub wysy­sać im krew. Podob­no nale­ża­ły do paskud­nych, wścib­skich osób. Wujek, któ­ry mi poda­ro­wał książ­kę zasy­piał w prze­ko­na­niu, że zro­bił dobry uczy­nek, bo zago­nił mnie do czy­ta­nia. Ja zasy­pia­łem przy włą­czo­nej  żarów­ce. Dzi­siaj nawet koro­na­wi­rus nie robi na mnie takie­go wrażenia.

Moż­na też czy­tać w Inter­ne­cie. Wła­śnie tam nie­daw­no tra­fi­łem na arty­kuł, któ­ry przy­po­mniał mi o egzo­tycz­nym Kra­ju Kwit­ną­cej Wiśni. Tekst opo­wia­dał o dziw­nej pato­lo­gii, któ­ra od nie­daw­na drę­czy Japoń­czy­ków — cho­dzi tu o spa­nie na jezd­ni. Tak, spa­nie na jezd­ni. Podob­no odno­to­wa­no tysią­ce przy­pad­ków, gdy Japoń­czyk poło­żył się spać na środ­ku ruchli­wej dro­gi. Zacy­tu­ję por­tal internetowy:

Co cie­ka­we, wśród prak­ty­ku­ją­cych tę nie­ty­po­wą for­mę odpo­czyn­ku odno­to­wa­no wie­le kobiet, a ludzie nie­rzad­ko roz­bie­ra­ją się, myśląc, że przy­szli do domu i kła­dą się do łóżka.

Ach, ci potom­ko­wie Kami­ka­ze i samu­ra­jów, ludzie żyją­cy w sta­łym napię­ciu ner­wo­wym… Jeśli kogoś inte­re­su­je spa­nie na asfal­cie, rzu­cam link: https://wydarzenia.interia.pl/swiat/news-nietypowe-zjawisko-w-japonii-klada-sie-na-drodze-i-spia-taki,nId,4677227

Chy­ba już się poże­gnam. A jak zdal­ne naucza­nie powró­ci, odłą­czę swo­ją gło­wę od cia­ła i pole­cę zaj­rzeć do zna­jo­mych ze szkoły.

No to nara! Sajonara!

Loading

Strajk nauczycieli. Podsumowanie gorącego kwietnia.

Dzi­siaj trud­ny temat — kwiet­nio­wy strajk nauczy­cie­li, naj­więk­szy i naj­dłuż­szy strajk w histo­rii pol­skiej szko­ły, a zara­zem trzy gorą­ce tygo­dnie w murach Tuwi­ma, gdzie straj­ko­wa­li nie­mal wszy­scy „zdol­ni do nosze­nia kre­dy”. Od razu też uprze­dzam, że poniż­szy wpis nie wpę­dza mnie w samo­za­chwyt. Dłu­go się do nie­go zabie­ra­łem i wciąż jesz­cze nie wyda­je mi się ukoń­czo­ny, a sam temat jest draż­li­wy i moc­no nała­do­wa­ny emo­cja­mi. Z dru­giej stro­ny czas mija…

Nie chcę przy­nu­dzać, ale na począt­ku wypa­da podać kil­ka suchych danych. Po pierw­sze, strajk trwał trzy tygo­dnie (nawet pod­czas Świąt Wiel­ka­noc­nych). Po dru­gie, straj­ko­wa­no wyjąt­ko­wo maso­wo. W naszym mie­ście do pro­te­stu przy­stą­pi­li nauczy­cie­le z więk­szo­ści pań­stwo­wych pla­có­wek oświa­to­wych — poło­wy przed­szko­li oraz wszyst­kich pod­sta­wó­wek (22) i szkół śred­nich (17). Po trze­cie, strajk wca­le się jesz­cze nie zakoń­czył, tyl­ko został tym­cza­so­wo zawieszony.

Ulotka strajkowa

Magicz­ny tysiąc…

Wyda­je się, że w mediach i na uli­cy prze­wa­ża pro­sty prze­kaz: doszło do straj­ku, gdyż nauczy­cie­le doma­ga­li się pod­wyż­ki płac o tysiąc zło­tych. Rza­dziej sły­chać, że uczą­cy wal­czy­li o god­ność zawo­du i zmia­ny w oświa­cie, że podob­nie jak inni mają na utrzy­ma­niu rodzi­ny, a pen­sje rosną bar­dzo wol­no. Mówi­my o mate­ria­li­zmie, twar­dym stą­pa­niu po zie­mi, czy też obraz jest bar­dziej zło­żo­ny? Każ­dy ma oczy­wi­ście pra­wo do swo­jej opi­nii, byle by ją sobie wyro­bił w uczci­wy spo­sób. Nie­ko­niecz­nie pod wpły­wem jed­noz­da­nio­wych komen­ta­rzy z forów inter­ne­to­wych i memów, gdzie moż­na prze­czy­tać, że „nauczy­cie­le pod­pa­li­li kate­drę Notre Dame”… 🙁

Dobra, wróć­my do naszej szko­ły. W Tuwi­mie strajk trwał od ósme­go do dwu­dzie­ste­go  pią­te­go kwiet­nia i został zawie­szo­ny wkrót­ce po kla­sy­fi­ka­cji matu­rzy­stów przez Radę Peda­go­gicz­ną. W godzi­nach pra­cy nauczy­cie­le nie mogli spraw­dzać wypra­co­wań i kla­só­wek, wpi­sy­wać ocen do dzien­ni­ka, ani nawet sprzą­tać „bała­ga­nu” w swo­ich szkol­nych szaf­kach. Byli pozo­sta­wie­ni myślom w swo­ich gło­wach i — nie ukry­waj­my — emo­cjom. Nie było fety.

Jeże­li już ktoś świę­to­wał, to Sfe­ra i inne skle­py, skle­pi­ki i loka­le gastro­no­micz­ne. Sły­sza­łem, że każ­de­go dnia dłu­żej liczy­ły utarg po tłum­nych odwie­dzi­nach uczniów…

Pod­czas pro­te­stu nauczy­cie­le Tuwi­ma inten­syw­nie obser­wo­wa­li roz­wój sytu­acji „straj­ko­wej” w kra­ju. Nie­któ­rzy chro­ni­li się przed rze­czy­wi­sto­ścią przy sto­le z gra­mi plan­szo­wy­mi, gdzie bry­lo­wa­ła gra stra­te­gicz­na „Catan”, a póź­niej zwy­kłe kost­ki do gry. Nawia­sem mówiąc, trud­no o traf­niej­szą para­fra­zę sytu­acji w oświa­cie, gdzie kolej­ne dni przy­no­si­ły straj­ku­ją­cym roz­ma­ite zaska­ku­ją­ce nowiny.

Więk­szość straj­ku­ją­cych „zaba­ry­ka­do­wa­ła się” w poko­ju nauczy­ciel­skim, nato­miast przed­sta­wi­cie­le rebe­lian­tów — Komi­tet Straj­ko­wy — oko­pa­li się na uczniow­skiej por­tier­ni, gdzie biło dru­gie ser­ce rewo­lu­cji (sam nie wie­rzę, że to piszę, ale cóż — Lenin wiecz­nie żywy :)). To tam codzien­nie two­rzo­no listy straj­ku­ją­cych na następ­ny dzień i szcze­gól­nie wni­kli­wie komen­to­wa­no roz­wój straj­ku w Tuwi­mie i innych szkołach.

Od cza­su do cza­su w gro­nie pro­te­stu­ją­cych pada­ły krót­kie, wymow­ne sło­wa — „Od jutra koń­czę strajk. Dłu­żej nie dam już rady”. W takich sytu­acjach nie ocze­ki­wa­no wyja­śnień, nikt niko­go nie osą­dzał ani nie pięt­no­wał roz­pa­lo­nym żela­zem jako „łami­straj­ka”, albo odwrot­nie — jako „fana­ty­ka rewo­lu­cji” czy „dżi­ha­dy­stę”. Na szczę­ście. Sły­sza­łem nie­ste­ty, że w innych szko­łach docho­dzi­ło cza­sa­mi do ostrych kłót­ni mię­dzy straj­ku­ją­cy­mi i niestrajkującymi.

A ucznio­wie Tuwi­ma? …Szko­ła bez uczniów to bar­dzo dziw­ne miej­sce. Smutne.

W ostat­nim tygo­dniu straj­ku w szko­le domi­no­wa­ło mil­cze­nie, nauczy­cie­le poza­my­ka­li się w swo­ich świa­tach wewnętrz­nych na czte­ry spu­sty. Nie było fety, była bryn­dza. Wresz­cie ogło­szo­no zawie­sze­nie pro­te­stu. Jed­na z pań nauczy­cie­lek się popła­ka­ła, wca­le nie dla­te­go, że magicz­ny tysiąc prze­szedł jej koło nosa.

Tutaj zawie­szam wpis na temat strajku…

Pozdra­wiam ze swo­je­go fote­la na koniec sza­re­go, desz­czo­we­go dnia 🙂

Loading

Nasza kapsuła czasu

Nadej­ście nowe­go roku nastra­ja do roz­my­ślań nad prze­mi­ja­niem i zmien­ną natu­rą rze­czy­wi­sto­ści. Pierw­szo­kla­si­sta może sobie pomy­śli, „jesz­cze nie­daw­no pia­skow­ni­ca, a dzi­siaj Tuwim”. Ktoś star­szy doko­na obser­wa­cji w sty­lu bud­dyj­skim, „wyda­je mi się, że jestem cza­sow­ni­kiem”. Tem­pus fugit — czas ucie­ka. Czy da się coś na to poradzić?

W Tuwi­mie wymy­śli­li­śmy sposób.

Gru­dzień 2018. Skar­pa przed szko­łą, na skar­pie ludek szkol­ny tło­czy się wokół dziu­ry wyko­pa­nej w zie­mi. Nie­bo nad gło­wa­mi sza­re, wie­je wiatr. Ludek stoi i cze­ka na roz­po­czę­cie wyda­rze­nia, obok krę­ci się kame­rzy­sta. — „Niech się pan scho­wa z tyłu, wyglą­da pan jak gra­barz!” — sły­chać kry­tycz­ne sło­wa Pani Doro­ty pod adre­sem Pana Kon­ser­wa­to­ra, któ­ry stoi tuż przy uczniach w swo­ich pan­cer­nych gumow­cach. Pan Kon­ser­wa­tor cicho odsu­wa się na dal­szy plan. To On wygła­dzi zie­mię po tym, jak kap­su­ła cza­su wylą­du­je w wyko­pa­nym dołku.

No wła­śnie… kap­su­ła cza­su. Ludzie od zawsze pró­bu­ją zamy­kać teraź­niej­szość w róż­nych trwa­łych pojem­ni­kach — z kamie­nia, meta­lu, albo z liter. Chcą zosta­wić przy­szłym poko­le­niom pamiąt­kę po sobie, coś cza­so­od­por­ne­go. Nasza kap­su­ła nie jest zbyt cen­na mate­rial­nie, ale kie­dyś będzie mieć swo­ją war­tość pamiąt­ko­wą. Z zewnątrz to po pro­stu meta­lo­wa waliz­ka, szkło, pla­stik, papier i płót­no — bez szan­sy na recy­kling 🙂 A w środ­ku my — nasze zdję­cia, mun­du­rek hote­la­rza, szkol­ne bro­szur­ki i list do ludzi z przy­szło­ści w solid­nej flasz­ce. Film, na któ­rym śpie­wa­my hymn i wypusz­cza­my w nie­bo bia­ło-czer­wo­ne balo­ni­ki. MP3 z rapu­ją­cą Panią Mary­sią, ponad sto fotek z raj­dów, prak­tyk zawo­do­wych i róż­nych szkol­nych wyda­rzeń, maga­zyn samo­rzą­do­wy ze wzmian­ką o szko­le. Wszyst­ko zapa­ko­wa­ne do wor­ków (ich wylo­ty szczel­nie sto­pi­ło żelaz­ko, nawet mrów­ka się nie prze­ci­śnie do celu­lo­zy w środ­ku) i solid­nej meta­lo­wej waliz­ki ze skle­pu Jula.

Pan Dyrek­tor zaglą­da w dołek i roz­po­czy­na się uro­czy­stość. Kamil z 3 at odczy­tu­je krót­kie pismo adre­so­wa­ne do przy­szłych poko­leń. Wyli­cza wobec zgro­ma­dzo­ne­go tłum­ku zako­py­wa­ny inwen­tarz. „Bło­go­sła­wi” zna­laz­cę, któ­ry w przy­szło­ści zadba o rze­czy w zna­le­zio­nej waliz­ce. Wygła­sza też nie­win­ną klą­twę, któ­ra nasy­ła na ewen­tu­al­ną „psu­ję z przy­szło­ści” mrów­ki, pijaw­ki i jeże. Na szczę­ście lista nie­szczęść nie obej­mu­je komorników.

Ojciec Kac­per z para­fii Św. Julia­na uno­si waliz­kę nad dołkiem.

Kac­per: „Niech prze­trwa na wie­ki wieków!”

Chór gra­ba­rzy: „Amen!”

Wie­leb­ny kła­dzie kap­su­łę na dnie jamy. Na waliz­kę — niczym na umrzy­ka — sypią się grud­ki zie­mi. Tyle tyl­ko, że skrzyn­ka ma kie­dyś ożyć, za sto lat albo i wię­cej… 🙂 Oca­le­je… pew­nie oca­le­ją też pan­cer­ne gumow­ce Pana Kon­ser­wa­to­ra, ale to już inna sprawa 🙂

W ruch idzie łopa­ta. Żegnaj kap­su­ło, będzie mi Cię brakowało!

Pozdra­wiam wszystkich!

Loading

Milicjanci, demonstranci i zwykli spryciarze. Happening jak rzeczywistość…

Czwar­tek, ósmy listo­pa­da. Szkol­nym kory­ta­rzem tupie roz­krzy­cza­na gru­pa dziew­cząt. Żąda­ją jed­ne­go: „Kobie­ty na trak­to­ry!!! Kobie­ty na trak­to­ry!!!” Zaraz sobie przy­po­mi­nam, że dzi­siaj w szko­le odby­wa się hap­pe­ning zor­ga­ni­zo­wa­ny z oka­zji Obcho­dów Świę­ta Nie­pod­le­gło­ści. Jak się jesz­cze oka­że, wyda­rze­nie prze­nie­sie szko­łę w oko­li­ce koń­ca Pierw­szej Woj­ny Świa­to­wej oraz do epo­ki PRL, poka­że też, jak nasz kraj odzy­ski­wał nie­pod­le­głość w 1918 oraz 1989 roku.

Całość wyre­ży­se­ro­wa­ła Pani Gosia. Będzie gorą­co. Pamię­tam szkol­ne spek­ta­kle Pani Pro­fe­sor, na któ­rych zawsze dzia­ło się coś spektakularnego 🙂

Dzi­siaj jest podob­nie. Oto jed­na ze scen — cza­sy komu­ny, lud pozu­je z papie­rem klo­ze­to­wym, któ­ry był wte­dy trud­no dostęp­ny — na Pola­ka ponoć przy­pa­da­ło rocz­nie sie­dem rolek (zabaw­ne szcze­gó­ły tutaj). Ład­niej było­by powie­dzieć „papier toa­le­to­wy”, ale lud pra­cu­ją­cy PRL odwie­dzał klo­ze­ty, „toa­le­ta” koja­rzy­ła się ze schlud­no­ścią i „bur­żuj­stwem” (tro­chę przesadzam) 🙂

Papier-cud

Grup­ka robot­ni­ków, po pra­wej z przo­du roz­po­zna­ję bry­ga­dzi­stę Mate­usza. Na mój gust kom­bi­na­to­rzy, któ­rych zna każ­dy czło­wiek w potrze­bie — papier klo­ze­to­wy to cen­ny towar w bied­nym PRL, a spry­cia­rze zapew­ne wyno­szą go po cichu z pra­cy i „opy­la­ją” potrze­bu­ją­cym. Wil­li z tego nie będzie, ale może nasi spry­cia­rze doro­bią się kolek­cji winyli?

Kombinatorzy

Zwo­len­ni­cy Par­tii i gło­wy pań­stwa, Wła­dy­sła­wa Gomuł­ki. Zado­wo­le­ni posia­da­cze papie­ru toa­le­to­we­go oraz ci, któ­rzy szcze­rze wie­rzą w sys­tem socja­li­stycz­ny. A na środ­ku u góry szczę­śli­wy mili­cjant. Chwi­la, czy to nie Mate­usz, han­dlarz papie­rem klo­ze­to­wym? Ten to się umie życio­wo ustawić… 🙂

Zawsze z Partią

Zakład pra­cy Two­im dru­gim domem! Napis niczym żół­ta wywiesz­ka w pobli­żu prze­wo­dów wyso­kie­go napię­cia, „DOTKNIĘCIE GROZI PORAŻENIEMZGONEM!”. Sym­pa­tycz­ne dziew­czę­ta oczy­wi­ście w stro­jach z epoki.

Zakład pracy twoim domem

Zła wia­do­mość dla miło­śni­ków bim­bru: dzie­wusz­ce po lewej u góry wyra­sta z gło­wy kijek z dra­ma­tycz­nym napi­sem: Bim­ber przy­czy­ną śle­po­ty! Tak pro­pa­gan­da PRL zała­twia edukację.

Bimber

Poli­tycz­nie kraj jest uza­leż­nio­ny od Związ­ku Radziec­kie­go. Oby­wa­te­le są kon­tro­lo­wa­ni przez pań­stwo. Dosyć…

Precz z komuną

Wła­dza nie lubi demon­stran­tów. Kogo by tu… zaha­czyć…? Kogo by tu…

Komu by tu przylać

Zaha­czo­ne…

Są ranni

Jed­no z klu­czo­wych wyda­rzeń, któ­re przy­czy­ni­ły się do powro­tu nie­pod­le­głej Pol­ski w 1989 roku — Okrą­gły Stół. Wła­dza zasia­da do roz­mów z opo­zy­cją. Klu­czo­wy moment happeningu.

Okrągły Stół

Oto histo­ria pół  żar­tem, pół serio. Moim zda­niem, strzał w dziesiątkę 🙂

Jak powie­dzia­ła mi Pani Gosia, do udzia­łu w hap­pe­nin­gu zgło­si­ło się oko­ło czter­dzie­stu uczniów z róż­nych klas. To świet­ny wynik, dobrze, że ludek chce się anga­żo­wać w podob­ne even­ty. Nie­pod­le­głość też nam wywal­czy­li ludzie, któ­rym — mówiąc potocz­nie — „się chcia­ło”. Cho­ciaż, oczy­wi­ście, kosz­to­wa­ło Ich to znacz­nie wię­cej. Pamię­taj­my o Nich i prze­ło­mo­wych chwi­lach w naszej historii.

Pozdra­wiam Panią Gosię i uczest­ni­ków hap­pe­nin­gu, oraz wszyst­kich czytelników!

Loading